Kontynuując wątek metod, którymi
Platforma „robi politykę” wrócę do jednego z wątków ostatniego wywiadu, jaki w
celach ratunkowych ekipa z Czerskiej przeprowadziła z Premierem Donaldem
Tuskiem. W nim pojawiły się chciane albo niechciane dzieci Kaczyńskiego.
Oczywiście nietrudno zgadnąć, która z tych opcji jest bliższa sercu Donalda
Tuska. Można uznać, że to głupie, ale w tym momencie pomyślałem, że Donald Tusk
jest jak socjalizm. Z tego dowcipu tłumaczącego, że istotą tego ustroju jest
ofiarne i mężne rozwiązywanie problemów nieznanych żadnemu innemu systemowi.
Dokładnie tak samo jest z Tuskiem i
tymi „dziećmi Kaczyńskiego”, z którymi nie było żadnych zapisujących się jakoś
szczególnie w pamięć problemów, gdy u władzy był Kaczyński. Można zaryzykować
(równie trafne jak wynurzenia Tuska) twierdzenie, że wtedy ich nawet nie było.
Tusk więc bohatersko walczy z problemem, z którym przed nim jakoś nikt zmagać
się nie musiał.
Może jakaś cząstka prawdy w tym, że
te środowiska, które wspomina szef rządu jako ideowe potomstwo rywala, faktycznie
lgną do przywódcy najsilniejszej partii opozycyjnej. Jednak dzieje się tak, jak
mi się zdaje, nie z miłości do PiS a raczej za sprawą dotkliwie odczuwanego
braku miłości do obecnej władzy i jej szefa. Jednak to, ku komu i dlaczego
ciążą te środowiska to rzecz mniej ważna od tej, że nigdy wcześniej w czasach
naszej ostatniej niepodległości nie były tak głośne i tak widoczne.
Można zaryzykować wręcz że w tej ( i
w kilku innych równie źle komentowanych sprawach i sytuacjach) obecna władza
lub wręcz sam Tusk zadziałała niczym osobliwa odmiana naturalnego nawozy, który
pobudza wzrost tego, czego się nie chce a ni cholery nie pomaga temu, co się
jakoby zasiało. Popatrzmy na tę miłość, którą siał pan Tusk z sejmowej mównicy
w 2007 r. Nie wzeszła jakby…
W tym znaczeniu, w jakim nam bujnęło to,
przed czym teraz Tusk przestrzega niczym przed Gogiem i Magogiem, mamy
niewątpliwie do czynienia z dziatwą pana Donalda, który z wprawą doświadczonego
kukuła próbuje podrzucić ją konkurencji.
Pozostaje jeszcze ustalić, czy mamy
do czynienia z potomstwem chcianym czy też będącym owocem braku ostrożności czy
też uwagi. Trudno orzec to bez wątpliwości. Jednak jakąś wskazówką może być to,
jak bardzo pasuje ona do całokształtu działań i wypowiedzi Tuska. Można wręcz
zastanawiać się co by on począł, gdyby nie począł właśnie ich.
Wygląda to, co wyżej napisałem, na
żarty zabawę skojarzeniami. Jednak żarty powoli się kończą. Nie po to Tuk
obdarzył Kaczyńskiego potomstwem, żeby robić jemu i im dobrze. Zapowiedzi Premiera
i jego podręcznych oraz pohukiwania niegdysiejszego brytana Tuska, te o wieszaniu
i pluciu, sugerują, że wkrótce na poważnie zabiorą się za dziatwę i jej przyszywanego
tatę.
The
Show Must Go On.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz