Rzecz jest wałkowana ostatnio na wszystkie strony ale z toku tego wałkowania wychodzi, że to dobrze. Bo przy okazji, niejako na zasadzie bonusu, to i owo wychodzi dodatkowo. Nawet mi się lekko zrymowało…
Po fali bezkompromisowej krytyki pana Ministra, co to, wedle słów samego Premiera, „podzielił się […] przemyśleniami z szefem państwowej agencji, jaką jest PAP”* przyszła fala druga. Niosąca panu Ministrowi otuchę i zrozumienie dla tej jego chęci „dzielenia się przemyśleniami”. I znajdująca cała masę uzasadnień dla tego, co „dzieląc się przemyśleniami” tak naprawdę zrobił. Ot choćby wypowiada się na ten temat kolega folt37 w tekście zatytułowanym „Naciski Min. Arabskiego z moralnością w tle” (tytuł podaję w transkrypcji starającej się odgadnąć intencje autora…)** racjonalizując długim opisem postępowanie ministra tłumaczenie zamyka taką niezwykle zręczną klamrą, wychodząc od stwierdzenia „Wizyty premiera za granicą mają charakter regulowania problemów współpracy zagranicznej, a nie zajmowanie się sprawami wewnętrznymi.” i kończąc rzecz w sposób następujący „Na tle powyższego w pełni zasadna wydaje się reakcja min. Arabskiego, który nie bez racji określił ją jako działanie w imię polskiej racji stanu.”**
Pięknie to wyszło autorowi a i zamieszczona pośrodku miedzy tymi zdaniami argumentacja jest cudnej urody. Sprowadza się ona z grubsza do tego, że z całej reprywatyzacji państwo polskie zdołało tylko zająć się naprawą krzywd Kościoła Katolickiego zapominając solidarnie i o trzymanym prawem kaduka (najczęściej dosłownie) mieniu pożydowskim i o pokrzywdzonych obywatelach polskich innej niż mojżeszowa proweniencji. Czego tamci z radością z cała pewnością przyjąć nie mogą. Publiczne mówienie w takiej sytuacji o reprywatyzacji samo w sobie byłoby niezręcznością, zaś mówienie o tym na oczach społeczności żydowskiej byłoby niezręcznością szczególną. Natomiast zadawanie pytań o to i oczekiwanie odpowiedzi na wspomniane pytanie to już nie jest niezręczność ale zgoła zdrada stanu.
Konkluzje kolegi folt37 współbrzmią z opinią pana posła Niesiołowskiego, który uważa, że to, co niektórzy uznali za oczywiste naruszenie wolności mediów w istocie „To nie jest zamykanie ust, to odpowiedzialne działanie ministra”. Odpowiedzialny minister zrobił więc to, co powinien gdyż „Pewnych pytań nie wolno zadawać „. Broniąc tego stanowiska Niesiołowski zaznacza, że „Jeżeli się ustala, że to pytanie w Izraelu ma nie paść, no to powinno się go w imieniu odpowiedzialności za Polskę nie zadawać. To nie jest żadna cenzura”***. Nie jestem Niesiołowskim i nie za bardzo rozumiem kilku rzeczy, które pan poseł a zapewne i pan Premier rozumieją doskonale. Pierwszą niewiadomą dla mnie jest to, kto z kim i kiedy ustalił, że „pytanie ma nie paść”. Jeszcze bardziej ciekawe wydaje mi się, że wedle pana posła pytanie paść nie mogło akurat w Izraelu. Co pan Niesiołowski ma przeciwko Izraelowi? A przy okazji takie pytanie do pana Niesiołowskiego czy nie ma on takiego poczucia, że od odpowiedzialnych ministrów, biorąc pod uwagę przytoczone przez niego kryterium, szczególnie roiło się za poprzedniego systemu, w czasach PRL-u. Wtedy prawie każdy z tych dygnitarzy, z zamkniętymi oczami, potrafił wymienić całą masę pytań, których „nie wolno zadawać”. Ale wróćmy do sprawy.
Od biedy mogę przyjąć i finezyjne argumenty kolegi folt37 a nawet, jak się zepnę i sprężę, łopatologię pana Niesiołowskiego. Mogę założyć i przyjąć, że gdyby jakiś dziennikarz, z głupia frant postanowił, złośliwie czy dla żartu, zadać Premierowi jakieś podchwytliwe czy kłopotliwe pytanie akurat w Izraelu by go publicznie i na oczach milionów widzów ośmieszyć czy upokorzyć, byłoby to faktycznie sprzeczne z polską racją stanu.
W tym przypadku jednak zarzucanie czegoś podobnego dziennikarzowi jest chyba jednak nadużyciem jeśli nie kalumnią wręcz. To, że dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej miał zadać akurat to pytanie wobec którego wywołane zostało całe zamieszanie i że zamierzał to zrobić akurat w Izraelu nie wynikało ani ze złośliwości ani nie było żadnym żartem. Stać się to miało z bardzo oczywistego powodu.
Pytanie dotyczyło ustawy, której opracowanie i przyjęcie zapowiedział w kwietniu 2008 roku Donald Tusk. Owa zapowiedź miała miejsce również w Izraelu.
Nie mam pojęcia czemu akurat tamto miejsce Premier uznał za najwłaściwsze by tę zapowiedź czy też obietnicę upublicznić. Miał widać w tym jakiś swój a może i zgodny z polską racją stanu cel. Ale w tej sytuacji nie jest niczym dziwnym, że teraz w podobnych, by nie rzec takich samych, okolicznościach próbuje się go z tej niedotrzymanej zapowiedzi rozliczyć.
Tak mi z tej sugerowanej logiki działań zwanych tutaj „racją stanu” wynika, że jeśli wspomniane pytanie z ową racją jest sprzeczne to i tamta zapowiedź też była z nią na bakier. Jeśli natomiast Premier w 2008 roku postępował zgodnie z racją stanu to i rozliczenie go ze złożonej obietnicy tej racji nie zaszkodzi. Jeśli już, to raczej szkodzi jej niewątpliwa opieszałość czy też nieudolność pana Premiera. I szkodzi też ta „odpowiedzialność” pana Ministra, który w przyszłości, jeśli będzie miał ochotę dzielić się z kimś „przemyśleniami” może by uszczęśliwił tym na przykład swą wielce szanowną małżonkę (jeśli posiada takową) a nie koniecznie przełożonych osób, których jego „przemyślenia” dotyczą.
* http://wiadomosci.onet.pl/kraj/tusk-ucina-spekulacje-to-bylaby-tandetna-zagrywka,1,4197282,wiadomosc.html
** http://foltynowicz.salon24.pl/283072,naciski-min-arabskiego-z-moralnoscia-w-tle
*** http://www.wprost.pl/ar/233725/Niesiolowski-pewnych-pytan-nie-wolno-zadawac/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz