wtorek, 8 marca 2011

Prawo łaski i obrona pamięci – uwag kilka

W kwestii ujawnionego w toku ogólnego ujawniania wszystkiego, co łączy się z postacią zięcia Prezydenta Lecha Kaczyńskiego pojawił się pewien aspekt, na d którym się spróbuję pochylić. Oczywiście innym zostawię ocenę moralną samej sprawy bo przede mną wystarczająco wielu stwierdziło, że białe jest białe a czarne jest czarne. Cokolwiek pod tymi kolorami dostrzegali. I jak by tę sprawę chcieli widzieć.

Mnie tak naprawdę interesuje kwestia poboczna z pozoru i z moralnością mająca (też z pozoru) niewiele wspólnego. Wyglądająca natomiast z pozoru bardzo technicznie. Nawiążę do wypowiedzi „pierwszego obrońcy honoru Lecha Kaczyńskiego”, pana Nałęcza. Zaznaczę, że wspomniane wcześniej „niewiele moralności” mieści się w poprzednim cudzysłowie. Ale do rzeczy.

Rzekł pan Nałęcz : „- Jest to przykra sprawa dla Kancelarii poprzedniej kadencji, bo tutaj gołym okiem widać, że w grę wchodzi podejrzenie nieuczciwości. Tzn. wykorzystania osobistej znajomości dla załatwienia sprawy, gdzie osobiste znajomości nie powinny w grę wchodzić. Ta sprawa jest tym bardziej przykra, że ona rzuca cień na bardzo prawego człowieka, jakim był pan profesor prezydent Kaczyński. Właśnie dla obrony pamięci prezydenta Kaczyńskiego w tej sprawie trzeba wszystko od początku do końca wyjaśnić”*

Ja kilka razy zwracałem uwagę, że co do kompetencji pana Nałęcza mam spore wątpliwości. Możliwe więc, że i w tym przypadku mamy do czynienia z podobną sytuacją. Bo zafrapowało mnie, cóż takiego „dla obrony pamięci” sprawdzać chce pan Nałęcz.

Konstrukcja aktu łaski w polskim prawie skomplikowana nie jest. Sprowadza się ona do jednego artykułu konstytucji (139)** oraz dziewięciu artykułów kodeksu postępowania karnego ( rozdział 59, art. 560 – 568)***. Ich przeczytanie (nawet ze zrozumieniem) nie zajmuje zbyt dużo. I wystarczy by zwrócić uwagę, że na dobrą sprawę zapowiedziane przez pana Nałęcza „sprawdzanie od początku do końca” sprowadzać może się jedynie do sprawdzenia, czy podpis pod aktem łaski złożył faktycznie Lech Kaczyński. Oczywiście nikt nie zabroni Kancelarii Prezydenta ani samemu panu Nałęczowi badania owej prawdziwości z różnych odległości czy różnych kątów. Tyle, że nic innego nie są w stanie zrobić.

Co zaś się tyczy wspomnianej nieuczciwości, to jedyną drogą wyjaśnienia tej kwestii byłoby spytanie Prezydenta Kaczyńskiego, czy został czy też nie został wprowadzony przez kogoś w tej sprawie w błąd. Bo tylko w takim aspekcie można mówić o ewentualnej „nieuczciwości”, która mogłaby w jakiś sposób w złym świetle postawić procedurę. Oczywiście tego nie będzie w stanie uczynić nawet pan Nałęcz choćby nie tylko rękę sobie oderżnął. Ot i tyle.

Ja rozumiem, że dla pana Nałęcza „nieuczciwością” jest też fakt związku ułaskawionego z członkiem rodziny Prezydenta. Tyle, że tu wyjaśnienie jest na nic bo nawet gdyby ów Adam S. był choćby i nieślubnym synem Prezydenta to żaden przepis prawa nie zabrania Prezydentowi skorzystania z takiego prawa wobec niego. Nawet gdyby ten „zbir” Adam S. na oczach Prezydenta schrupał na surowo niemowlę to łaska prezydencka nie podlega niczyjej ocenie. Prawnej oczywiście. Tak jest i tyle. Czego by tu nie wymyślać i nie wygadywać. Co zaś się tyczy oceny moralnej to tu akurat wątpię, by najlepszym gremium do tego byli pracownicy obecnego prezydenta.

