Z platformą Obywatelska i politycznymi salonami było tak, jak z eMaITi i murzyńskim nastolatkiem. Choć młodzian ledwie pisał i czytał i pewnym było, że nie tylko prochu ale nawet koła nie wymyśli to został przyjęty na tę szalenie prestiżowa uczelnię. Miał bowiem talent koszykarski i była szansa że dzięki niemu szacowna ta uczelnia zagra w finale stanowym albo i krajowym.
Od początku było wiadomo, że PO to taki miszmasz programowy i ideowy że nie można na niego patrzeć nawet jak na namiastkę „wielkiego kompromisu” i trzeba było zacisnąć usta i poprzeć Tuska choć „salon” pewnie wolałby na tym miejscu Cimoszewicza tak, jak ongiś Gierek w Watykanie Babiucha*. A za uspokojenie sumień tych wszystkich światłych, co musieli (!) poprzeć w pakiecie i Gowina i Komorowskiego służyła ta wymówka, że Platforma na kilku rzeczach się zna a już z pewnością na gospodarce. W końcu przecież Tusk parę kominów pomalował a później dobroczynnie wydał książkę z której zyskiem z potrzebującymi dziećmi podzielił się fifty- fifty. Pewnie sam tez był potrzebujący…
Tyle, że jak przyszło co do czego to „znanie się” jakoś tak nie za specjalnie Tuskowi i ekipie szło. Oczywiście nie szło bo straszliwą ilość ustaw (kilkanaście jakieś) wetował „oszalały prezydent” a jak już jaka ustawa przez ten szał wetowania się przebiła to okazywało się zazwyczaj, że przygotować musieli ją chyba tworzyć jacyś „znawcy od nawozów i od świata” ** bo potem była zazwyczaj kupa śmiechu albo „mądrych” analiz wyjaśniających „co się zdarzy w Gwatemali za trzy lata”.
I nagle ta fachowość zabłysła nie tylko na naszym rodzimym poletku ale rozlała się po Europie jak jaka zielona plama na czerwonym morzu. Kryzys trawił kontynent a nasi specjaliści „od nawozów” chodzili z podniesionymi głowami dumnie tłumacząc jak to poradzili sobie a cała reszta nie. A naród patrzył z miłością zachwycony tym, że nad ich portfelami straż zaciągnął osobiście Tusk Donald ze swym ministrem Vincentem.
Po czym nagle wszystko się zmieniło na lepsze. Kryzys się skończył, a ten co blokował odszedł w niepamięć lub na wieczną pamięć (w zależności…) a jego miejsce zajął taki co prędzej se serce zablokuje niż cokolwiek Donaldowi.
I na to znów nasi „czterej panowie od nawozów i od świata” pokazali że się znają. Kiedy wreszcie świat zaczyna coraz pełniejszą piersią oddychać po tej dusznicy co ja im kryzys sprezentował oni nagle oświadczają, że… nie jest dobrze. Choć przecież jest ponoć jak cholera. A więc jest dobrze ale nie jest i trzeba lekko się poddusić. By skołowany obywatel pojął to, że w kryzysie nie musiał a teraz owszem klarują mu, że wtedy dali nam taki „pakiet stymulacyjny” a teraz, jak już jesteśmy wystarczająco stymulowani to „ubytki w dochodach” trzeba odrobić. Bo, jak mówi osoba zbili zona do samego gara, gdzie się nam wszystko pichci „Wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja. Zmagamy się z wysokim deficytem i rosnącym zadłużeniem. Wiemy, w jakim garnku gotujemy. Musimy się zastanowić, jakie przyprawy do niego wsypiemy, mniej czy bardziej smakowite.”*** Ta kulinarna przenośnia pięknie mi się i do tytułu i do planowanej puenty przypasował że aż mi się gęba śmieje. Choć w zasadzie nie ma do czego. Bo przecież teraz już co nie podadzą to będzie. Szał wetowania się skończył i znakomite ustawy Po wreszcie mogą ujrzeć światło dzienne. Jak choćby ustawa i IPN, co to ją elekt podpisał niemal na trumnie poprzednika a już ja ponoć trzeci raz trzeba nowelizować bo tak się nie da i już…
Ostatnia nadzieją Platformy na to, że nie rozpędza się z tym swoim procedowaniem w celu czynienia z nas szczęśliwszych i żyjących jakoś tak lżej, głownie dzięki lżejszym portfelom, i nie będą się później z tego tłumaczyć że „ten zły Kaczyński się zabił zamiast wetować jak należy” okazuje się znienacka pan Marszałka Schetyna Grzegorz co jak usłyszał, że nas przestaną stymulować bo już się dość nawyspowalismy w zieleni i teraz chcą nam za to wystawić rachunek to z miejsca wpadł chyba w szał wetowania! Zapowiedział, że „to jest ostateczność w trudnych czasach kryzysu gospodarczego”****. No wariat! Jakie trudne czasy?! Jaki kryzys!? Przecież jeszcze 4 lipca byliśmy „tygrysem Europy”! A nawet dwoma na raz!
Wychodzi więc na to, że całe te nadzieje pokładane w tym romansie z przymusu, od kilku lat tlącym się między Platformą i warszawskimi salonami, co to by wolały w Watykanie Tischnera a u stery już to mazowieckiego już to Cimoszewicza jest jak w pewnym rysunku satyrycznym. Siedzi sobie na nim baca przytulony do robiącej do niego z jakichś powodów maślane oczy owieczki i mówi do niej jakoś tak z pomieszaniem czułości i rezygnacji „gdybyś ty jeszcze gotować umiała…”
Tak to jest szanowna Platformo 500 dni. Gdybyś ty jeszcze gotować umiała…
* To z dowcipu o Gierku pytanym czy zadowolony jest z wyboru Wojtyły na papieża.
** J. Kleyff „Telewizja”
*** http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,8180882,Podatki_pojda_w_gore_by_ratowac_budzet_.html
**** http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,8181765,Grzegorz_Schetyna__Podwyzka_podatkow_to_ostatecznosc.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz