Zajęci zbrodniczym językiem dziennikarze okazali się na tyle wciągnięci w kulisy myślozbrodni prezesa PiS, że jakoś zdołał im umknąć dość istotny fakt ustalania przez obecnego Prezydenta- elekta wysokich standardów moralnych jego urzędu.
Dziś , gdy co drugi medialny tuz głośno i publicznie zastanawia się nad „zmianą języka Prezesa i całego PiS” a niezawodna Stokrotka moja ulubiona wprost rzuca pytanie czemu Kaczyński ze swymi oskarżeniami zwlekał (choć wie dobrze, że jej koledzy a być może i ona sama, nie pamiętam, pilnie tupali i powtarzali, że NIE WOLNO GRAĆ SMOLEŃSKIEM) jakoś nikomu nie przyszło do głowy by zadbać o pewną symetrię. I zapytać choćby najdelikatniej pana elekta CZEMU ZWLEKAŁ 3 MIESIĄCE z nominacją Jerzego Smolińskiego na jedno ze stanowisk u swego boku zamiast od razu, po objęciu funkcji p.o dać mu jakąś kancelaryjną synekurę?
Jeśli komuś to jest potrzebne to przypomnę kim był Jerzy Smoliński. To, ongiś, choć nie tak jeszcze dawno, bliski współpracownik jeszcze wówczas Marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego zwolniony z funkcji po dopuszczeniu się rzeczy niebywałej. Chodzi o incydent z odwiedzeniem przez niego, wedle różnych wersji, samowolnie lub w imieniu pana Komorowskiego, grobu Anny Walentynowicz. Fakt ten stał się głośny wcale nie z uwagi na „rangę wizyty” ( bo tu pan Marszałek nie zabłysnął wysyłając kogoś takiego) ale na zachowanie a właściwie na stan pana Smolińskiego.
Pan Smoliński pozwolił sobie zareprezentować pana Marszałka „po kilku łykach wina” które tak mu zaszkodziły, że miał, stosując terminologię lotnicza, kłopoty z ustaleniem horyzontu. Jest to o tyle bulwersująca sprawa że doszło w niej do naruszenia tak wielu norm, że aż się pisać nie podejmuje. Zaś dla kariery pana Smolińskiego chyba najistotniejsze jest to, że naruszył normę prawną zakazującą bezwzględnie urzędnikowi podczas czynności służbowych picia alkoholu.
Wyleciał więc pan Smoliński, jak się zdawało, z hukiem, adekwatnie do sytuacji.
I nagle takie zaskoczenie. I bardzo brzydkie oraz może zbyt ostre skojarzenie. Wyobraziłem oto sobie pana Marszałka ówczesnego Komorowskiego Bronisława jak idzie do pana Jerzego ( dla Marszałka zapewne Jurka) Smolińskiego i mówiącego:
„Widzisz stary, jest taka sprawa. Idą wybory i chcę je wygrać. Sam rozumiesz, że mając Ciebie pod bokiem nie mam o czym marzyć. Więc chyba rozumiesz, że będzie trzeba dać się zdymisjonować. Ale obiecuje, że o tobie nie zapomnę”.
Czemu napisałem o „zbyt ostrym skojarzeniu”? Pewnie mógłbym ogłosić konkurs z prośba o wskazanie skąd czerpałem inspirację. Ale nie rozpiszę i nie ogłoszę. Sam powiem, że imaginowana kwestia Pana Marszałka to parafraza słów, które niegdyś Kiszczak Czesław miał powiedzieć Pietruszce Adamowi kiedy go odwiedził „we więźniu”.
Wiem że sytuacja jest nieporównywalna. Nieporównywalna jest też stawka, dla której trzeba było poświęcić Pietruszkę i Smolińskiego. Ale niewątpliwie porównać można schemat działania obu panów. I, przez niego, poziom braku wstydu.
W tym epizodzie widać jakiego pokroju człowiekiem jest pan Komorowski. Jeśli nie przeszkadza mu alkoholowy taniec nad grobem to co mu może przeszkodzić?. Może Stokrotka moja ulubiona raczy zapytać przy okazji? Na pewno gdzieś tam w czubie dopuszczonych przed oblicze będzie. Za wybitne zasługi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz