Oczywiście nie twierdzę,
że generał Paweł Bielawny jest sprawcą śmierci Prezydenta Kaczyńskiego i 95
pozostałych ofiar Smoleńska. Jest raczej winnym bezprzykładnego aktu
autoagresji przejawiającego się zgodą na rolę, którą nakreśliłem w tytule a
opiszę w postaci anegdoty. Pewnie już ja kiedyś cytowałem zgodnie z zasadą, że
każda historia i historyjka powraca jako farsa.
Swego czasu któryś z
carów wizytował jeden z prowincjonalnych garnizonów. po defiladzie tamtejszych
oddziałów pochwalił dowódcę. Po wyjeździe imperatora dowódca przekazał pochwałę
dowódcom batalionów ale jednemu wytknął drobne uchybienia. Ten podziękował
dowódcom podległych sobie kompanii a jednego potraktował dość chłodno zwracając
uwagę na liczne niedociągnięcia. Dowódca
kompanii szefom drużyn rzekł spasibo a jednego zrugał jak psa. Ów dowódca drużyny wrócił do swoich wojaków i
jednemu nakład po ryju.
Byłoby to nawet śmieszne
gdyby nie stanowiło odniesienia do stanu państwa, które nie tylko jest jak
najbardziej poważnym ( no bo chyba nie przyjęto nas tam na zasadach trefnisia albo
ofiary pułkowej) członkiem najpotężniejszego sojuszu militarnego na naszym
globie i już w jego (tego najpotężniejszego z sojuszy) ramach zdało ponoć
egzamin. W skrócie polegał ten egzamin na tym, że zabija się nam w jednej chwili
połowa władzy ustawodawczej i wykonawczej oraz dwie trzecie naczelnego
dowództwa a potem prokuratura zamienia się w istną hurtownię umorzeń. I z całej
państwowej (cywilnej i mundurowej) administracji jedynym obwinionym okazuje się
właśnie tytułowy Bielawny. Generał dywizji.
Powiem szczerze, że
gdybym był teraz jednym z tych „akwizytorów umorzeń” ze wspomnianej „hurtowej”
prokuratury prowadzącej któryś ze „smoleńskich wątków”, grzmiałbym w mediach a
jakby nie były zainteresowane, to choćby na ulicy, by tego Bielawnego końmi
rwać za to, co zrobił. Bo tylko tak dałoby się jakoś w miarę honorowo ( z
mocnym zaznaczeniem tego „w miarę”) przejść do porządku nad faktem tego
hurtowego uwalniania kogo się da od odpowiedzialności. A okoliczna ludzkość
pewnie byłaby mocno usatysfakcjonowana. Raz, że najpewniej w jej poczuciu
sprawiedliwości nic innego poza tymi końmi nie byłoby adekwatne do mordu
dokonanego na 96 osobach. Dwa, że takie rwanie końmi musi być bardzo
widowiskowe. A widowiskowość ludność bardzo sobie ceni.
Dla „hurtowni umorzeń”
też byłoby to korzystne nadzwyczaj. Bo jakby się darł ten Bielawny ( a darłby
się bez wątpienia) nieziemsko, musiałby niezawodnie zagłuszyć wszelkie
wątpliwości, które w związku z cała sprawą w głowie jednego czy drugiego z
„akwizytorów umorzeń” mogły się narodzić.
A mogły albo i musiały
się narodzić. Bo jakżeby inaczej? Jakże to tak, jednego dnia wsiada w samolot
96 osób, których bezpieczeństwo jest bez wątpienia sprawą z punktu widzenia
państwa priorytetową i wrażliwą, by później zbierać ich do najdrobniejszego
skrawka. I za to wszystko odpowiada
jeden jedyny Bielawny. Gość mógłby spokojnie stanąć w szeregu najwybitniejszych
seryjnych zabójców naszego globu. I wyróżniałby się z tego grona bez wątpienia
precyzją i znakomitą techniką. Taki Ted Bundy musiał się namachać by te swoją
30 w statystyce osiągnąć. A Bielawny nawet nie był na miejscu.
Może się pan generał
Paweł Bielawny poczuć urażony, że sobie dworuję z niego i całej sytuacji. Ale
czy to moja wina, że dał z siebie zrobić „kozła ofiarnego”, który jeden jedyny głośniej
lub ciszej beknie za Smoleńsk? Czy to ja sprawiłem, że w cywilizowanym kraju
rozwala się pół państwa a drugie pół zadowolone uważa, że nic się nie stało? Czy wreszcie ja odpowiadam za to, że mamy w
prokuraturze najwydajniejszą „fabrykę umorzeń”?
ps. Być może zrobię sobie wakacje od blogowania. Jeśli bym cokolwiek
pisał, będzie tu:
http://iirosemann.blogspot.com
http://iirosemann.blogspot.com
Ta, celebryta mimo woli. I - uwaga!!! - nie kapral czy sprzątaczka w MON-ie, ale generał. Oczywiście z małej litery, ale mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńTak patrzę swoją drogą na tę naszą wojskowość i widząc, jak "się" traktuje generałów, pułkowników itp. dochodzę do wniosku, że te szkolenia natowskie zrobiły więcej szkody, niż pożytku - oczywiście personalnie uczestnikom i słuchaczom. Trzaba było siedzieć w domu!