Po
napisaniu tytułu, szczególnie tej części z nawiasu, miałem pokusę by
resztę tekstu stanowiło trwające do jego końca ha ha ha ha ha… Bo czyż
nie jest śmieszne, że spora grupa pań i panów, powiedzmy, „trzymających
władzę”, potrzebowała circa siedmiu lat by sobie przypomnieć słowo
„światopogląd” i spróbować przypisać jemu jakieś znaczenie.
Dotąd
było tak, że o ich światopoglądzie decydował światopogląd Donalda
Tuska. A ten przecież zbyt stabilny nie był. Poczynając od mocno
spóźnionej decyzji sakramentalnego przypieczętowania związku
z panią Małgorzatą, poprzez łagiewnickie rekolekcje, przyznanie się do
wspólnoty poczucia humoru z niejakim „Niemcem”, który mu senatora w
kieckę ubierał aż po oświadczenie, że przez panami w kieckach… znaczy
sutannach klękać nie będzie. I sugerowane przez „wieść gminną” próby
wzmocnienia „lewej nogi” masą Ryszarda Kalisza. Aż tu nagle…
Ale
załóżmy, że to na poważnie. Że faktycznie po tylu latach niektórym w PO
otworzyła się taka jakaś magiczna klapka i w głąb ich dusz wreszcie
mogły spływać wartości. A jak już spłynęły, spięli się, wierzgnęli i się
postawili. I to tak stanowczo, że istny głaz, wzorzec politycznej
stabilności o nazwie Platforma Obywatelska zadrżał w posadach.
Gdyby faktycznie nie byłą to szopka czy koncept polityczny mający pompować Gowina, ale rzeczywiste
zatrzymanie się partii o krok przed rozpadem a nawet uczynienie tego
kroku, byłaby to sytuacja… dość zabawna. Oczywiście zabawna z punktu
widzenia obserwujących z dystansu a nie tkwiących w oku tego PO-wskiego
cyklonu. Czemu zabawna? A temu, że jeśli faktycznie PO się rozpadnie to w
okolicznościach, których jej wyborcy za cholerę nie pojmą. O ile
jeszcze nadążają.
Tak
się przecież składa, że „spory ideologiczne” były dotąd domeną
politycznej konkurencji PO. I były pokazywane jako przykład tego, czym
Platforma „pięknie się różni” od wspomnianej konkurencji. Stawiając na
pragmatykę, skuteczność i „mając na głowie ważniejsze sprawy” od jakichś
tam „światopoglądów”.
Ci,
którzy taką narrację dotąd kupowali, o ile faktycznie kupowali, muszą
się teraz czuć jak kość, który dotarłszy do chałupy z pudłem
zawierającym okazyjnie kupiony laptop, w środku znajdują kawałek
gustownie przyciętej płyty wiórowej.
Śmiem
więc twierdzić, ze bez względu na to, czy jest to faktyczny spór czy
„pompowanie” Gowina, nie musi się koniecznie spodobać dotychczasowym
fanom. Zaryzykuję wręcz twierdzenie, ze się nie podoba. I to bardzo.
Skoro
bowiem narzucono swoim fanom schemat myślenia, w którym spor o wartości
był nieodmienne „skupianiem się na pierdołach” gdy „grypa trzymająca
władzę” prze naprzód rozwiązując „realne problemy obywateli”, dokładnie
tak jak wcześniej zadziała on teraz. I słuchając jak się Kidawa z
Gowinem a Niesioł z Godsonem spierają czy „mrozić” czy „nie mrozić”
zagrzmi Naród „czym wy się zajmujecie w czasie, gdy biało-czerwone matki
płaczą bo nie mają na mleko dla dziatek?”*
Z
tego właśnie powodu uważam, że wybrano fatalną metodę „pompowania
Gowina”. O ile o to chodzi a nie o to, że sobie przypomnieli. Te
wartości… Choć może nie powinienem, podpowiem, ze najłatwiej byłoby
rzeczonego Ministra „napompować” jakimś udanym wsadem. I to wsadem
kosztem PO. Już wyjaśniam o co idzie. Otóż gdyby ów Gowin wpakował do
celi, dajmy na to Drzewieckiego, Grada, Kopacz… no nie wiem kogo jeszcze
mógłby. Ale gdyby zrobił coś takiego, Naród od razu by cmoknął,
pokręcił głową z zachwytu i przyznał, że „ten Gowin to gość! Z jajami!”.
I mielibyśmy scenariusz, nazwijmy go „powrót szeryfa”. Jak pamiętamy
scenariusze z szeryfem bywają bardzo skuteczne.
Przyjęcie
opisanego wcześniej scenariusza może sprawić jedynie, że napompowany
Gowin wyda z siebie przy próbie „uwolnienia” przeciągły piard. Jak to
mają w zwyczaju dmuchane zabaweczki. I będzie to chyba najlepszy
komentarz „światopoglądowy” dla całej tej „awantury”.
*
to swobodny (nomen omen) cytat ze Śledzia i jego „Osiedla Swoboda”.
Wiem, ze Śledziu jest mi światopoglądowo tak odległy, że prawie obcy ale
go lubię za wyobraźnię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz