W
ferii tytułów zdobiących pierwszą stronę tabloidów, bez wyjątku dotyczących
wczorajszego wydarzenia dnia znalazłem i taki, który brzmiał prawie jak ten
mój.* Początkowo chciałem się oburzyć, przez myśl mi przeszło coś o wrednej
prowokacji i takie tam. Ale stwierdziłem, że nie za bardzo mam prawo się
oburzać. Zanim wyjaśnię czemu zaznaczę, że przeczytałem ciekawy wpis Czarka
Krysztopy mocno polemizujący z twierdzeniem rodzicielki pana Brunona.** Ale on
nie tylko nie zmienił mego punktu widzenia a wręcz utwierdził mnie w zamiarze
napisania tego, co napiszę. Czarek chcąc nie chcąc wpisał się w pewien schemat,
który wcale nie jest niczym chwalebnym.
Nie
bardzo mam prawo oburzać się kiedy, słusznie czy nie, ktoś tam będzie wskazywał
w Brunonie K polityczną spuściznę Kaczyńskiego. Sam wcześniej nie protestowałem
przecież kiedy z Cyby robiono kolegę Donalda Tuska.
Chyba
za łatwo przychodzi nam wyciągać wnioski- obuchy a zbyt trudno pokierować się
po prostu zdrowym rozsądkiem. Jakie znaczenie ma to, że ktoś podrzyna gardła
czy wysadza coś tam w imię tego czy innego ojca duchowego? To nie jest żadna
gra w której obstawiamy i wygrywamy lub przegrywamy. I wyjemy z radości jeśli…
No właśnie. Wyjemy z radości jeśli uda się nam dowieść, że ten zły to był ich i
chciał zabijać czy to nas czy to naszych. Prawda, że debilne rozumowanie? Albo
przesiąknięte surrealistycznym dowcipem made in Monty Python.
Kiedy
zdarza się nam Cyba czy Brunon K, z radością rzucamy się na połów, dzięki
któremu uda się nam przypisać go konkurencji. Służy to niczemu innemu tylko
naszej zwichniętej satysfakcji.
Zatracamy
powoli instynkt samozachowawczy nie dostrzegając, że my jesteśmy znacznie
łatwiejszym celem i jeśli ktoś naprawdę nie będzie mógł wytrzymać to przeleje
raczej anonimową krew niż krew bogów pochowanych za bramkami, wykrywaczami,
strażami i immunitetami.
Tak
naprawdę powinniśmy zastanowić się z czego rodzi się Cyba i Brunon K. Skąd
przychodzi, kim jest i jak się to jego jestestwo może dla nas skończyć.
Najłatwiej odpowiedzieć sobie na to „kim jest”. Jest bez wątpienia szaleńcem. I
nie ma znaczenia że mu specjaliści ochoczo ostemplują dowody poczytalności.
Wpadł w jakiś amok z którego był w stanie wyjść jedynie kręcąc młynka czymś
ostrym albo wylecieć w postaci rozerwanych strzępów, przemieszanych z innymi
strzępami. Jak to się może skończyć dla nas? Dołączeniem do niego w postaci
towarzyszących mu rozerwanych strzępów. Skąd przychodzą. Z głów naszej klasy
politycznej, która się zatraciła i zapomniała. A jeszcze bardziej zapomnieliśmy
się my.
Powoli
przestaje mieć znaczenie kto zaczął i kto jest mniej a kto bardziej winien.
Daliśmy się doprowadzić do sytuacji w której zapomnieliśmy, że to nie my im
tylko oni nam mają służyć. Staliśmy się janczarami w tej zimnej na razie ale z
coraz większymi szansami na gorącą kontynuację wojnie Polaków z Polakami.
Ciekaw
jestem czy my, wyznawcy jednego, drugiego i każdego innego z trzymających nas
za życie jesteśmy w stanie zgadnąć jakim lakmusem powinniśmy zbadać ich na okoliczność
tego, czy w ogóle zasługują na to by naszego życia w ogóle dotykać. Ja wiem, że
pierwsze co może przyjść na myśl to coś w rodzaju „testu krzyżowego” czyli pretensji
i oczekiwań pod adresem „bogów cudzych”. I to jest błąd podstawowy. W takim
świecie, na jaki się zgodziliśmy oni nie mają wobec nas żadnych obowiązków. A
my nie mamy prawa od nich niczego oczekiwać skoro mamy ich za durniów i zbrodniarzy.
A jeśli czegoś oczekiwać możemy to chyba niczego dobrego. Na tym nam wszakże
chyba nie zależy.
Kto
z was lemingi, pisklaki, pajacenta, lewaki, i reszto politycznie uwarunkowanej
menażerii wpadłby na to, by wymagać od tych, dla których poświęcacie swe dobre
chęci, zdolności a bywa, ze i przyzwoitość? Kto z was, chcąc zapytać „co jesteś
gotów zrobić byśmy się tu nie pozabijali?” kierowałby się z pytaniem nie do
tego z drugiej strony ale do swego? Wszak jeśli oni są i cokolwiek robią dla
nas to chyba mamy prawo żądać od nich by zrobili coś byśmy się tu nie wzięli za
podrzynanie sobie gardeł.
Zatem
pytaj lemingu Donalda Tuska co zrobi (nie co powie bo mówił, mówi i będzie
mówił bez wątpienia bardzo wiele) by się rodacy nie rzucili któregoś dnia sobie
do gardeł.
Pytaj
pisiaku Jakrosława Kaczyńskiego co on zrobi. Nie co należy zrobić z tamtymi.
Pytaj
lewaku Millera, Kalisza czy kto tam u
was na topie.
Pytaj
pajacątko swego Pajacyka naczelnego.
Parówczęta
pytajcie swego Lisa.
Wy
„ze Smoleńska” pytajcie Sakiewicza.
Myślę,
że odpowiedzi nie otrzymacie. W każdym razie nie taką, jaką usłyszeć
powinniście. Powinniście ją byli usłyszeć w dniu, w którym Ryszard Cyba zabił
Marka Rosiaka. Zamiast tego ujrzeliście jak ustawia się długa kolejka
kombatantów omaloconiezabitychprzezcybę. Kogo tam nie było? Zaraz potem ci, co
nie mieli szans znaleźć się na tamtej liście zaczęli szukać jakichś mniej lub
bardziej prawdopodobnych, własnych Cybów. A powinni byli zrobić coś zupełnie
innego.
Czy
pamiętacie opowieść o sądzie Salomona i dwóch matkach? I o tym jak postąpić
chciała prawdziwa matka? Czy tak czy nie, tłumaczył wam jej nie będę. Albo
rozumiecie albo jesteście przypadkami beznadziejnymi.
Dziś
możemy się śmiać z Brunona K, wyborcy czy tam nie wyborcy Kaczyńskiego. Trudno
zresztą reagować inaczej gdy się słyszy radość kogoś tam, że i oni mają swój
zamach. Nawet tylko oni bo tam wcześniej to była tylko katastrofa. Trudno nie
śmiać się gdy okazuje się co się okazuje. Gdy trudno rozdzielić prawdę czasu i
prawdę ekranu.
Ale
to mimo wszystko głupi śmiech. Bo to, co urodziło Cybę i Brunona urodzi kiedyś
kogoś kto wywali nam albo komuś bliskiemu nam pół albo i całą twarz bo go po
prostu poniesie. Tak na maxa! Bo ten, tamten czy wszyscy naraz wyprowadzą go z
równowagi.
Nie
umiemy przewidzieć o czyjej twarzy teraz mówię. Ten rachunek z bardzo wieloma
niewiadomymi powinien zadziałać jak hamulec bezpieczeństwa. Natomiast potrafimy
doskonale określić kto może tę równowagę zachwiać. I w tym kierunku powinniśmy
ze swym instynktem samozachowawczym podążać. I tam zrobić porządek. Zaczynając
od własnych podwórek. To powinno się robić a nie przerzucać sobie dewiantów czy
wariatów przez ogrodzenie.
Powoli
zdać sobie trzeba sprawę, ze tak naprawdę nie jest ważne kto zaczął tylko jak
to się skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz