czwartek, 12 lipca 2012

Paranoja rosemanna (Furtka to brama na oścież)


Przeczytałem kilka dni temu tekst-list-anonim, zamieszczony na blogu Matki Kurki. Frapujący dość. Intrygujący zaś,  jeśli prawdziwy. Pewnie zastałbym przy ty „frapującym” i nie wynika to wcale z mej osobistej niechęci do właściciela bloga. Bo za nią nie idzie absolutnie brak uczciwej oceny zarówno osiągniętej pozycji  jak i umiejętności  tego autora.
By nie było to, co przeczytałem i innym polecam, tylko „frapujące”, trzeba by albo podeprzeć zafrapowanego rosemanna jakimś namacalnym konkretem albo… czasem zdarza się, że pojawia się coś jak błysk, tyle, że nie przed oczami a w tyle głowy. Nie jest to nic namacalnego alb też jest namacalne ale nie do końca tak dosłownie.
Tekst umieszczony u matki Kurki zawiera między innymi zapowiedź rewizji oficjalnej wersji przyczyn smoleńskiej tragedii. Rewizji będącej takim tycim odstępstwem od „kursu i ścieżki”, którą podążała oficjalna narracja.
I zaraz pod tekstem pojawia się takie coś. Choć z pozoru nic takiego. jeszcze nie ten wspomniany błysk z tyłu głowy. Jeden z komentatorów, podpisany jako  cmss, odnosząc się właśnie do tej zapowiedzi umieścił taka odpowiedź:
Na ile się orientuję, w interpretacji oficjalnej po prostu nie ma możliwości jakiejkolwiek zmiany. Furtka to brama na oścież. *
Pozwoliłem sobie podkreślić tę arcymądrą konkluzję komentatora bo z ust i z głowy mi ja wyjęto. Nie może być inaczej by ktokolwiek oficjalnie odważył sie choćby spojrzeć zezem na konstrukcję zbudowana pod kierunkiem pana Millera. Jest ona jak domek misternie układany z kart. jak się z niego, czyli z niej wyjmie choćby jeden element, mówiąc, że nie pasuje, poleci wszystko. Choćby dlatego, że teraz wszystkie pasują o czym zostaliśmy przekonani po stokroć.
 I każdy, kto coś tam w sprawie tragedii smoleńskiej myśli, wie dobrze, że powiedzieć teraz oficjalnie „tu w tym kawałku jest nie tak” sprawi, że „nie tak” będzie już w całokształcie. Taka logika i już. Skądinąd słuszna jeśli wziąć pod uwagę terror wciskanego nam „monolitu wersji oficjalnej”
Zatem bez wątpienia „furtka to brama na oścież”.
Do pewnego było to takim błyskotliwym bon motem.
Błysnęło gdy wysłuchałem nagrania rozmowy pani Kublik z M. Żyliczem, członkiem „komisji Millera”. Ekspert oczywiście pozostaje „wierny” temu, pod czym się dotąd podpisywał ale w ramach tej „wiary” w pewnym momencie nie tylko „uchyla furtkę” ale wręcz ją wykopuje z zawiasów. Pytany o to, co zrobić z tym, że 18 % badanej populacji wierzy w możliwość zamachu w Smoleńsku a 33% nie wierzy że prawda zostanie wyjaśniona. „Gdybym ja był doradcą naszego rządu, to bym doradził jedyną, prostą i skuteczną metodę ucięcia wszelkich tych kłamstw. Mianowicie wznowić „komisję Millera albo powołać nową komisję, w tej komisji… z tej komisji wydzielić kilku potrzebnych do tego ekspertów do wyjaśnienia tych kwestii, które zostały spor… są sporne o tyle, że zostały tam ustalenia komisji zakwestionowane przez „komisję Macierewicza”. I ta komisja wznowiona czy też nowa, bo nowa też jest potrzeba bo będą inne wypadki może, powinna zaprosić ekspertów polonijnych, którzy dla „komisji Macierewicza” przygotowali swoje ekspertyzy i swoje tezy, żeby przedstawili je komisji i skonfrontowali swoje poglądy z materiałami, dokumentami i dowodami, które posiada komisja. Jeżeli zmienią swoje tezy, to bardzo dobrze, jeżeli nie zmienią, a także jeżeli nie odpowiedzą na to zaproszenie… nie spotkają się z komisją, to pozostaje nam jeszcze możliwość postarania się jednak o to, żeby te ich tezy, te ich argumenty zostały komisji w jakiś sposób udostępnione”**
„Dobrze gada!” powie ktoś, słuchając tego, co zacytowałem. Z pozoru dobrze. Ale postaw się „ktosiu” szanowny w takiej sytuacji.
Jest ów pan znakomitym lekarzem, członkiem konsylium, które właśnie postawiło diagnozę i ustaliło metodę leczenia kogoś bliskiego Ci, kto ciężko zachorzał. I nagle, gdy konsylium już szykuje lancety a operatorzy myją sumiennie i dokładnie ręce, pojawiają się głosy różnych, ze lepsza laparoskopia, bańki na plecy, przykładanie chleba ugniecionego z pajęczyną albo lewatywę z mydlin. Są i tacy, co wprost mówią, że starczy, by pacjent o północy stanął na jednej nodze na rozstajach dróg. Mówią z przekonaniem, nagłaśniają swe opinie. I nagle słyszysz, że 18% twoich bliskich wierzy, że operatorzy zaszlachtują pacjenta a 33% nie wierzy w skuteczność terapii. A  ów ekspert sugeruje, by zwoływać ponownie konsylium, gdzie zaprosi się tych od baniek i od lewatywy by wysłuchać ich tez i argumentów.
Uznałbyś „ktosiu” szanowny, że ekspert oszalał albo… też byś uznał, że z terapią jest coś nie tak. Może przeszedłbyś na „jasną stronę”. Właśnie tą furtką otwartą nieświadomie kopniakiem na oścież.
Zanim zaczniesz mi sugerować, że oponentów Żylicza uznałem za szarlatanów, wyjaśniam, ze to ON ich tak ocenia. Wszak to ON mówił wyraźnie o kłamstwach! I z tymi, jak uznał, kłamcami chce się spotykać?!  Widocznie nie do końca wierzy…
Oczywiście Żylicz nie oszalał. I w swoje tezy wierzy jeszcze bez zastrzeżeń. Jak i w to, że zrobili wszystko, co powinni. Przestał jednak wierzyć w to, że przekonają o tym wszystkich. Chyba nawet obawia się, ze przekonanych zacznie ubywać. I jakoś tam wierzy w cud. I tym cudem ma być „postaranie się jednak o to, żeby te ich tezy, te ich argumenty zostały komisji w jakiś sposób udostępnione”. W formie Biniendy i  Szuladzińskiego, którzy stawią się po to, by ich „zwalcować”.
Pamiętam, jak kiedyś inni byli pewni, że Miodowicz zwalcuje Wałęsę…
Mam paranoję, nie… :)
Przeczytajcie tekst u Kurki i posłuchajcie eksperta. Też dostaniecie…


1 komentarz:

  1. Wolałabym nie czytać niczego tej autorki, właśnie z powodu osobistej niechęci :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń