środa, 17 lipca 2013

Wojna izraelsko-polska



Dwa dni temu seaman zaapelował by Żydzi przestali się wygłupiać odnosząc się w ten sposób do publikowanych, jedno po drugim oświadczeń środowisk żydowskich w sprawie zakazu rytualnego uboju zwierząt, podtrzymanego decyzją Sejmu.* Można powiedzieć, że apel seamana przyniósł skutek odwrotny bo zamiast wyciszenia emocji mamy ich eskalację w skali, która ociera się nieomal o początek działań wojennych.
Mamy oto za sobą kolejne stanowcze kroki państwa Izrael, które zachowuje się, jakby właśnie zamierzało zająć nam w dwa dni Wzgórza Golan. Niestety dla Izraela, Wzgórz Golan nie posiadamy…
Po ogłoszeniu przez izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oficjalnego stanowiska w tej sprawie po naszej stronie pojawiły się głosy wskazujące pilna potrzebę zawezwania do naszego MSZ -u w celu złożenia wyjaśnień izraelskiego ambasadora w Warszawie. Okazało się tak przy okazji że pojmowania znaczenia terminu „pilnie” moglibyśmy się uczyć od naszych przyjaciół z Tel Awiwu. Palcem nie zdążyliśmy kiwnąć, choć to zapowiadano i tego oczekiwano, a nasz ambasador w stolicy Izraela już zdążył poznać miękkość dywanika w centrali tamtejszej dyplomacji.
Rzec można, strona izraelska w ofensywie.
Próbując na spokojnie przeanalizować działania izraelskiej dyplomacji nie da się skomentować ich inaczej jak tylko jako świadomą próbę deprecjonowania Polski. Tak duży brak delikatności w relacjach z państwem, z którym chce się utrzymywać już nawet nie przyjazne ale choćby poprawne relacje powinien zadziwiać. Tym bardziej, że określenie „dyplomatyczny” oznacza w mowie potocznej właśnie postępowanie dyskretne i pozbawione ostentacji.
Jaki interes ma Izrael w tym, by, choćby symbolicznie, zajmować nam Wzgórza Golan? Nie mam pojęcia. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to chęć skopania przeciwnika by łatwiej go było później ustawiać. Mechanizm, który dotąd był raczej przypisywany amerykańskim organizacjom żydowskim, starającym się osłabić pozycję Polski w walce o „restytucję mienia żydowskiego”.
Oczywiście można zakładać, że chodzi wyłącznie o prawo polskich Żydów do swobodnego sprawowania swego kultu. Ani nie odmawiam im tego prawa ani nie mam nic przeciwko temu by Izrael się o nie upominał. Gdybym myślał inaczej, musiałbym protestować gdy Polska upomina się o prawa Polaków na Litwie czy Białorusi.
Jednak z oficjalnych wypowiedzi i z działań strony izraelskiej wynika chyba co innego. Ja przypomnę rzecz, która jakby umknęła uwadze polityków z izraelskiego MSZ. Sejm nie wprowadził w pamiętnym głosowaniu zakazu uboju rytualnego a odrzucił przepisy, które by na taki sposób zabijania zwierząt pozwalały. Skoro momentu do głosowania część  społeczności żydowskiej w Polsce wierna swej religii nie wyginęła, nie pomarła z głodu czy nie poszła sobie do innej, liberalniejszej od naszej „niewoli egipskiej” to chyba aż takie słowa i takie działania są za mocne.
Moje podejrzenia wzmacnia także pan Yigal Palmor, rzecznik izraelskiego MSZ-u, grzmiący, że „teraz Żydom nie będzie już wolno spełniać jednego z najstarszych i najważniejszych rytuałów”** nie za bardzo sam ma pojęcie o czym mówi.
Może ja się nie znam ale po pierwsze pan rzecznik zdaje się sugerować, że do wynikających z wyznania obowiązków prawowiernego Żyda należy rezanie zwierzyny. Własnoręczne. W moim odczuciu, które potrafię jakoś tam uzasadnić, szechita jest obłożoną religijnymi nakazami (i to one stanowią o rytualnym charakterze) czynnością o całkiem racjonalnym i dość przyziemnym celu. Świadczy o tym choćby to, co stanowiło główny argument PSL-u za utrzymaniem w Polsce możliwości prowadzenia „rytualnego uboju” czyli te tracone miejsca pracy dla Polaków. W tradycji żydowskiej szechity dokonywać powinien specjalnie do tego przygotowany, także albo przede wszystkim w sensie duchowym, rezak. Nie mam pojęcia czy pracownicy firm, o których interesy upominali się ludowcy to starozakonni. Dostępne opisy przemysłowego „uboju rytualnego” na to raczej nie wskazują. Tym bardziej, że „rytualnie” ubija się zwierzynę na potrzeby tak społeczności żydowskiej jak też muzułmańskiej. Chyba więc nie robią tego wyłącznie szojchet wierni Jahwe i nie poważający Proroka.
Na koniec jeszcze taka uwaga dotycząca samej dyskusji na temat uboju rytualnego. Nie zabierałem dotąd głosu pro ani contra bo się sam z siebie zwyczajnie nie znam na tym. Zasięgnąłem jednak opinii zawodowca. Specjalisty od anatomii i fizjologii zwierząt. Wyjaśnił mi, że cała dyskusja jest dęta. Zabicie bez głuszenia, zgodnie z zasadami szechity nie powoduje żadnych „wielominutowych cierpień”. Istotą jest przecięcie tętnic szyjnych, które w ciągi sekundy do trzech pozbawia zwierzę świadomości. Zapytałem czy podrzynanie gardła jest bolesne ale zbył mnie dość celnym (choć może niezbyt delikatnym) żartem, że ci z poderżniętym gardłem jakoś się nie skarżą. Mając na myśli to, że nie da się tego po prostu sprawdzić. Pytany o te dramatyczne relacje, służące jako argumenty wyjaśnił, że szechitę, dokładnie tak jak i ubój z głuszeniem, można oczywiście spieprzyć. I wtedy zwierzęta faktycznie cierpią. Sam z siebie sądził, że dyskusja tak naprawdę odbywa się w sferze estetyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz