Być
może jest tak, że drążę tę sprawę ze zwykłej, ludzkiej ciekawości. A
nawet i ciekawskości. Ale jakoś trudno
mi zaakceptować sytuację, w której za kilka garniturów, flaszek wina i paczkę
cygar, na które mogli się przecież jednak zrzucić Grupiński, Gowin, Godson i
Halicki z Pomaską, odejmując sobie i swym dziatkom od ust, a wartych kilka
setek tysięcy z konta partii, dość intensywnie ciągano pana Donalda Tuska po łamach
i antenach niczym mokrą ścierę a jakoś nie ma chętnych do odszukania 4 tysięcy
bilecików po cenie pięciu rozrzutnych Donaldów, które się zapodziały pani
Joannie Musze.
Myślę, że jeszcze trudniej tę
sytuację zaakceptować ekipie „Polityki”, która rzecz całą wynalazła, pochodziła
przy niej niemało, maili narozsyłała, fakturę nawet wydobyła a teraz pewnie
płacze rzewnie bo jakby wszyscy, zamiast o tym trąbić trzy razy bardziej niż o
gajerach Tuska, mają to wyraźnie gdzieś.
To faktycznie zaskakująca sytuacja.
Nie tylko dlatego, że 1,5 miliona to jednak parę razy więcej niż 250 tysięcy. I
nie ja jeden to wiem ale wie też kwiat naszego dziennikarstwa, szczególnie ten
z TVN-u z kontraktami jak balony stratosferyczne. Wiedzą to również politycy z
dietami jak budżety gminy Małkinia. Ci to na niczym chyba się tak nie znają jak
na pieniądzach. Choć znają się rzecz jasna na wszystkim.
Już bardziej dlatego, że te 1,5
miliona to nie były pieniądze „ze składek” tylko z budżetu. Również dlatego, że
w przypadku tych 250 tysięcy „ze składek” wiadomo było nie tylko, że poszły na
garnitury i sushi ale też kto te garnitury na siebie wdział i kto się tym sushi
nadział. Z tymi biletami zaś rzecz jest
jakby rodem z Archiwum X albo nawet i z Twin Peaks. Niby 4 tysiące kartoników
to kupa papieru a tu normalnie kamień w wodę!
Przede wszystkim zaś z tego powodu,
że przy aferze garniturowej tak media wszelakie jak i politycy spod różnych szyldów
gotowi niemal byli na oczach gawiedzi zedrzeć z Tuska te garnitury choćby i z
gaciami zaś tu reagują jakby takie zniknięcia były czymś zarówno naturalnym jak
też będącym w naszym przecież nie żadnym „dzikim kraju” na porządku dziennym.
Jak w jakim Kongu czy Naddniestrzu.
A przecież to oczywisty samograj i
temat, którego stopień trudności, od momentu, jak go ekipa „Polityki” odkryła a
później zmusiła gości z Ministerstwa Sportu do przyznaniu, że faktycznie
fakturę z pieczęcią Ministerstwa Sportu wystawiło Ministerstwo Sportu jako
potwierdzenie wydatkowania 1,5 miliona przez Ministerstwo Sportu, jest na miarę
ekipy gazetki szkolnej Gimnazjum Publicznego im. Janka Krasickiego w Kasinie-Pierzynie.
Wniosek jest taki, że być może tym,
co te gacie z Tuska z hukiem wtedy zamierzali ściągać przepaliły się przy tym
obwody odpowiedzialne za troskę o finanse publiczne. I lampka im się teraz nie
zapala. Albo też przyczyna jest inna.
Zastanów się, szanowny czytelniku
komu, gdybyś był tym gościem z Ministerstwa Sportu albo Narodowemu Centrum
Sportu, który miał akurat stosowną pulę na „działania promocyjne” związane ze
Stadionem Narodowym, w pierwszym rzędzie posłałbyś parę bilecików na występ
popularnej szansonistki Madonny? No właśnie…
Zatem szanowni dziennikarze i
politycy. Jeśli przypadkiem daliście sobie wcisnąć któryś z zaginionych
bilecików, przyznajcie się teraz. Wstyd będzie mniejszy niż wtedy, gdy prawda
wyjdzie na jaw. A w końcu przecież wyjdzie. Nie łudźcie się!
Jak na razie poza podejrzeniem jest posłanka
Beata Mazurek, bo zawiadomiła w sprawie prokuratora, Jarosław Kaczyński bo się
nie zna i Tomasz Terlikowski, bo piorun by w niego strzelił jakby się tam
wybrał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz