Nie wątpię że nie mam mądrości pana Premiera, Donalda Franciszka Tuska. Może
nawet daję radę intelektualnie, niektórzy (szczególnie zaś niektóre…)
zapewniają, że daję spokojnie. Nie mam bez wątpienia jego życiowej mądrości.
Dlatego to on nie ja jest „Premierem tysiąclecia”.
Jednak, jak się okazuje, jest jedna rzecz, którą mamy wspólną. Do bólu
wręcz…
Często blogerom takim jak ja zarzuca się irytującą odtwórczość ich
publicystyki. I leżące u jej źródła uzależnienie od serwisów bardziej tradycyjnych
mediów.
Przyznaję, boli mnie i taka ocena i to, że w znacznej mierze jest ona jak
najbardziej zasłużona. Przyznaję też, że marzy mi się jakaś gruba sprawa, którą
odkryję, sprawdzę wnikliwie i na końcu ujawnię bez udziału czy to gazet czy
mediów elektronicznych.
Jednak dzisiaj, nie wiem czy na zawsze czy tylko na chwilę, jakoś mniej
się przejmuję tym, że jak o czymś nie napisano czy nie powiedziano w mediach to
ja nic o nie wiem, nie jestem świadom, nie jestem w temacie. Okazuje się, że to
jest właśnie rzecz, którą najpewniej dzielę z panem Premierem Donaldem
Franciszkiem Tuskiem. Przyznał on jak donoszą, że o zamiarze wizyty Lecha
Kaczyńskiego. „To tak jak ja” zawołałem w duchu radośnie i przez ułamek momentu
pan Tusk jakiś taki nadzwyczaj bliski mi się wydał. Dopiero po chwili
pomyślałem, że ma nawet gorzej. Bo jak ja nie przeczytam co tam Stachowicz z
Arabskim za ścianą Premiera porabiają to tak, jakby nic nie porabiali. Ona, jak
widać z jego wersji, też nie wie ale, niestety, wie, ze jednak coś tam
porabiają. I pewnie gryzie się tym i doczekać się porannej prasówki nie może.
Tu trzeba też, choć to tylko obok tematu, oddać kolejny hołd gościom od
wizerunku pana Donalda Franciszka. Potrafili bez większego trudu przekonać nas,
ze zna się na wszystkim i wie o wszystkim. Jakby był owocem związku Wielkiego Zderzacza
Hadronów ze Stephenem Hawkingiem.
A tu okazuje się, że jak pan Tusk w gazecie nie przeczyta, nie wie nawet co
jego chłopaki za ścianą robią i ciemny jest w tej materii niczym tabaka w rogu.
Że nawiążę tak zgrabnie do kaszubskich klimatów. A w świetle tego całkiem
innego wymiaru nabiera określenie mediów mianem „czwartej władzy”. Określenie
błędne bo zawierające pomyłkę co najmniej o dwie pozycje na niekorzyść. Przy
okazji przyznam, że aż strach pomyśleć jak to wyznanie może wykorzystać jakiś
hipotetyczny „redaktor naczelny”. Nie chodzi mi o sytuacje gdy jakiś tabloid
napisałby na przykład na pierwszej stronie „Arabski jest kobietą!”. Pewnie
ciężko zniósłby Tusk a pewnie i Arabski coś takiego ale by znieśli. Ale gdyby,
wracając do hipotetycznego „redaktora naczelnego”, zamieścił on tekst, w którym
by twierdził, że :”Arabski w Sandomierzu rozjechał Tuska walcem”? Tego Tusk by
nie zniósł a Arabski… Arabski by pewnie nie przetrwał. A wszystko przez jakąś
tam poranną prasówkę Premiera z której by się tego i owego dowiedział.
Wracając zaś do mnie, skromnego, odtwórczego blogera, czuję się na jakiś,
pewnie dość krótki czas jakoś tam dowartościowany. Bo jakżeby mogło być inaczej
skoro wiem, że wiem tyle co Donald Franciszek Tusk. Pewnie nawet czytamy te
same gazety.
Dlatego szanowni czytelnicy, mówcie mi dziś „Donaldzie”. Lecz ani chwili
dłużej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz