W całej awanturze o krzyż na Krakowskim Przedmieściu kompletnie nie pojmuję intencji tej strony, która go zapoczątkowała. Nie pojmuję choćby dlatego, że staram się dla ludzi, którzy obwieścili, iż należy krzyż usunąć, mieć tyle szacunku by nie zarzucać im z miejsca niskiej pobudki wynikającej z chęci czy to prowokowania Kaczyńskiego i PiS-u czy też nawet takiego prymitywnego odegrania się na rywalach.
Nie ukrywam, że w rzeczonym konflikcie postawa niektórych polityków PO, szczególnie Bronisława Komorowskiego i Stefana Niesiołowskiego zaczyna zakrawać na groteskę bo jest groteską walka z krzyżem w wykonaniu polityków przyznających się (kiedyś oczywiście zdecydowanie bardziej) do swej religijności.
W żadnym wypadku nie mam zamiaru twierdzić, że obaj panowie dokonali potajemnie jakiejś konwersji na wiarę wręcz przeciwna do wyznawanej. Ponieważ nie domagają się pousuwania wszystkich krzyży, sądzę, że przeszkadza im tylko ten, postawiony dla uczczenia pamięci ofiar smoleńskiej katastrofy.
Oczywiście mają argumenty. Że to nie miejsce dla krzyża choćby… W takim razie czemu tam się pojawił i jest? I od którego dokładnie momentu nie jest to już dla niego miejsce?
Czy panowie są hipokrytami, którzy od początku tak uważali lecz bali się przy zebranym tłumie rąbać to postawione przed Pałacem drewno? A jeśli jednak nie są i szczerze wtedy im nie przeszkadzał to czemu nagle zaczął?
Krzyż nie powoduje zakłóceń w ruchu. Twarzy sobie o niego rozbić nie można. A jeśli ktoś twierdzi, że owszem, przeszkadza bo ludzie się zbierają to zapewniam, że i bez niego będą się zbierać. Tak jak robią to teraz. I chyba w tym rzecz.
Zapewne pan Niesiołowski (mimo swej dawnej ultrakatolickości) i pan Komorowski nie pojmują i, jak sądzę, nie chcą pojąć symboliki tego krzyża. Wbrew ich narracji nie jest on poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu (w tejże narracji szykowanemu powoli na „mordercę spod Smoleńska). Jakby się raczyli przejść na Krakowskie Przedmieście to zobaczyliby, że nikt na tych belkach nie rozciągnął wyobrażenia zmarłego Prezydenta. Nie do końca jest to też memoriał wszystkich ofiar smoleńskiej tragedii. Przynajmniej dla mnie.
Krzyż pod Pałacem Prezydenckim to pomnik jednej z najpiękniejszych chwil w historii naszego „dwudziestolecia wolności”. Najtragiczniejszych ale tragizm wcale tego piękna nie unieważnia. Niejako na samą rocznicę los, odbierając nam coś w zamian dał coś równie wartego pamięci.
Tłumy sprzed Pałacu Prezydenckiego można porównać tylko z tym, co nastąpiło w trakcie konania i po śmierci Jana Pawła II. Tyle, że w tej drugiej sytuacji, inaczej niż wtedy gdy papież odchodził a myśmy towarzyszyli mu wszędzie, gdzie się dało, mamy do czynienia z bardzo konkretnym miejscem, gdzie ta nasza, rzadko widziana, narodowa wspaniałość się objawiła. To było , tam, na kawałku warszawskiej ulicy, na części Traktu Królewskiego. Wyrażanemu tam bólowi, żalowi, manifestowanej tam cierpliwości i gotowości do poświęcenia również ten krzyż postawiono. I właśnie dla jej upamiętnienia powinien on nie budzić niczyich negatywnych emocji. Bo mało mamy innych okazji by stać tak połączeni.
Czemu zatem ten krzyż tak przeszkadza obu panom i całej reszcie ludzi z PO? Pisze z PO bo lewicę rozumiem. Nawet szanuję za to, że tyle wytrzymała.
Na to pytanie, jak już uprzedzałem, racjonalnej odpowiedzi nie znajduję.
Kiedy próbuję sobie zracjonalizować zachowanie niektórych przeciwników krzyża do głowy przychodzi mi fragment z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa. Wiem, że dla niektórych z tej strony, która za krzyż dałaby się porąbać, nie jest to najlepsze podparcie dla obrony znaku męki pańskiej. Ale cóż poradzę. Raz, że to kawałek znakomitej w czytaniu literatury a dwa… A po drugie szatan naprawdę bywa sympatyczny. To wynika z szatańskiej natury. Jeśli przychodzi do nas to częściej jako inteligentna (jeśli kto lubi), biuściasta blondyna o superkształtach i superofercie dla nas a nie odrażający cap. Przecież w postaci owłosionego rogacza (tak najczęściej się go przedstawia) na skuteczną pokusę miałby szanse niewielkie. Tych, którzy w takich pokusach gustują zbyt wielu chyba nie ma.
Wrócimy więc do Bułhakowa i przenieśmy się do mieszkania na Sadowej, w którym Małgorzata pełni honory domu podczas balu wydanego przez Szatana. Jednym z gości jest Frida, niegdyś wyrodna matka co zadusiła swe dziecko wepchniętą w usta chustką. Od tamtej pory każdego ranka budzi się z tą chustką u boku choć pali ją, wyrzuca…
Czy dla Niesiołowskiego i Komorowskiego nie jest ten krzyż z Krakowskiego Przedmieścia przypadkiem czymś w rodzaju tej chustki z ulicy Sadowej w Moskwie? Tylko co im swą obecnością przypomina, że tak nerwowo na niego reagują? Czy coś, czego się wstydzą?
Inaczej tego sobie wytłumaczyć nie umiem…
Jako pierwszy o usunięciu Krzyża wspomniał Komorowski. To była pierwsza koncepcja, jaką podzielił się jako elekt.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie