wtorek, 9 lipca 2013

Dzieci Tuska



Kontynuując wątek metod, którymi Platforma „robi politykę” wrócę do jednego z wątków ostatniego wywiadu, jaki w celach ratunkowych ekipa z Czerskiej przeprowadziła z Premierem Donaldem Tuskiem. W nim pojawiły się chciane albo niechciane dzieci Kaczyńskiego. Oczywiście nietrudno zgadnąć, która z tych opcji jest bliższa sercu Donalda Tuska. Można uznać, że to głupie, ale w tym momencie pomyślałem, że Donald Tusk jest jak socjalizm. Z tego dowcipu tłumaczącego, że istotą tego ustroju jest ofiarne i mężne rozwiązywanie problemów nieznanych żadnemu innemu systemowi.
Dokładnie tak samo jest z Tuskiem i tymi „dziećmi Kaczyńskiego”, z którymi nie było żadnych zapisujących się jakoś szczególnie w pamięć problemów, gdy u władzy był Kaczyński. Można zaryzykować (równie trafne jak wynurzenia Tuska) twierdzenie, że wtedy ich nawet nie było. Tusk więc bohatersko walczy z problemem, z którym przed nim jakoś nikt zmagać się nie musiał.
Może jakaś cząstka prawdy w tym, że te środowiska, które wspomina szef rządu jako ideowe potomstwo rywala, faktycznie lgną do przywódcy najsilniejszej partii opozycyjnej. Jednak dzieje się tak, jak mi się zdaje, nie z miłości do PiS a raczej za sprawą dotkliwie odczuwanego braku miłości do obecnej władzy i jej szefa. Jednak to, ku komu i dlaczego ciążą te środowiska to rzecz mniej ważna od tej, że nigdy wcześniej w czasach naszej ostatniej niepodległości nie były tak głośne i tak widoczne.
Można zaryzykować wręcz że w tej ( i w kilku innych równie źle komentowanych sprawach i sytuacjach) obecna władza lub wręcz sam Tusk zadziałała niczym osobliwa odmiana naturalnego nawozy, który pobudza wzrost tego, czego się nie chce a ni cholery nie pomaga temu, co się jakoby zasiało. Popatrzmy na tę miłość, którą siał pan Tusk z sejmowej mównicy w 2007 r. Nie wzeszła jakby…
W tym znaczeniu, w jakim nam bujnęło to, przed czym teraz Tusk przestrzega niczym przed Gogiem i Magogiem, mamy niewątpliwie do czynienia z dziatwą pana Donalda, który z wprawą doświadczonego kukuła próbuje podrzucić ją konkurencji.
Pozostaje jeszcze ustalić, czy mamy do czynienia z potomstwem chcianym czy też będącym owocem braku ostrożności czy też uwagi. Trudno orzec to bez wątpliwości. Jednak jakąś wskazówką może być to, jak bardzo pasuje ona do całokształtu działań i wypowiedzi Tuska. Można wręcz zastanawiać się co by on począł, gdyby nie począł właśnie ich.
Wygląda to, co wyżej napisałem, na żarty zabawę skojarzeniami. Jednak żarty powoli się kończą. Nie po to Tuk obdarzył Kaczyńskiego potomstwem, żeby robić jemu i im dobrze. Zapowiedzi Premiera i jego podręcznych oraz pohukiwania niegdysiejszego brytana Tuska, te o wieszaniu i pluciu, sugerują, że wkrótce na poważnie zabiorą się za dziatwę i jej przyszywanego tatę.
The Show Must Go On.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz