wtorek, 3 lipca 2012

Jak Bielawny zabił nam Prezydenta („akwizytorzy umorzeń”)


Oczywiście nie twierdzę, że generał Paweł Bielawny jest sprawcą śmierci Prezydenta Kaczyńskiego i 95 pozostałych ofiar Smoleńska. Jest raczej winnym bezprzykładnego aktu autoagresji przejawiającego się zgodą na rolę, którą nakreśliłem w tytule a opiszę w postaci anegdoty. Pewnie już ja kiedyś cytowałem zgodnie z zasadą, że każda historia i historyjka powraca jako farsa.
Swego czasu któryś z carów wizytował jeden z prowincjonalnych garnizonów. po defiladzie tamtejszych oddziałów pochwalił dowódcę. Po wyjeździe imperatora dowódca przekazał pochwałę dowódcom batalionów ale jednemu wytknął drobne uchybienia. Ten podziękował dowódcom podległych sobie kompanii a jednego potraktował dość chłodno zwracając uwagę na liczne niedociągnięcia. Dowódca kompanii szefom drużyn rzekł spasibo a jednego zrugał jak psa. Ów dowódca drużyny wrócił do swoich wojaków i jednemu nakład po ryju.
Byłoby to nawet śmieszne gdyby nie stanowiło odniesienia do stanu państwa, które nie tylko jest jak najbardziej poważnym ( no bo chyba nie przyjęto nas tam na zasadach trefnisia albo ofiary pułkowej) członkiem najpotężniejszego sojuszu militarnego na naszym globie i już w jego (tego najpotężniejszego z sojuszy) ramach zdało ponoć egzamin. W skrócie polegał ten egzamin na tym, że zabija się nam w jednej chwili połowa władzy ustawodawczej i wykonawczej oraz dwie trzecie naczelnego dowództwa a potem prokuratura zamienia się w istną hurtownię umorzeń. I z całej państwowej (cywilnej i mundurowej) administracji jedynym obwinionym okazuje się właśnie tytułowy Bielawny. Generał dywizji.
Powiem szczerze, że gdybym był teraz jednym z tych „akwizytorów umorzeń” ze wspomnianej „hurtowej” prokuratury prowadzącej któryś ze „smoleńskich wątków”, grzmiałbym w mediach a jakby nie były zainteresowane, to choćby na ulicy, by tego Bielawnego końmi rwać za to, co zrobił. Bo tylko tak dałoby się jakoś w miarę honorowo ( z mocnym zaznaczeniem tego „w miarę”) przejść do porządku nad faktem tego hurtowego uwalniania kogo się da od odpowiedzialności. A okoliczna ludzkość pewnie byłaby mocno usatysfakcjonowana. Raz, że najpewniej w jej poczuciu sprawiedliwości nic innego poza tymi końmi nie byłoby adekwatne do mordu dokonanego na 96 osobach. Dwa, że takie rwanie końmi musi być bardzo widowiskowe. A widowiskowość ludność bardzo sobie ceni.
Dla „hurtowni umorzeń” też byłoby to korzystne nadzwyczaj. Bo jakby się darł ten Bielawny ( a darłby się bez wątpienia) nieziemsko, musiałby niezawodnie zagłuszyć wszelkie wątpliwości, które w związku z cała sprawą w głowie jednego czy drugiego z „akwizytorów umorzeń” mogły się narodzić.
A mogły albo i musiały się narodzić. Bo jakżeby inaczej? Jakże to tak, jednego dnia wsiada w samolot 96 osób, których bezpieczeństwo jest bez wątpienia sprawą z punktu widzenia państwa priorytetową i wrażliwą, by później zbierać ich do najdrobniejszego skrawka.  I za to wszystko odpowiada jeden jedyny Bielawny. Gość mógłby spokojnie stanąć w szeregu najwybitniejszych seryjnych zabójców naszego globu. I wyróżniałby się z tego grona bez wątpienia precyzją i znakomitą techniką. Taki Ted Bundy musiał się namachać by te swoją 30 w statystyce osiągnąć. A Bielawny nawet nie był na miejscu.
Może się pan generał Paweł Bielawny poczuć urażony, że sobie dworuję z niego i całej sytuacji. Ale czy to moja wina, że dał z siebie zrobić „kozła ofiarnego”, który jeden jedyny głośniej lub ciszej beknie za Smoleńsk? Czy to ja sprawiłem, że w cywilizowanym kraju rozwala się pół państwa a drugie pół zadowolone uważa, że nic się nie stało?  Czy wreszcie ja odpowiadam za to, że mamy w prokuraturze najwydajniejszą „fabrykę umorzeń”?
ps. Być może zrobię sobie wakacje od blogowania. Jeśli bym cokolwiek pisał, będzie tu:
http://iirosemann.blogspot.com

1 komentarz:

  1. Ta, celebryta mimo woli. I - uwaga!!! - nie kapral czy sprzątaczka w MON-ie, ale generał. Oczywiście z małej litery, ale mimo wszystko.

    Tak patrzę swoją drogą na tę naszą wojskowość i widząc, jak "się" traktuje generałów, pułkowników itp. dochodzę do wniosku, że te szkolenia natowskie zrobiły więcej szkody, niż pożytku - oczywiście personalnie uczestnikom i słuchaczom. Trzaba było siedzieć w domu!

    OdpowiedzUsuń