Dwa
dni temu seaman zaapelował by Żydzi przestali się wygłupiać odnosząc się w ten
sposób do publikowanych, jedno po drugim oświadczeń środowisk żydowskich w
sprawie zakazu rytualnego uboju zwierząt, podtrzymanego decyzją Sejmu.* Można
powiedzieć, że apel seamana przyniósł skutek odwrotny bo zamiast wyciszenia
emocji mamy ich eskalację w skali, która ociera się nieomal o początek działań
wojennych.
Mamy
oto za sobą kolejne stanowcze kroki państwa Izrael, które zachowuje się, jakby właśnie
zamierzało zająć nam w dwa dni Wzgórza Golan. Niestety dla Izraela, Wzgórz
Golan nie posiadamy…
Po
ogłoszeniu przez izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oficjalnego
stanowiska w tej sprawie po naszej stronie pojawiły się głosy wskazujące pilna
potrzebę zawezwania do naszego MSZ -u w celu złożenia wyjaśnień izraelskiego
ambasadora w Warszawie. Okazało się tak przy okazji że pojmowania znaczenia
terminu „pilnie” moglibyśmy się uczyć od naszych przyjaciół z Tel Awiwu. Palcem
nie zdążyliśmy kiwnąć, choć to zapowiadano i tego oczekiwano, a nasz ambasador
w stolicy Izraela już zdążył poznać miękkość dywanika w centrali tamtejszej
dyplomacji.
Rzec
można, strona izraelska w ofensywie.
Próbując
na spokojnie przeanalizować działania izraelskiej dyplomacji nie da się
skomentować ich inaczej jak tylko jako świadomą próbę deprecjonowania Polski. Tak
duży brak delikatności w relacjach z państwem, z którym chce się utrzymywać już
nawet nie przyjazne ale choćby poprawne relacje powinien zadziwiać. Tym
bardziej, że określenie „dyplomatyczny” oznacza w mowie potocznej właśnie postępowanie
dyskretne i pozbawione ostentacji.
Jaki
interes ma Izrael w tym, by, choćby symbolicznie, zajmować nam Wzgórza Golan?
Nie mam pojęcia. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to chęć skopania przeciwnika
by łatwiej go było później ustawiać. Mechanizm, który dotąd był raczej
przypisywany amerykańskim organizacjom żydowskim, starającym się osłabić
pozycję Polski w walce o „restytucję mienia żydowskiego”.
Oczywiście
można zakładać, że chodzi wyłącznie o prawo polskich Żydów do swobodnego sprawowania
swego kultu. Ani nie odmawiam im tego prawa ani nie mam nic przeciwko temu by Izrael
się o nie upominał. Gdybym myślał inaczej, musiałbym protestować gdy Polska
upomina się o prawa Polaków na Litwie czy Białorusi.
Jednak
z oficjalnych wypowiedzi i z działań strony izraelskiej wynika chyba co innego.
Ja przypomnę rzecz, która jakby umknęła uwadze polityków z izraelskiego MSZ.
Sejm nie wprowadził w pamiętnym głosowaniu zakazu uboju rytualnego a odrzucił
przepisy, które by na taki sposób zabijania zwierząt pozwalały. Skoro momentu
do głosowania część społeczności żydowskiej
w Polsce wierna swej religii nie wyginęła, nie pomarła z głodu czy nie poszła
sobie do innej, liberalniejszej od naszej „niewoli egipskiej” to chyba aż takie
słowa i takie działania są za mocne.
Moje
podejrzenia wzmacnia także pan Yigal Palmor, rzecznik izraelskiego MSZ-u,
grzmiący, że „teraz Żydom nie będzie już wolno spełniać jednego z najstarszych
i najważniejszych rytuałów”** nie za bardzo sam ma pojęcie o czym mówi.
Może
ja się nie znam ale po pierwsze pan rzecznik zdaje się sugerować, że do wynikających
z wyznania obowiązków prawowiernego Żyda należy rezanie zwierzyny.
Własnoręczne. W moim odczuciu, które potrafię jakoś tam uzasadnić, szechita
jest obłożoną religijnymi nakazami (i to one stanowią o rytualnym charakterze)
czynnością o całkiem racjonalnym i dość przyziemnym celu. Świadczy o tym choćby
to, co stanowiło główny argument PSL-u za utrzymaniem w Polsce możliwości
prowadzenia „rytualnego uboju” czyli te tracone miejsca pracy dla Polaków. W
tradycji żydowskiej szechity dokonywać powinien specjalnie do tego przygotowany,
także albo przede wszystkim w sensie duchowym, rezak. Nie mam pojęcia czy pracownicy
firm, o których interesy upominali się ludowcy to starozakonni. Dostępne opisy przemysłowego
„uboju rytualnego” na to raczej nie wskazują. Tym bardziej, że „rytualnie”
ubija się zwierzynę na potrzeby tak społeczności żydowskiej jak też
muzułmańskiej. Chyba więc nie robią tego wyłącznie szojchet wierni Jahwe i nie
poważający Proroka.
Na
koniec jeszcze taka uwaga dotycząca samej dyskusji na temat uboju rytualnego.
Nie zabierałem dotąd głosu pro ani contra bo się sam z siebie zwyczajnie nie
znam na tym. Zasięgnąłem jednak opinii zawodowca. Specjalisty od anatomii i
fizjologii zwierząt. Wyjaśnił mi, że cała dyskusja jest dęta. Zabicie bez
głuszenia, zgodnie z zasadami szechity nie powoduje żadnych „wielominutowych
cierpień”. Istotą jest przecięcie tętnic szyjnych, które w ciągi sekundy do trzech
pozbawia zwierzę świadomości. Zapytałem czy podrzynanie gardła jest bolesne ale
zbył mnie dość celnym (choć może niezbyt delikatnym) żartem, że ci z
poderżniętym gardłem jakoś się nie skarżą. Mając na myśli to, że nie da się
tego po prostu sprawdzić. Pytany o te dramatyczne relacje, służące jako
argumenty wyjaśnił, że szechitę, dokładnie tak jak i ubój z głuszeniem, można
oczywiście spieprzyć. I wtedy zwierzęta faktycznie cierpią. Sam z siebie
sądził, że dyskusja tak naprawdę odbywa się w sferze estetyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz