„Nikt nigdy nie kwestionował dobrego charakteru Lecha Kaczyńskiego poza tym, że mówiło się o nim, że jest kłótliwy. Ale dziennikarze zawsze podkreślali, że ma poczucie humoru i jest sympatyczny.[…] Nie jest tez prawdą, że przez pięć lat Lech Kaczyński był bezpardonowo atakowany, nie jest prawdą, że wyzywano go kloacznym językiem, i nie jest prawda, że podważano jego patriotyzm.
Natomiast to, co przez te ostatnie dni dostaje Komorowski, w głowie się nie mieści”*
Zacznę od tego, że tekst, który powyżej zamieściłem, jest jak najbardziej autentyczny. Choć nosi znamiona fikcji literackiej będącej jakaś emanacją doznawanych chyba od dłuższego czasu fantasmagorii. Tak naprawdę można dostrzegać rzeczywistość choć nie mnie sądzić, z czego wynika ten rodzaj optyki.
Gdyby zechcieć go jakoś streścić to wyglądałby on następująco. Oto mięliśmy kraj, w którym od 2007 roku, gdy wreszcie zwyciężyły siły jasności, ludzie się szanowali, nikt nikomu nic nie zarzucał ani nie obrzucał złym lub podłym słowem. Istna sielanka i niebotyczne standardy.
Wszystko nagle zmieniło się 10 kwietnia tego roku, gdy z niezrozumiałych powodów na Krakowskie Przedmieście złazić się zaczęły nieprzebrane, wyciągnięte nie wiadomo skąd i nie wiadomo przez kogo (choć można przypuszczać) tłumy ludzi po to tylko by opluć i obrzucić obelgą stojącą tam w zadumie panią redaktor Monikę Olejnik. Czemu ona tam stała nie pytajmy. Uczuciowa jest więc może stać i dumać gdzie tylko sobie zechce. Od 10 kwietnia ta choroba, żrąca niektórych, choć nielicznych (bo co to znaczy te marne 8 milionów w 40 milionowym narodzie) zaczęła się nasilać by swą kulminację znaleźć po 4 lipca w czymś niepojętym, nie dającym się zupełnie zrozumieć. W niespotykanym i niedopuszczalnym lżeniu obecnej głowy państwa za pomocą słów pisanych cyrylicą w ulubionej gazecie prezesa jednej z partii. Nie mam, nota bene, pojęcia skąd pani red. Olejnik tak doskonale zna czytelnicze gusta Jarosława Kaczyńskiego (bo to on jest przez nia sugerowany jako przywódca tych nienawistników)
Tyle kpin. Tekst pani Olejnik to kuriozum nawet jeśli od dawna ma się zastrzeżenia do tego, co tak w ogóle czytać czy znaleźć można w „Gazecie Wyborczej”. Świadczy on o tym, że albo pani Olejnik ma problem z pamięcią albo, fundamentalnie potężny z uczciwością. Bo kiedy zaprzecza „bezpardonowemu atakowaniu Lecha Kaczyńskiego a polemikę z jego stylem prezydentury sprowadza do naturalnego politycznego sporu to na usta ciśnie się cala masa pytań. Choćby o to, czy dużą trudność sprawiłoby jej udanie się do archiwum gazety, w której publikuje, by zapoznać się z publicystyka pana Kuczyńskiego. Albo by przypomnieć sobie wypowiedzi pana Niesiołowskiego, Kutza i jeszcze kilku osób publicznych na temat. Czy ocenić język przywróconego do głównego nurtu pana Lecha Wałęsy. I wreszcie czy jej zdaniem pełnym kultury językiem wypowiedziane były słowa o „małym, głupim człowieku nazywającym się prezydentem” rzucone w radiowej audycji jej kolegi z TVN-u.
A może pani Olejnik chodzi o cos innego. Może cały ten tekst dotyczy tego, co spotykamy na internetowych forach. I tu przyznam, walnęła mnie pani redaktor w sam środek mego samouwielbienia wykazując ma oczywistą ignorancję. Wszak jeszcze wczoraj głowę bym dał, że ta masa wpisów o tym, iż „szkoda, że tam w Smoleńsku obok pijanego Kaczyńskiego nie siedział ten drugi debil”** dotyczyła kogoś innego a nie Komorowskiego. Dziękuję więc za otwarcie oczu i odkrycie prawdy.
Szanowna pani Moniko Olejnik, Stokrotko moja ulubiona. Nie wiem co jest przyczyną pani utraty pamięci i zaburzenia oceny faktów, zdarzeń… Może dzieje się to po to, by jakoś wybrnąć z sytuacji, w której chce się zaprzeczyć innej oczywistości. Jeśli przeczytać tekst pani Olejnik do końca (co polecam tym wszystkim, którzy po cytowanych wyżej fragmentach cisną gazetą, spluną i pozwiedzał jakieś brzydkie słowo) wyjasni się wiele. Tam na końcu jest bowiem to, co najistotniejsze. Taka ledwie woalowana obrona Janusza Palikota, nad którym wczoraj ponoć zawisł miecz Damoklesa w postaci wilczego biletu. Spieszy więc ona, Stokrotka moja ulubiona z wyjaśnieniem, że owszem, przekroczył Palikot granice ale gdzie mu, snującemu opowieść o pijanym Kaczyńskim zabijającym prawie setkę osób, do takiego choćby Macierewicza. I ostrzega pani Olejnik PO co będzie, jak Platforma w końcu pozbędzie się tego kulturalnego polityka z Lublina. Oto może on im pod bokiem swoją partię założyć stawiając Tuska i jego ekipę w sytuacji dość kłopotliwej. A poza tym… Ale oddajmy głos pani redaktor: „ Po co go wyrzucać, skoro nikt inny tak zgrabnie i ładnie nie odpowie posłom PiS-u?”
Ciśnie mi się na usta „zgrabna i ładna” odpowiedź pani Olejnik. Ale Palikot ze mnie żaden więc sobie daruję.
* „Ogary poszły w las”, Monika Olejnik, Gazeta Wyborcza, 9.07.2010 r., str 21
** Powtórzony z pamięci jeden z onetowskich komentarzy pod tekstem dotyczącym wypowiedzi Palikota i sugestii ukarania go przez PO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz