Ja
dobrze pamiętam kąśliwe uwagi pod adresem tych, którzy nie wróżyli „Rzeczpospolitej”
i „Uważam Rze” zbyt spokojnego i zbyt długiego życia pod twardym, ojcowskim obcasem
pana Grzegorza Hajdarowicza. Wyszło, że lepiej na mediach, na biznesie i na
milionerach znają się jednak ci, którzy nie pokładali zbyt wielkich nadziei w umiłowaniu
wolności pana Grzegorza, sięgającym jakoby hen od pana Kurkiewicza aż po Waldemara
Łysiaka.
Dziś
znów w komentarzach pojawiają się przemądrzałe uwagi, często tych samych komentatorów,
wprowadzające w arkana prowadzenia medialnego biznesu wraz z dość konkretnym
wskazaniem na czym rzecz polega.
Ze
mnie żaden tam Hajdarowicz ale jakoś tak mi wychodzi, że jeśli właściciel wspomnianych
tytułów troszczy się o biznesowy sukces to raczej wydawnictw pana Tomasza Lisa i
pana Michnika a nie należących do niego. Nie twierdzę, że robi to świadomie
choć kto wie.
W
dyskusjach na temat ostatniej roszady popełnionej przez Hajdarowicza padł oczywiście
„argument z Gmyza”. I opinia, że właściciel ma prawo strzec swego biznesu przed
zarzutami o brak profesjonalizmu. Dość słusznymi zresztą. Fakt, Gmyz narobił
zamieszania i jak dotąd nie dowiódł bezdyskusyjnie, że miał ku temu podstawy.
Można go lubić, cenić za wcześniejsze dokonania ale w tej sprawie nie dał rady.
Bez dwóch zdań.
Tyle
tylko, że o ile Gmyz popełnił błąd, skompromitował warsztat i ośmieszył tytuł,
Hajdarowicz ma na sumieniu coś, przy czym nawet setka Gmyzów z setką
trotylowych wydmuszek nie może się nijak równać z numerkiem wyciętym przez samego Hajdarowicza. Jego nocne przechadzki w
towarzystwie niejakiego „Pawła”, powszechnie znanego jako ktoś zupełnie inny
sprawiły, że wszelkie opowiastki o etyce i podobnych wartościach w jego
wykonaniu można skwitować krótkim „nie cudzołóż”.*
Coś,
co zdarzyło się Gmyzowi, zdarza się na całym świecie. W najstarszych i
najsolidniejszych demokracjach zdarzało się, że na jaw wychodziły nie takie
dziennikarskie obsuwy. Świat, w którym Hajdarwicze z „Pawłami” prowadzają się pod rączkę trudno
sobie wyobrazić. Być może istnieje wyłącznie i jedynie gdzieś blisko Nowego Światu.
W kwadracie ograniczonym ulicami Armii Ludowej, Waryńskiego, Gagarina. Inne
światy mi nie przychodzą do głowy bo tam, gdzie włazi się tak ostentacyjnie w
dupę władzy nie ma Hajdaroiczów – magnatów medialnych a tam, gdzie tacy bywają,
włażenie przez nich w dupę władzy raczej w dobrym tonie nie jest.
Co
z tego wyniknie? Nico. Pan Hajdarowicz udowodnił, że na mediach zna się jak
nikt inny. Nikt inny nie ma na koncie osiągów mogących równać się z nakładowym
rekordem „Przekroju”. Inni zamykali tytuły zanim zdołały osiągnąć taki poziom
żenady, Zatem śmiem sądzić, że nie za bardzo pojmuje on na czym opierał się
sukces tygodnika wymyślonego przez Lisickiego. I jeśli sądzi, że uwiedzie dotychczasowych
czytelników jakimś kolejnym Kurkiewiczem albo choćby i pierwszym w na tej
szerokości geograficznej „przejściem na tablety” to znaczy, że ciągle niczego
się nie nauczył. I raczej powinien inwestować w kolejne Kopakabany i już tylko
dla rozrywki czy tam splendoru prowadzać się z różnymi „Pawłami” a nie uczyć
świat mediów etyki.
*
Z dowcipu o Jaruzelskim, który po wizycie i Papieża nie mógł zrozumieć czemu
Ojciec Święty cały czas, gdy generalissimus opowiadał o normalizacji sytuacji w
Polsce, o wzroście gospodarczym i poprawie nastrojów społecznych powtarzał wspomniane
„nie cudzołóż”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz