Oczywiście na Openerze z całej
znanej mi prawicy spotkałem tylko Futrzaka, który jest prawicą zdecydowanie
umiarkowaną w najbardziej chwalebnym znaczeniu określenia „umiarkowany”.
Oczywiście do Babich Dołów (nazywanych przez jakichś urzędowych purytanów
od jakiegoś czasu bezpłciowo Gdynią-Kosakowem) nie udałem się, Boże uchowaj, w
celach ewangelizacyjnych ani agitacyjnych. Po prostu lubię. A jak mi ktoś
powie, że bywanie w takich miejscach chwały nie przynosi to mu odpowiem, że
diabła dużo łatwiej spotkać tam, gdzie się go w żadnym razie nie spodziewamy. Choćby
i przy goleniu. A Opener jest miejscem równie piekielnym jak małżeńskie łoża
większości z nas gdy nam przychodzi ochota pomiętosić w nich nasze baby/facetów
w celach nie prokreacyjnych lecz rekreacyjnych.
Oczywiście nie spodziewałem się spotkać tam, w tych Babich Dołach zwanych
dziś Gdynią-Kosakowem, Jarosława Kaczyńskiego. Nawet gdybym go tam zobaczył to
nadal bardziej bym się spodziewał zobaczyć tam samego diabła niż jego. Bo
byłoby to zbyt naciągane i zupełnie bez sensu.
Ten wstęp to mniej lub bardziej udana próba atrakcyjnego nawiązania do
tematu, który pojawił się dzisiaj w dwóch ciekawych tekstach. Pierwszy z nich
to tekst Coryllusa „Winnetou kopie czajnik”*. To kawałek znakomitej
publicystyki (oczywiście do momentu, póki nie postanawia i w nim wrócić w
koleiny, w których od jakiegoś czasu pasjami lubi śmigać), którą ja chętnie bym
tak samo napisał gdybym miał choćby namiastkę jego talentu i umiejętności. Drugi
tekst, autorstwa W. Wybranowskiego, zatytułowany „Wyobraźnia po prawej stronie”**
opublikowała dzisiejsza „Rzeczpospolita”.
Coryllus (nie koniecznie grzecznie choć trudno go momentami nie rozumieć)
rozprawia się tym, jak „mały Jasio” czyli nasza mniej lub bardziej
mainstreamowa prawica wyobraża sobie archetyp konserwatysty, jak próbuje nim,
wcielonym czy to w Terlikowskiego czy też w Hofmana, uwodzić potencjalnych zwolenników i
co może dzięki temu osiągnąć. I po przeczytaniu Coryllusa trudno nie mieć
ponurych myśli.
Tekst Wybranowskiego ma wymowę z pozoru optymistyczną i opisuje skuteczną
inwazję pisarzy o prawicowych poglądach w tak zwanym „obszarze fantastyki
naukowej”. Zakończonej objęciem tam absolutnego „rządu dusz” Nie dziwię się
pozytywnym emocjom Wybranowskiego bo faktycznie ta część naszej współczesnej literatury
wyrodziła z siebie (to taki ukłon w stronę Największego moim zdaniem wśród
nich- Dukaja, nawiązujący oczywiście do wyradzania się Lutych w jego znakomitym
„Lodzie”) najmniej wątpliwe talenty i najbardziej przekonujące dzieła. Nie
dziwię się Wybranowskiemu również dlatego, że prawicowa dominacja w obszarze
mniej lub bardzie naukowego „bujania w obłokach” jest przytłaczająca a ideowo
obca konkurencja po prostu nie istnieje.
Tyle, że to pozory. A optymizm Wybranowskiego jest zdecydowanie na
wyrost. Myślę, że lewica po prostu ma gdzieś „bujanie w obłokach”. Znacznie
bardziej woli bujać się na siedzeniach swych drogich aut albo w skórzanych
fotelach prezesów wielkich i bogatych firm. Od zdobywania „rządu dusz” woli
zwyczajnie rządzić. A jeśli już bierze się za pisanie to raczej wybiera tematy
bardziej „aktualne” i formy mniej klasyczne a więc i mniej podatne na
oskarżenia o pusty bełkot i grafomanię. I w dodatku mogące liczyć na jakąś tam „Nike”
i stosowne dofinansowanie, z tak zwaną „górką” rekompensujące brak większego
(czy jakiegokolwiek) zainteresowania czytelników.
To, na co wskazuje Coryllus a czego nie zauważa Wybranowski, i co jest
największą słabością prawicy starającej się zdobyć skutkujące zdobyciem władzy
poparcie, to niewłaściwy wybór pola walki. Polega to na tym, że prawica ma w
zwyczaju wikłać się w kampanie, które ich politycznych rywali nie interesują i
za nic nie są w stanie absorbować. To jeszcze nie byłoby takie złe. Jednak ów
brak zainteresowania rywali nie jest skutkiem ich widzimisię lecz tego, iż
dokładnie tak samo czyli wcale nie interesują one tych, do których w konkury
uderza prawica. Opisałem to najdelikatniej jak się dało.
I tu jedyną cechą godną podziwu gdy patrzy się na te chybione konkury
jest upór i konsekwencja. Przypominająca takiego pryszczatego kujona, który
podejmuje 134 próbę pierwszego skutecznego poderwania dziewczyny, starając się
jej zaimponować znajomością całek. Tak samo jak 133 poprzednim.
Wiara w to, że będzie się toczyć walkę na własnym terenie i w dodatku na
własnych zasadach irytuje i skalą naiwności i jej konsekwencją. Ta walka siłą
rzeczy, co zresztą ostatnio mogliśmy znów oglądać w dwóch spektakularnych
wydaniach, musi być walka bratobójcza.
I choćbym mógł jeszcze długo na ten temat. Zamiast tego wracam do Babich
Dołów. I wbrew pozorom robię to ciągle pozostając w poruszanym temacie. Wśród
tych (jak szacowano) 50 tysięcy, co się tam zjechało, była pewnie spora grupa
takich, którzy nie tak dawno zadziwili „całą Polskę” w osobach kilku
Stasińskich i im podobnych, dając „obciachowemu” PiS-owi największe poparcie
wśród najmłodszych, często dopiero przyszłych wyborców. Przed tak „czającymi
bazę” formacjami jak Ruch Parcia Pajacyka czy partia przewodnia. I to właśnie,
jak sugeruje Coryllus (tak mi wychodzi) sprawia, że ten mój tytuł przestaje
mieć żartobliwą wymowę. Takie babie Doły powinny stać się naturalnym miejscem,
w którym czy to Jarosław Kaczyński czy to następni po nim „Kaczyńscy” powinni
planować wygrane bitwy i szukać rekruta.
Powinni zacząć na przykład od przeczytania Pilipiuka by zobaczyć, że wstecznik
i antykomunista, który uwiódł niemałą część tych, którzy na wszystko, co po
prawej plwają głośno i zamaszyście nie nosi jedwabnej krawatki i nie ma dupki
opiętej portkami w kancik tylko „kufajkę” i „filcaki”. A z obcych języków zna
chyba tylko łacińskie słowo na q i coś tam po rusku. Pewnie będzie im trudno
uwierzyć, że Jakuba Wędrowcza w ogóle można lubić. Ale niech zaczną. Świat nie
zawsze jest taki, jak im się wydaje.
Na koniec, coś z Babich Dołów. Futrzak pewnie się uśmieje jak zobaczy, że
ze mnie taka konserwa ale tej pani (wielkie dzięki Nina!) głownie tam
pojechałem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz