Powiem
szczerze, że nigdy nie podejrzewałem pana Pawła Wrońskiego, redaktora „Gazety
Wyborczej” o tyle autoironii. Właściwie nie podejrzewałem go o coś takiego w
ogóle. Niby mówi cedząc słowa, uśmiechając się przy tym kącikiem ust ale zawsze
brałem to za coś zupełnie innego. Za co nie jest teraz ważne. Zgadujcie jak
chcecie :)
Pan
Wroński ujawnił swój talent humorystyczny wprowadzając jakoby do obiegu pojęcie
„szczujnia”. Ba, nie tylko wprowadził ale zajął się edukowaniem obywateli w tej
kwestii i w tym celu znalazł od razu kilka żywych przykładów.
Pan
Wroński ze swym odkryciem i pasją krewienia go wśród innych nawiązuje do
najlepszych wzorców. Jest jak molierowski pan Jourdain, który nagle odkrywa, ze
mówi prozą i pędzi by się tym pochwalić. I jest w tym oczywiście komiczny przez
tę swoją wiedzę neoficką, która wypływa z prostej acz fundamentalnej niewiedzy.
Tak
się składa, że nim pan Wroński „wymyślił prozę”, to znaczy użył określenia „szczujna”
„wobec prawicowych (głównie) portali internetowych żywiących się ludzką
nienawiścią i głupotą”* w sieci od lat funkcjonowało określenie
„szczujne media”. I określenie to narodziło się wcale nie za sprawą wspomnianych „prawicowych (głownie) portali”
ale głownie dzięki wyczynom macierzystego medium pana Wrońskiego.
Gdyby chcieć porównać „szczujne” osiągnięcia „„prawicowych (głownie)
portali” oraz wspomnianej macierzystej firmy Wrońskiego wyszłoby bez
najmniejszych wątpliwości, że kudy tam owym „portalom” do prawdziwych „Paganinich
szczujności” snujących się po korytarzach, które co dnia przemierza pan Wroński
wpatrzony w dal, gdzie ledwie dychają ci wszyscy „szczujni detaliści” nie
mający szans by choćby stanąć w cieniu „esencji szcujności” działającej od lat
w sposób budzący respekt, pewnie i podziw ale przede wszystkim lęk.
Gdyby chcieć wskazać kolejne przykłady mistrzostwa „macierzy” pana
Wrońskiego można by wskazywać liczne nazwiska od Kerna począwszy a choćby na
Andrzeju Nowaku kończąc.
Gdyby kogokolwiek w Polsce zapytać z jakim tytułem kojarzy mu się
najbardziej powiedzenie, że polityka najłatwiej zabić gazeta ciekawe czy
Wroński zgadłby jaki tytuł padłby najczęściej.
Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, by pan Wroński tak sobie żartował.
Takie żarty mają to do siebie, że inteligentni choćby tylko troszkę słuchacze
czy czytelnicy od razu łapią jak rzecz należy rozumieć. Jeszcze żyje sporo
tych, których wychowano na specyficznej „prawdzie” Trybuny Ludu i innych organów
Partii i sojuszniczych stronnictw.
Ci, którzy nie pamiętają, mają szczęście doświadczać specyficznej
przyzwoitości „macierzy” pana Wrońskiego na co dzień. Część z nich ma tyle
oleju w głowach by im się drobne w kieszeni od słuchania tamtej specyficznej
gazetowej dialektyki nie zgadzały.
Trudno by było inaczej. Oni też są widownią tego błyskotliwego stand up pana
Wrońskiego.
Im więcej będzie pan Wroński tak udanie odgrywał dziewicę i robił z własnej
firmy napęczniały bo dziury nosa dobrocią tybetański klasztor, tym więcej zabawy
nam dostarczy. Przypomniał mi pan
Wroński taki dość kiepski dowcip z czasów komuny jak to Francuz, Anglik i
radziecki towarzysz licytowali się który z nich powie największe kłamstwo. Francuz
mówi
- U nas jeden burżuj skoczył z wieży Eiffla i przeżył.
Pozostali pokręcili głowami sugerując, że mogło się przecież tak właśnie
stać. Przy szczęśliwym zbiegu okoliczności. Drugi był Anklik.
- U nas w Londynie była taka mgła, że pewien gentelman, idąc do domu musiał
kroić ja nożem.
Francuz z bolszewikiem dalej przekonywać, że to nic niezwykłego. Że nie raz
tak mieli. W końcu przyszła kolej obywatela radzieckiego.
- A u nas w kołchozie jeden dżentelmen… - zaczął.
- Dobra. Wygrałeś – wszedł mu w słowo Anglik a Francuz gorliwie kiwał
głową.
Wroński – dżentelmen ze swym etycznym kołchozem, tak mi się w każdym razie
zdaje, przebiłby i tego. I to o ładnych kilka długości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz