Ja oczywiście wiem, że oczekiwanie od
Stefana Niesiołowskiego jako od Stefana Niesiołowskiego kulturalnego i
pozbawionego agresji zachowania jest zwyczajną głupotą. Jak bardzo by nie
rozmijało się ono z tym, którego oczekujemy od ludzi kulturalnych czy choćby cywilizowanych,
jest ostatecznie sprawą samego pana Niesiołowskiego i jego szacunku dla pamięci
rodziców, którzy najpewniej jęcząc „nie tak go wychowaliśmy” przewracaj się
teraz w grobie. A w zasadzie kręcą się niczym kołowrotek. Jest też potencjalnie
sprawą kogoś o mizernej cierpliwości, kto kiedyś zostanie przez Niesiołowskiego
potraktowany jego znanym schematem i zwyczajnie obije Niesiołowskiemu mordę. Mówiąc
kolokwialnie.
Może sobie także i poseł Niesiołowski
mieć, a nawet upubliczniać swoje, choćby i bardzo nieprzychylne dla innych zdanie o innych. Narażając się na
to, co już wyżej wspomniałem, bardziej jednak ryzykowne w odniesieniu do, Boże
ty mój, reprezentanta narodu. O ile oczywiście tego swojego zdania nie zamierza
przedstawiać za pomocą uciążliwego a nawet niebezpiecznego dla innych body
language. W końcu jak się zdarzy jeden furiat wśród 460 to chyba jakoś da się
go ominąć.
Natomiast jeśli temu posłowi powierzy
się jakąkolwiek dodatkową funkcję, często związaną z dodatkowym wynagrodzeniem,
musi on liczyć się z tym, że w związku z tą funkcją i tym wynagrodzeniem jego
obowiązki obejmują również kontakty z mediami. Tymi, które się do niego o to
zwrócą. Tu już nikt nie działa i nie emanuje swą impulsywnością na własny
rachunek.
Jeśli pan Niesiołowski, jako
przewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej, poseł na Sejm RP Stefan Niesiołowski
nie chciał lub nie mógł udzielić informacji, o jaką został poproszony przez
dziennikarza legalnie działającej gazety, jego obowiązkiem było poinformowania
interlokutora gdzie i w jakim może się zwrócić, by oczekiwaną informację
uzyskać.
Incydent pomiędzy Stefanem Niesiołowskim,
posłem PO, który z ramienia tej partii został obdarzony funkcją
przewodniczącego sejmowej komisji obrony narodowej powinien zainteresować nie
tylko i nie przede wszystkim media, której już sobie ostrzą zęby na ciąg dalszy
awantury. Powinny zainteresować w pierwszej kolejności panią Ewę Kopacz,
pełniącą funkcję Marszałka Sejmu, w następnej pana Donalda Tuska, pełniącego ciągle
jeszcze funkcję hegemona partii, z ramienia której jej członek Niesiołowski
zapomina się i zachowuje ordynarnie, pana Rafała Grupińskiego, szefa klubu,
który tę osobliwość savoir-vivre’u desygnował do sprawowania parlamentarnej
pieczy nad naszą obronnością. Powinni, choćby i w body language pana
Niesiołowskiego wyjaśnić mu, że jako pełniący funkcję publiczną nie ma prawa dzielić
mediów na „zaprzyjaźnione” i „szmatławcem”. W każdym razie tych mediów, które działają
legalnie.
Nie będę podpowiadał działań i
rozwiązań, które powinny być przez wymienionych pod uwagę. Wcale nie dlatego,
że nie chcę ułatwiać życia wspomnianym państwu. Wręcz przeciwnie! W ramach
maksymalnego ułatwienia im życia polecam im natychmiastowe podanie się do
dymisji z wszelkich funkcji i równie szybkie wycofanie się z życia publicznego.
I nie tylko ani przede wszystkim z uwagi na zachowanie Niesiołowskiego, który, jak
dalej tak pójdzie, przy dalszej bierności wymienionych w końcu kogoś śmiertelnie
pokąsa.
Oczywiście nie mam złudzeń, że Tusk,
Kopacz i Grupiński ruszą palcem. Co najwyżej nastawią ucha słuchając jak się
raduje pasująca do tej szkoły „dobrego wychowania”, której już nawet nie
uczniem-prymusem ale oczywistym profesorem jest Niesiołowski, armia zwolenników
„partii miłości”.
A skoro już przy tym jesteśmy i skoro
po raz kolejny kontemplować musimy kolejny wykwit wspomnianej „miłości” w
mistrzowskim wykonaniu Stefana Niesiołowskiego, aż się prosi zachęcać do
rozważań jaką to „miłość” miał na myśli klubowy i partyjny kolega Stefana
Niesiołowskiego gdy rzucał to powszechnie dziś wyśmiewane hasło w swym
pamiętnym wystąpieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz