O
podpalaniu Polski słyszę cyklicznie nie od dzisiaj. Pewnie się trochę w tym
gubię ale gotów jestem przysiąc, że „od zawsze” tym procederem czyli „podpalaniem
Polski” miałby się zajmować przede wszystkim Kaczyński a wraz z nim Macierewicz
i Olszewski. Jan Olszewski by było jasne. Ten drugi Olszewski robi raczej za
czujnik przeciwpożarowy o wielkiej sprawności i mocno zautomatyzowany.
Wracając
do tego „podpalania Polski” przez PiS i Kaczyńskiego zaskakuje zgodność takiego
punktu widzenia, prezentowanego dosłownie i przez pana Sikorskiego i pana
Niesiołowskiego do których dołącza się dziś świeża „nadzieja Platformy”, pan
Giertych Roman sugerujący z ekshibicjonistyczną wręcz szczerością, że w
podpalaniu Polski PiS-owi pomagać będą jego wychowankowie, ideowe „dzieci”. Można
odnieść wrażenie, że owo „podpalanie” należy pojmować dosłownie. Ze niby
któregoś razu faktycznie przyjdą podpalić dom, ten, w którym mieszkasz, Polskę.
A zapałki wyjmie osobiście Kaczyński. Taka wersje zdają się kupować tabuny
internetowych kopytnych, które cwałują stadami pod każdym z podobnych tekstów o
wspomnianych podpalaczach powtarzając wspomniana kwestię za swymi mentorami. Jak
koń Bokser u Orwella z jedną jedyną receptą na wszelkie dolegliwości.
Na
to wszystko człowiek obdarzony wyobraźnią, widzący dzięki niej te zapałki w
rękach Kaczora, co oznaczają niechybnie pożar, nie będzie się wahał tylko z
miejsca postawi na tych, co ten pożar potrafią powstrzymać a jak się nie da powstrzymać
to ugasić. Znaczy na Sikorskiego, na mogącego z powodzeniem zastąpić sikawkę
Niesiołowskiego i zastępującego doskonale, kongenialnie wręcz drabinę
Giertycha.
Żarty
żartami. Nie będę pytał po co Giertych, Sikorski czy Niesiołowski tak mówią. To
wiadomo. Poza tym, że starają się kodować obywatelom jakieś tam skojarzenia
parszywej gęby konkurencji, najpewniej to hasłowe stawianie sprawy wynika z
braku pomysłu na inne prowadzenie polityki. Od pewnego czasu Platforma i jej coraz
liczniejsze i obfitsze wagowo (jednoznaczny pan Michał Kamiński i
niedookreślony pan Ryszard Kalisz) satelity zdają się ograniczać polityczną
aktywność do dość prostackich akcji w rodzaju „12 miliardów” i „gaszenia Polski”.
W ostatnia niedzielę to ostatnie zresztą omal nie przeszło w sferę dosłowności.
Czy
wspomniani panowie i inni spece od aspektu ogniowego w naszej polityce biorą
serio swoje słowa. Za Niesiołowskiego ręczyć nie mogę bo to przypadek
szczególny i myślę, że nie ma w tym kraju nikogo, kto byłby wstanie oddzielić z
jego słowotoku to, co Niesiołowski gada bo w to wierzy a co gada bo gada. Z
Giertychem i Sikorskim rzecz ma się jednak inaczej. Tak mianowicie, że swego
czasu byli oni niejako w „bandzie podpalaczy”. I wiedzą doskonale, że jakoś się
wtedy choćby i zatlić Polska nie zdołała. A
jeśli coś by się chciało przypisać Kaczyńskiemu to najłatwiej zgaszenie
Giertycha i jego środowiska które teraz tak ochoczo, niczym Pawka Morozow tatę
i stryja, denuncjuje jako piromanów ów „człowiek zwany koniem”.
Tu
pozwolę sobie na dość radykalną z pozoru zmianę tematu, zdającą się przy tym
dygresją całkowicie nie na temat. Chodzi mi o opinie dotyczące dyskutowanej i
druzgotanej w dyskusji nie raz możliwości dokonania przez Rosję zamachu w
kwietniu 2010 r. Nie będę snuł rozważań mających stanowić w tej kwestii za i
przeciw. Chodzi mi tylko o to „przeciw” płynące dokładnie z tych samych środowisk,
które z taką pewnością diagnozują piromańskie skłonności Kaczyńskiego, PiS-u en
masse oraz każdego kto choć na moment przy nich stanie. Najczęściej jest ono
uzasadniane w ten sposób, że nie ma przecież żadnych racjonalnych przesłanek ku
temu, by Rosjanie w ogóle chcieli mordować Lecha Kaczyńskiego i towarzyszące im
osoby. Bo niby po co?
Skoro
mamy do czynienia z dyskutantami starającymi się ważyć racje w tamtej sprawie,
pewnie podobnie jest z nimi i w innych. Także i w sprawie ewentualnego „podpalanie
Polski” przez Kaczyńskiego.
Do
nich adresuję więc swoje pytanie dotyczące i tych twierdzeń, które werbalizują
wymienieni przez mnie panowie i rzesza ich wyznawców oraz równie często przez nich
wyrażanego przekonania, że Kaczyński chce odzyskać władzę.
Skoro
są oni racjonalistami to niech mi racjonalnie wyjaśnią na cehauj miałby
Kaczyński podpalać Polskę skoro chce nią niedługo później rządzić? Może to w
ich, posługujących się wspomnianą logiką środowisku czymś normalnym i
racjonalnym jest przejmowanie czegoś po ówczesnym własnoręcznym zdemolowaniu.
Każdy, kto zna choćby trochę historię wie, że ci, którym przychodzi rządzić w
warunkach odbudowy często płacą frycowe w postaci błyskawicznej utraty sympatii
i poparcia.
Tu
taka uwaga, że nie uznam za choćby odrobinę poważne tłumaczenie iż Kaczyński
(Macierewicz, Olszewski) to idiota i nie ma co oczekiwać po jego działaniu
jakiejkolwiek racjonalności. Na takim poziomie dyskusji co najwyżej będę czuł
się upoważniony do argumentowania w rodzaju „Tusk to psychopata”, „zabił bo
sprawia mu to przyjemność” i takich tam równie godnych powtarzania i używania w
dyskusji. Takich tam które pozwolą uzasadnić wszystko. Nie trafia do mnie, jako
obarczona podobnym błędem w rozumowaniu argumentacja, że bez „pożaru Polski”
PiS i Kaczyński nie mają szans na powrót do władzy. Przede wszystkim dlatego,
że raczej są pokazywani jako podpalacze a nie sikawkowi. Potencjalny czy rzeczywisty
pożar premiowałby raczej takich „strażaków” jak wspomniani Sikorski i Niesiołowski
czy też PO-wski Olszewski, Szejnfeld i kilku innych a nie jakiegokolwiek „podpalacza”.
Zatem racjonalny punkt widzenia nakazywałby raczej sądzić, że pożar Polski jest
zdecydowanie bardziej w interesie wymienionych niż takiego Kaczyńskiego.
Dlatego
właśnie kiedy słyszę pohukiwania takich, co zapewniają, że nie dadzą podpalić
Polski”, najbardziej się obawiam, że ona jednak zapłonie. W mniejszej lub
większej skali. Bo tylko oni są zainteresowani w tym, by popisać się przed
zachwyconym ludem swymi strażackimi zdolnościami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz