Wbrew
tytułowi Prokurator Generalny nie będzie głównym bohaterem tej notki. Miast
podmiotem będzie raczej przedmiotem w sprawie. Taką „przeszkadzajką” przesuwaną
i popychaną. W miarę potrzeb.
Od
dość dawna śledzę zawiłą historię w której równocześnie podwładni pana Seremeta
sprawdzali czy pan Tusk i jego z kolei podwładni nie mieli nic za uszami a pan
Tusk sprawdzał czy się pan Seremet nie sprzeniewierzył, starał jak należy i
takie tam. I zastanawiał się czy nie zwolnić pana Seremeta. Może nie dokładnie
tak ale ogólna wymowa jak najbardziej się zgadza. I powtarzałem, że w takich
warunkach „niezależność prokuratury” uosobionej w Andrzeju Seremecie jest
fikcją i zarazem kpiną. I zastanawiałem się przy tym czy jakoś tam w tle
wszelkie śledztwa gdański czy tam smoleńskie z lekka nie komplikuje i nie
zaburza widzenia tej sprawy we właściwych ramach, nazwijmy je, ustrojowych.
Delikatnie mówiąc to „z lekka”.
Właśnie
przeczytałem że ma się to wreszcie ku końcowi. Oto „jeszcze w listopadzie” pan
Tusk ma się wypowiedzieć w sprawie sprawozdania. Sprawozdania za rok 2001 by
było jasne.
Chciałem
zakrzyknąć „jakie jeszcze?!” i zasugerować, że to sprawozdanie to przecież nie
Wielka Encyklopedia Powszechna w 12 tomach i przez te kilka miesięcy i półanalfabeta
by zdołał go przeczytać. Ze zrozumieniem. Ale przeczytałem iż pan Graś Paweł jeszcze
we wrześniu tłumaczył, że „analiza
tego sprawozdania ciągle trwa.” Wtedy przyszło mi właśnie do głowy, że z Andrzeja
Seremeta to też pewnie taka katastrofa. Bo wiadomo, że tak właśnie jest za
obecnej władzy z katastrofami. Wyjaśnia się je i wyjaśnia ale jednakowoż musi
to trwać. No musi! Czasem kilka miesięcy (Seremet) a czasem kilka lat
(Smoleńsk).
Dalej pan Graś wyjaśnił czemu trwa mać, znaczy ma trwać. Otóż pan
Tusk „zwrócił się do pana prokuratora z prośbą o przygotowanie szczegółowej
informacji o działaniach prokuratury wobec zjawiska parabanków i podobnych do
Amber Gold instytucji.” Tu też
mi się coś tam wydawało. To mianowicie, że pan Tusk takie sprawy ma w małym czy
tam dużym palcu i do nikogo już nie musi się o nic zwracać. Wszak sam przyznał,
że czytał o nich swego czasu w „Wyborczej” a później opowiadał swym dzieciom. W
każdym razie jednemu. I jakoś wtedy nigdzie, do nikogo się nie zwracał o żadne
tam wyjaśnienia.
Pan Graś zapewnia, że ta informacja, czy ja ją nazywa „ten raport (może) będzie jakimś argumentem na rzecz podpisania bądź nie
tego sprawozdania.
Mogę
iść o zakład, ze nie będzie. To znaczy dla tak poważnych graczy na naszej
politycznej scenie jak Tusk, Graś czy Seremet to może i będzie. Ale znajdą się
tacy, którzy patrzą na to wszystko tak prymitywnie jak na przykład ja. I oni
będą mieć, założę się, zupełnie inną opinię. Założę się tym chętniej bo już
mają. Oto pod tekstem*, z którego zaczerpnąłem cytaty z pana Pawła Grasia
znalazłem, wtedy gdy czytałem, na miejscu pierwszym) taki komentarz z dnia
dzisiejszego z godziny 15:23, autorstwa niejakiej czy niejakiego Eureki (mam
nadzieję, że mi wybaczy to cytowanie bez zapytania o zgodę).
„Ach,
no i już rozumiemy skąd się wzięło dementi rozgrzanego Szeląga w sprawie trotylu.
Seremet, nie było warto.”
Seremet, nie było warto.”
Przyznam
szczerze i całkiem poważnie, że trudno patrzeć na to inaczej niż szanowna czy
też szanowny Eureka. Wierzyć w przypadkowe koincydencje i ciągi zdarzeń wcale a
wcale z siebie nie wynikające. W ciągi i przypadki, w które aż się wierzyć nie
chce. Faktycznie nie było warto. Ale przyznać trzeba że jednak się starał,
Starał się i starał a tu jednak na koniec taka katastrofa. Katastrofa Andrzej
Seremet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz