piątek, 26 lipca 2013

Próg ostrożnościowy



Wynik najważniejszego z dzisiejszych głosowań wzbudził we mnie, choć powinien chyba w kimś zupełnie innym, pewną refleksję.
Jeśli zastawić ze sobą stan finansów publicznych, opisany przede wszystkim wielkością rozminięcia się pierwotnej wersji i tej, którą w takim pośpiechu w ostatnich dniach sklecono, z wypowiedziami człowieka, który za to odpowiada w każdym znaczeniu tych słów, ludzie mający się za odpowiedzialnych z miejsca powinni poczuć w głowie próg ostrożnościowy. Chodzi mi zarówno o bezrefleksyjne przechwalanie się „wyśmienitym” wykonaniem budżetu „w warunkach spowolnienia” jak też, w szczególności, o gotowość występowania z wykładami, adresowanymi do tych, co stanu pana ministra, przesiąkniętego samozadowoleniem czy nawet samouwielbieniem nie podzielają. Trudno nie uznać za osobę bezrefleksyjną kogoś, kto zapomina, że mu się plan prawie o 80% rozjechał, nie pamięta, że był ostrzegany, iż tak właśnie się stanie i który ów nierealny plan klecił dokładnie w tych samych „warunkach spowolnienia”, w których go później realizował.
I właśnie wobec pychy i zadęcia człowieka, który w tak oczywisty sposób popełnił zapowiadaną zawczasu pomyłkę ten próg nam się w głowach powinien pojawić. Krzyczący do nas, że jest to człowiek niebezpieczny i nieobliczalny. Te 80% powinno robić wrażenie. Wielkie wrażenie. Tak wielkie, że powinniśmy pomyśleć o jakimś skuteczniejszym kagańcu dla szaleńca.
Zamiast tego 235 durniów zdecydowało się skasować prawne zabezpieczenie, gwarantujące, że ów buchalter, z rozbuchaną skłonnością do pomyłek w takiej skali, nie zechce pokazać, że stać go na jeszcze więcej. Można to porównać do specyficznego konsylium, które widząc wariata gmerającego przy prądzie decyduje dla jego dobra, by jeszcze podnieść napięcie. Gdyby jeszcze groziło to tym tylko, że trzepnie owego wariata. Jednak to trzepnie niestety nas.
Tak przy okazji głosowania nad oddaniem wariatowi bardziej niebezpiecznych zabawek warto chwilę poświęcić trzem „bohaterom” ostatnich dni. Ktoś mógłby powiedzieć, że wobec tego, co ich partia upichciła Polakom, zachowali się przyzwoicie. Otóż nic podobnego. Wczoraj czy też przedwczoraj pan Gowin, tłumacząc odmienność swego i partyjnego stanowiska w rzeczonej sprawie, powiedział, że nie będzie głosował za rozwiązaniem szkodliwym dla państwa. Zatem on i jego koledzy wiedzieli, że państwu i jego obywatelom uczyniona zostanie szkoda. Bo szkodą oczywistą jest wobec spadających dochodów zwiększać zadłużenie. Tu taka uwaga ogólniejsza, dotycząca dyskusji o deficycie. Jakoś mało dyskutantów wychodzi poza kwestie różycy w liczbach i pomyłki w rachubach. Deficyt to nie jest żadne tam zadanie z algebry. To wielkość kwoty, na pokrycie której trzeba znaleźć inne pieniądze niż te, które państwo zarobiło. Nie będę tłumaczył, ze pieniądze to nie kopalina i trzeba je będzie jakimś tam, pewnie nie małym, kosztem pożyczyć.
Ale wróćmy do Gowina i do jego kolegów konserwatystów. Ich wstrzymanie się od głosu przy świadomości szkody, którą ich koledzy właśnie czynią, nie jest ani heroiczne ani nawet przyzwoite. Przyzwoite byłoby głosowanie przeciw. To, co zrobił Gowin, Żalek i Godson było tylko cwaniackie. Napisałbym, że głupie ale wiem, że głupcami nie są i wiedzą który guzik naciskali.
Całokształt ostatniej radosnej twórczości koalicji, w której, nie zapomnieć proszę na przyszłość, jest też PSL, który pewnie za niedługo brany będzie pod uwagę jako atrakcyjny koalicjant bez względu na to, kto będzie brał pod uwagę, obejmujący nie tylko majstrowanie przy gniazdku, to jest przy progach ostrożnościowych, przy deficycie, przy formie nadzoru nad działalnością banków i wreszcie obsadzenie NIK swoim człowiekiem powinien uruchamiać kolejny próg ostrożnościowy w naszych głowach. To, że nad stanowieniem prawa i nad naszą przyszłością czuwa 235 durniów powinno zaś stawiać nam włosy na głowach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz