Dzisiejsze oświadczenie celebryty w
sutannie, zdumiało mnie tak, jak pewnie wielu innych. Jednak najpewniej moje
zdumienie miało diametralnie inną przyczynę od wszystkich innych zdumień. Tych,
które ustawiły się murem wokół „księdza Wojtka”. Moje zdumienie od razu przywalało
anegdotę, która przypomina mi się zawsze jak ktoś coś sobie po nie zawsze
zrozumiałym upływie czasu przypomina. Jak ten antysemita ze Lwowa, co się
właśnie w latach trzydziestych dowiedział że Żydzi dwa tysiące lat wcześniej
ukrzyżowali Chrystusa i od razu najbliższemu „starszemu bratu w wierze”, spotykanemu
w tramwaju dał w mordę.
Ksiądz Wojciech Lemański słynął dotąd
raczej nie z powściągliwości a wręcz z impulsywności. Mając na pieński (z kim
nie miał na pieńku…) z hierarchami sprawy załatwiał raczej szybko i głośno.
Stąd wszak głownie wzięło to jego celebrytowanie, przyjaźnie i obecności na
forach, lamach i antenach. Był takim sakrobatmanem szołbiznesu. Jak mu się co
nie podobało to potrafił wypłodzić odwołanie między gabinetem biskupa a furtą
Kurii.
Dlatego zdumiało mnie, że o
wstrząsającej bez wątpienia sytuacji, którą w swym oświadczeniu przywołał,
przypomniał sobie dopiero po trzech h latach a wcześniej nic z tym nie zrobił
ani nigdzie nie napisał.
Gdybym miał jakoś sobie wytłumaczyć
zachowanie Wojciecha Lemańskiego, zestawiając jego słowa i kontekst, w jakich
je ogłosił, byłbym w stanie wyobrazić sobie tylko dwie możliwości.
Pierwsza jest taka, że Wojciech
Lemański wymyślił całą historię. Pewnie fanów duchownego to oburzy ale nie da
się jego słów zweryfikować. Cztery oczy to cztery oczy… Druga możliwość jest
taka, że zajścia, o których opowiadał, faktycznie miały miejsce.
Ta możliwość jest znacznie ciekawsza
w kontekście zdarzeń, które następują po czasie. Tu warto przypomnieć twierdzenia
księdza, że jego biskup miał po tym, co między kapłanami zaszło „zbierać haki”
na proboszcza z Jasienicy. Otóż jakoś w głowie się nie mieści, że duchowny,
którzy jawi się jako jedyny sprawiedliwy w Sodomie, św. Franciszek i Savonarola
w jednym, walący na odlew jak mu co się nie spodoba albo kto nadepnie na
odcisk, przeszedł do porządku nad taką obrazą obyczajności i nic z nią nie
zrobił. Nie szepnął na temat Lisowi ani nie napisał do Watykanu.
Gdyby nie chodziło o tego świeckiego
świętego tylko o kogoś innego, sądziłbym, że ów ktoś inny po prostu ukrył owe
wstydliwe fakty na temat swego biskupa na wszelki wypadek. Na taki na przykład
jak ten, w którym ów biskup podskoczy i zadrze z tym kimś innym. Taki hak na
biskupa.
Oczywiście jedyny sprawiedliwy w
Sodomie w żadnym razie tak by nie postąpił. On by… no właśnie. Co zrobiłby
ksiądz Lemański, gdyby mu biskup zrobił coś obrzydliwego?
ps. Zdumiałem się, gdy przeczytałem,
że mediujący między biskupem a proboszczem redaktor „Więzi” zaprzeczył, że
chodziło o to, czego po słowach Lemańskiego dość powszechnie się domyślano. Ta powszechność
źle o nim i jego słowach świadczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz