poniedziałek, 21 marca 2011

P…le demokrację! (z okopów Benghazi)

Choć w zasadzie teraz nie mam już za co, mam gdzieś (jak w tytule) demokracje a w zasadzie jej zbrojne ramię czyli demokratycznych polityków. Tak, tych co to ponoć na ich barkach spoczywa spokój i bezpieczeństwo globu. jeśli tak się na to patrzy to ten spoczynek przypomina chyba raczej nerwowy sen zająca, który wie doskonale, ze jakby co, polegać może wyłącznie na swoich szybkich nogach.

Pewnie zapyta ktoś o co znowu mi chodzi. Przecież trwa „Świt Odysei” i takie tam… Swoją drogą ciekawa nazwa. Ciekawa bo cos chyba musi oznaczać, prawda? O czyja „Odyseję” może chodzić? W tym właśnie rzecz. Proszę policzyć sobie ile czasu zajęło demokratom podjęcie tego, co w końcu podjęli. Nie chcę zgadywać ale pewnie tyle samo co kiedyś Hitlerowi dojście do Paryża. I, biorąc pod uwagę zakres stosowanych wobec tyrana środków, nie chodzi już o to by pomóc tym, którym jeszcze da się pomóc, w rozprawieniu się z opresją lecz raczej w bezpiecznym opuszczeniu Benghazi i udaniu się… do Itaki.

ja nie twierdze, że w Libii lądować powinna jakaś XXI wieczna odmiana „Africa Korps” (w znaczeniu skuteczności i sprawności a nie w ocenie moralnej takiej formy interwencji). W ogóle nie przesądzam czy ktokolwiek cokolwiek powinien robić. Bo może, choć sercem jestem za tym by wszystko zrobić by nie musieli Libijczycy znosić tyrana, wszystko powinno się rozstrzygnąć rękami samych Libijczyków? Na zasadzie „kto silniejszy ten ma rację”? Mi chodzi o to, by nie było więcej żadnego „może”. By ta demokracja nie wyglądała za każdym razem jak jakiś wyjątkowo skomplikowany poród.

Więcej dla mnie byłoby warte szybkie nie „demokratycznego świata” niż to, co się działo i dzieje wokół Libii i Kadafiego. Bo wtedy nawet nie byłoby o czym dyskutować. Teraz jest. Choćby o tym czemu ratujemy obrońców Benghazi a mieliśmy, my- „wolny świat”, gdzieś obrońców Tobruka i zre4woltowane ulice Trypolisu. Przecież nie trzeba było wielkiego umysłu by zgadnąć jakimi metodami teraz już panuje tam „porządek”.

Przerażające jest to, że tyran, dyktator, jest w stanie wypuścić swoje wojska w dowolnym kierunku po chwili decyzji. najczęściej racjonalnej bo tyranami rzadko zostają głupcy. Jeśli zostają to chyba tylko u „pedalskich” narodów. Ale to taka dygresja i bez urazy… I pewnie ci z Tobruku, z Ben Dżawad i z innych miast, gdzie już panuje dawny „porządek”, żałują teraz bardzo, że ich dyktator nie wqrwił innego dyktatora tylko bandę nieruchawych demokratów.

Nie wiem czy dziś, po dwóch dniach „Świtu Odysei” koszt działań przekroczył koszty cateringu jaki pochłonęły „działania dyplomatyczne” dzięki którym te cztery czy pięć rakiet odpalono. Znów przypomina mi się dowcip o aktywie, który zbiera się pierwszy gdy trzeba zdecydować czy zbierać pszenicę, żyto czy owies.

Myślę, że przeważająca większość mieszkańców świata, ta świadoma i ta mniej, wierzy szczerze, że demokracja to coś naprawdę najlepszego dla naszego globu. I chyba dobrze byłoby, gdyby w takim przekonaniu pozostała. dlatego wkurza mnie gdy w praktyce okazuje się jak to z tą demokracją bywa. Gdy wychodzi, że potrafi ona rozprawić się tylko z dwoma skrzyżowanymi patykami albo chustką zakrywająca kobiece oblicze. Że reagować gwałtownie jest w stanie gdy jakiś ksiądz odmówi dwom ciotom ślubu albo gdy trzeba uciąć rękę wyciągniętą zbrodniczo przez ojca ku dupce dziecka w formie klapsa. Gdy trzeba ratować setki albo tysiące ludzkich istnień to co innego. Trzeba najpierw objechać te wszystkie Paryże, Berliny i Waszyngtony i nażreć się porządnie w tej intencji. Zapewne na głodno nic mądrego się nie wymyśli… Z czegoś się to przecież bierze. No bo chyba nie z tego, że cała tę demokrację to tylko o kant dupy…

1 komentarz:

  1. Demokracja jako na razie modna postawa, która daje jej wyznawcom moralne prawo oraz mandat do karania innych. Po cyklu rautów...

    Dyktator jako racjonalista? Głupiec ma horyzont ograniczony swoją ambicją, którą myli z oddaniem ideologii z powodu głupoty. Ideologii, którą raz opanowawszy w jej najbardziej podstawowej wersji nie dowiaduje się już niczego więcej, bo jego umysł nie ogarnia złożoności i stąd staje sie fanatykiem jej uproszczonej wersji.

    Nie jest trudne skonstatowanie, że wybijając przeciwnika dyktator stanie się zarówno monopolistą, jak i przestrzeże ewentualnych przyszłych konkurentów przed losem, jaki może ich spotkać, jeśli staną się konkurencją.

    Ale wracając do rautów, jakże zdenerwował może i nie tylko Rosję wspólny wyjazd prezydentów krajów nadbałtyckich do Gruzji! Jakże inaczej to wtedy wyglądalo, choć też przecież szło w jakimś stopniu o energetykę.

    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    :)

    OdpowiedzUsuń