Na marginesie jeszcze jedna uwaga nawiązująca do stawianego, nie konkretnej osobie (czyli Lechowi Kaczyńskiemu) lecz przeprowadzonej procedurze, zarzutu braku opinii sądu w rzeczonej sprawie. W intencji podnoszących ten zarzut miał on oczywiście uderzyć w Prezydenta i jego współpracowników. Jak pamiętamy w tym przypadku mieliśmy do czynienia ze specjalnym trybem wystąpienia. Proponuję zainteresowanym sięgnięcie do wspomnianych artykułów k.p.k. Szczególnie ciekawe są art. 565 § 2 oraz art. 567 § 1. One wskazują za czyją przyczyną akta sprawy mogły nie zostać opatrzone opinią sądu. Przypomnieć warto, że sprawa miała miejsce w roku 2009 (zakończona aktem łaski z 9 czerwca) gdy Prokuratorem Generalnym był ówczesny Minister Sprawiedliwości Andrzej Czuma z Platformy Obywatelskiej. Jego obowiązkiem było właśnie wystąpienie o tę brakującą dziś wedle niektórych opinię sądu.

Wracając zaś do kwestii „wyjaśniania” tej prostej sprawy nie mam wątpliwości że między wspomnianymi przez pana Nałęcza „początkiem i końcem” nieco czasu upłynie. I przez ten czas sprawa bez wątpienia zdąży wzbogacić się o sporą dokumentację prasowa i wiele relacji w innych mediach. I w tym chyba cała rzecz by trochę to potrwało i by się o tym mówiło. Trudno będzie przy tym zarzucić „wyjaśniającym”, na czele z szafującym swą własną ręką panem Nałęczem, że postępują niewłaściwie. Bo przecież będą „oczyszczać dobre imię Lecha Kaczyńskiego”. Po prostu esencja szlachetności. Tyle, że całe to oczyszczanie służyć będzie bez dwóch zdań temu, by na tym wizerunku jakieś błoto pozostawić. I do tego ta ręka Nałęcza ma posłużyć. Nic innego z tego „wyjaśniania” wyjść nie może.

ps. Jeśli ktoś ma uwagi do przytoczonych przepisów prawa to proszę o uwagi. ja prawnikiem nie jestem.

* http://wyborcza.pl/1,75248,9209758,Dlaczego_prezydent_Kaczynski_ulaskawil_Adama_S__.html#ixzz1G1qkDoPq

** http://www.sejm.gov.pl/prawo/konst/polski/kon1.htm

*** http://karne.pl/kpk.html

1 komentarz:

  1. Wszyscy emocjonują się tylko personaliami. Nie znalazłam żadnej fachowej opinii w sprawie samej istoty tego przypadku.
    Przestępca został osądzony i skazany. Karę wykonano, można powiedzieć że winy odpokutował.
    Pozostał problem tzw “niekaralności” która wymagana jest w różnych ustawach i rozporządzeniach.
    Faktycznie skutkuje to zakazem wykonywania zawodu, przez okres 10 lat. Czy nie uważasz, że zakaz wykonywania zawodu, jako karę powinien orzekać Sąd, a nie minister wydający rozporządzenie.
    Obojętne przy tym czy nadużycie było znaczne
    jak ten medialny przypadek, czy zwykła pierdółka.
    Przykład z życia wzięty, z mojego małego podwórka.
    Szef firmy został oskarżony o przestępstwo przeciw PIP. Konkretnie chodziło o niepokazanie zawartości schowka w sklepie, inspektorom PiPu. Nikt nie miał przy tym świadomości że popełnia jakieś przestępstwo. Sprawa trafiła do prokuratury. Prokurator przed Sądem żądał bardzo drobnej kary (o ile pamiętam) ok 2000zł. Takie drobne kwoty firma zazwyczaj płaci “bez szemrania”, ale karalność to rezygnacja z posady.
    Koszty samego procesu opiewały na około 6tys. Na szczęście wygraliśmy, ale jak nie to chyba tylko o łaskę do prezydenta należałoby prosić.

    OdpowiedzUsuń