Przeczytałem
kilka dni temu tekst-list-anonim, zamieszczony na blogu Matki Kurki. Frapujący
dość. Intrygujący zaś, jeśli prawdziwy.
Pewnie zastałbym przy ty „frapującym” i nie wynika to wcale z mej osobistej niechęci
do właściciela bloga. Bo za nią nie idzie absolutnie brak uczciwej oceny
zarówno osiągniętej pozycji jak i
umiejętności tego autora.
By
nie było to, co przeczytałem i innym polecam, tylko „frapujące”, trzeba by albo
podeprzeć zafrapowanego rosemanna jakimś namacalnym konkretem albo… czasem
zdarza się, że pojawia się coś jak błysk, tyle, że nie przed oczami a w tyle
głowy. Nie jest to nic namacalnego alb też jest namacalne ale nie do końca tak
dosłownie.
Tekst
umieszczony u matki Kurki zawiera między innymi zapowiedź rewizji oficjalnej
wersji przyczyn smoleńskiej tragedii. Rewizji będącej takim tycim odstępstwem
od „kursu i ścieżki”, którą podążała oficjalna narracja.
I
zaraz pod tekstem pojawia się takie coś. Choć z pozoru nic takiego. jeszcze nie
ten wspomniany błysk z tyłu głowy. Jeden z komentatorów, podpisany jako cmss,
odnosząc się właśnie do tej zapowiedzi umieścił taka odpowiedź:
Na ile się
orientuję, w interpretacji oficjalnej po prostu nie ma możliwości jakiejkolwiek
zmiany. Furtka to brama na oścież. *
Pozwoliłem sobie podkreślić tę arcymądrą konkluzję
komentatora bo z ust i z głowy mi ja wyjęto. Nie może być inaczej by ktokolwiek
oficjalnie odważył sie choćby spojrzeć zezem na konstrukcję zbudowana pod
kierunkiem pana Millera. Jest ona jak domek misternie układany z kart. jak się
z niego, czyli z niej wyjmie choćby jeden element, mówiąc, że nie pasuje,
poleci wszystko. Choćby dlatego, że teraz wszystkie pasują o czym zostaliśmy
przekonani po stokroć.
I każdy, kto coś tam w sprawie tragedii
smoleńskiej myśli, wie dobrze, że powiedzieć teraz oficjalnie „tu w tym kawałku
jest nie tak” sprawi, że „nie tak” będzie już w całokształcie. Taka logika i
już. Skądinąd słuszna jeśli wziąć pod uwagę terror wciskanego nam „monolitu
wersji oficjalnej”
Zatem
bez wątpienia „furtka to brama na oścież”.
Do
pewnego było to takim błyskotliwym bon motem.
Błysnęło
gdy wysłuchałem nagrania rozmowy pani Kublik z M. Żyliczem, członkiem „komisji
Millera”. Ekspert oczywiście pozostaje „wierny” temu, pod czym się dotąd
podpisywał ale w ramach tej „wiary” w pewnym momencie nie tylko „uchyla furtkę”
ale wręcz ją wykopuje z zawiasów. Pytany o to, co zrobić z tym, że 18 % badanej
populacji wierzy w możliwość zamachu w Smoleńsku a 33% nie wierzy że prawda
zostanie wyjaśniona. „Gdybym ja był doradcą naszego rządu, to bym
doradził jedyną, prostą i skuteczną metodę ucięcia wszelkich tych kłamstw.
Mianowicie wznowić „komisję Millera albo powołać nową komisję, w tej komisji… z
tej komisji wydzielić kilku potrzebnych do tego ekspertów do wyjaśnienia tych
kwestii, które zostały spor… są sporne o tyle, że zostały tam ustalenia komisji
zakwestionowane przez „komisję Macierewicza”. I ta komisja wznowiona czy też
nowa, bo nowa też jest potrzeba bo będą inne wypadki może, powinna zaprosić
ekspertów polonijnych, którzy dla „komisji Macierewicza” przygotowali swoje
ekspertyzy i swoje tezy, żeby przedstawili je komisji i skonfrontowali swoje
poglądy z materiałami, dokumentami i dowodami, które posiada komisja. Jeżeli
zmienią swoje tezy, to bardzo dobrze, jeżeli nie zmienią, a także jeżeli nie
odpowiedzą na to zaproszenie… nie spotkają się z komisją, to pozostaje nam
jeszcze możliwość postarania się jednak o to, żeby te ich tezy, te ich
argumenty zostały komisji w jakiś sposób udostępnione”**
„Dobrze
gada!” powie ktoś, słuchając tego, co zacytowałem. Z pozoru dobrze. Ale postaw
się „ktosiu” szanowny w takiej sytuacji.
Jest
ów pan znakomitym lekarzem, członkiem konsylium, które właśnie postawiło
diagnozę i ustaliło metodę leczenia kogoś bliskiego Ci, kto ciężko zachorzał. I
nagle, gdy konsylium już szykuje lancety a operatorzy myją sumiennie i
dokładnie ręce, pojawiają się głosy różnych, ze lepsza laparoskopia, bańki na
plecy, przykładanie chleba ugniecionego z pajęczyną albo lewatywę z mydlin. Są
i tacy, co wprost mówią, że starczy, by pacjent o północy stanął na jednej
nodze na rozstajach dróg. Mówią z przekonaniem, nagłaśniają swe opinie. I nagle
słyszysz, że 18% twoich bliskich wierzy, że operatorzy zaszlachtują pacjenta a
33% nie wierzy w skuteczność terapii. A ów ekspert sugeruje, by zwoływać ponownie
konsylium, gdzie zaprosi się tych od baniek i od lewatywy by wysłuchać ich tez
i argumentów.
Uznałbyś
„ktosiu” szanowny, że ekspert oszalał albo… też byś uznał, że z terapią jest
coś nie tak. Może przeszedłbyś na „jasną stronę”. Właśnie tą furtką otwartą
nieświadomie kopniakiem na oścież.
Zanim
zaczniesz mi sugerować, że oponentów Żylicza uznałem za szarlatanów, wyjaśniam,
ze to ON ich tak ocenia. Wszak to ON mówił wyraźnie o kłamstwach! I z tymi, jak
uznał, kłamcami chce się spotykać?! Widocznie
nie do końca wierzy…
Oczywiście
Żylicz nie oszalał. I w swoje tezy wierzy jeszcze bez zastrzeżeń. Jak i w to,
że zrobili wszystko, co powinni. Przestał jednak wierzyć w to, że przekonają o
tym wszystkich. Chyba nawet obawia się, ze przekonanych zacznie ubywać. I jakoś
tam wierzy w cud. I tym cudem ma być „postaranie się jednak o to, żeby te ich
tezy, te ich argumenty zostały komisji w jakiś sposób udostępnione”. W formie
Biniendy i Szuladzińskiego, którzy
stawią się po to, by ich „zwalcować”.
Pamiętam,
jak kiedyś inni byli pewni, że Miodowicz zwalcuje Wałęsę…
Mam
paranoję, nie… :)
Przeczytajcie
tekst u Kurki i posłuchajcie eksperta. Też dostaniecie…
Wolałabym nie czytać niczego tej autorki, właśnie z powodu osobistej niechęci :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam