(bardzo długie)
Jakiś czas temu przez Polskę przetoczyła się fala, obiektywnie słusznych, demonstracji mających skłonić prawodawcę do zaostrzenia kar za niewłaściwe traktowanie czy wręcz znęcanie się nad zwierzętami. Jak napisałem, jest to postulat sam w sobie słuszny. Tym bardziej, że takich „czynów” jest, rejestruje się czy może telewizje i prasa zauważają coraz więcej. Problem więc istnieje. Jednak nie o tym chcę pisać.
Na kanwie tamtych demonstracji zostałem wtedy przez kogoś (nie pamiętam już kogo) ubiegnięty w wyrażeniu takiej uwagi, że ten wielogłos w sprawie zaostrzania prawa jakoś tak idzie pod prąd tych wszystkich wcześniejszych, poważnych dyskusji o humanitaryzmie czy raczej niehumanitaryzmie surowego traktowania głownie morderców i przekonywania, że zdecydowanie „nie surowość a nieuchronność kary..” i takie tam. Wtedy więc , wyprzedzony przez kogoś, nie podzieliłem się swymi wątpliwościami. Teraz mam powód.
Jak wiadomo najgorętsza dyskusja, odnosząca się do relacji między winą i karą dotyczyła dotyczy i zawsze będzie dotyczyć kwestii związanych ze stosowaniem lub niestosowaniem kary śmierci. W naszym kręgu kulturowym będzie już chyba ta dyskusja wyłącznie akademicką. Piszę to z żalem bo nie ukrywam, że jestem zwolennikiem orzekania i wykonywania w określonych przypadkach właśnie tej kary. Jako jedynej wówczas naprawdę sprawiedliwej.
Sprawiedliwej… Myślę, że powoli, pod presją różnych myślicieli, nazwanych przeze mnie w tytule „humanistami”, fakt, że tam bez cudzysłowu, który być chyba powinien, pojęcie „sprawiedliwości” z dyskusji o winie i karze zostanie wyrugowane. Przynajmniej w przypadku spraw między ludźmi. Bo za psiaka czy kociaka, jak widzimy, karać trzeba nadal sprawiedliwie! I przy tym, surowo! W końcu to nie sprawy między, powiedzmy, „humanistami”.
Jak napisałem, kara śmierci to już temat akademicki. Ale nie znaczy to, że rzecz została ostatecznie załatwiona, zamknięta. Zupełnie przypadkiem (po wielu miesiącach omijania) znalazłem się na stronie tygodnika „Polityka” i zauważyłem zaproszenie do dyskusji. Jej tematem jest znów kwestia humanitaryzmu czy też niehumanitaryzmu kar orzekanych za najcięższe przestępstwa. W tym za okrutne morderstwa. Z kanwę do rozważań służy, a w każdym razie służył wywiad z człowiekiem, który przed laty, wraz z drugim sobie podobnym, dopuścili się dość drastycznej zbrodni popełnionej na spotkanej w pociągu dziewczynie. Pomińmy ten wywiad, z którego dowiedzieć się można tylko tyle, że on bardzo żałuje i bardzo przeprasza. Bo mu ciężko.*
Istotniejsze jest to, do czego ta rozmowa ma służyć pomysłodawcom całego przedsięwzięcia. Otóż ma otwierać dyskusję o tym, czy humanitarna jest kara dożywotniego więzienia. Gdybym się tu zatrzymał, pozostalibyśmy w sferze akademickich rozważań lekko tylko podszytych absurdem. Jednak moderatorzy dyskusji zadbali o to, by opary absurdu były znacznie gęstsze. Oto jeden z aspektów owej dyskusji ma dotykać problemu następującego: czy humanitarne jest to, że skazany na dożywocie może wyjść na wolność dopiero po odsiedzeniu 25 lat więzienia i czy nie powinien mieć takiej szansy wcześniej.
Zaiste jest to problem do dyskusji. Przede wszystkim o tym co to jest „dożywocie”. Bo wygląda na to, że literalne traktowanie tego pojęcia jest błędem. Tak znaczącym, że w systemie karnym pojawiło się określenie nieco ściślejsze- „dożywocie bezwzględne”. Znaczy, takie, którego zasądzenie oznacza pozostanie skazanego w odosobnieniu aż do śmierci. Jak dowcip albo semantyczny nowotwór przy tym jawi się coś w oczywisty sposób odmiennego czyli „dożywocie względne”. Właściwie o takim można by chyba mówić gdyby istniała na tym świecie możliwość przeżycia własnej śmierci. Wtedy dożywocie byłoby istotnie względne. W tym sensie, że skazany i po niej odbywałby karę.
Oczywiście w naszym systemie obok dożywocia bezwzględnego istnieje dożywocie bez żadnego dodatkowego określnika. Takie zwykle. Jednak musi się ono różnić czymś od tego „bezwzględnego”. Tym czymś jest jego niejako systemowa jego nielogiczność. Jest to „dożywocie” orzekane na „nie mniej niż dwadzieścia pięć lat”. Stać się może bowiem tak, że skazany nagle przeistacza się po orzeczeniu kary w prawdziwego anioła, który strażnikom się kłania, sam wyrywa się by to i owo posprzątać. Słowem tak dobrze się sprawuje odbywając karę, że aż żal go trzymać w zamknięciu. No bo ile staruszek mógłby w tym czasie przeprowadzić przez ulicę! I by mu dać ku temu okazję, można mu „dożywocie” nieco skrócić. Ale musi to „dożywocie” trwać co najmniej dwadzieścia pięć lat.
I tu wkraczają nasi humaniści. Z pytaniem czy te dwadzieścia pięć lat to nie za dużo? Czy jest humanitarne skazywać kogoś na taki długie zamknięcie? Takie wątpliwości ma redakcja „Polityki” i w związku z nimi proponuje dyskusję, debatę.
Nie chce mi się grzebać w poszukiwaniu tego, co redakcja miała do powiedzeniu w minionym czasie, gdy debatowano nad kwestią kary śmierci. Pozwolę sobie przytoczyć opublikowany na jej łamach w roku 2006 argument pana Żakowskiego, który „rozprawia się” z poglądem, wedle którego kara śmierci jest czymś w rodzaju broni stosowanej w wojnie społeczeństwa z zagrażającymi mu zwyrodnialcami. Pisze pan Żakowski: „Ale prawo wojny od wieków zakazuje zabijania jeńców, a więzień postawiony przed sądem jest w tej metaforze wrogiem wziętym do niewoli.”**. Tak to redaktor balansuje między przenośnią a dosłownością. Jak mu pasuje… Do tej lektury odsyłam bo aberracja pana Żakowskiego jest tam na tym poziomie, że aż miło popatrzeć.
To, co przyszło mi do głowy gdy czytałem „zaproszenie do dyskusji” znalazłem później w jednym z głosów umieszczonych na forum. Autor, podpisany ivo, zauważa:
„Całkiem niedawno przetoczyła się przez nasz kraj debata na temat kary śmierci […] Dożywocie niehumanitarne? W sumie tak, za 5 lat ktoś powie że 25 lat to też szmat czasu wszakże, i może szczególnie okrutni zabójcy powinni być skazywani na 12lat z możliwością warunkowego wyjścia po 5 latach, tak można w nieskończoność, w ogóle zamykanie kogoś w więzieniu jest niehumanitarne, tyle, że... świat i natura ludzka trochę nie nadążają za humanistami i też nie są zbyt humanitarne... […]”***
W tym rzecz, że świat widocznie nie dorósł do naszych humanistów. Czego by nie próbowali, to okazuje się, że nikt tego nie chce albo nie rozumie.
Bo ja na przykład nie rozumiem. Szczególnie gdy czytam anons zapowiadający, jako tło dla debaty „Wstrząsające rozmowy ze skazanymi na najwyższy wymiar kary - historie czterech więźniów znajdziecie Państwo w najnowszym numerze POLITYKI. […]”****
Zapewne będą wstrząsające. Mam wrażenie, ze jednak nie aż tak, jak opisy tego, za co ci czterej swoje „dożywocia” (nie wiem którego rodzaju…) dostali ani też opisy tego, co czuły rodziny ofiar.
Dla mnie to ostatnie jest najistotniejsze. W całej tej dyskusji o humanitaryzmie pozwolę sobie zauważyć, iż tylko ich uczucia, w tym skłonność do wybaczenia sprawcom ich cierpień, ma jakieś znaczenie. Dla państwa coś takiego jak bycie humanitarnym nie powinno istnieć jako cel sam w sobie. Raczej jako narzędzie realizowania celów.
W tym, konkretnym przypadku państwo może swój humanitaryzm wyrażać poprzez ładne wymalowanie ścian celi czy miękkie łóżko dla każdego z tych czterech skazanych. I każdego innego skazańca z takim wyrokiem nad którego losem „Polityka” pochyli się lub nie.
Podczas moich (już niedostępnych) rozważań nad istotą kary śmierci zauważyłem, że nie interesuje mnie i nikogo nie powinien interesować w tej karze jej aspekt odstraszający ani też jej funkcja społeczna. To są jej wartości dodane. Ale sąd orzekając czy to karę śmierci czy też dożywocie nie powinien tego brać pod uwagę. Bo one, same z siebie, byłyby dowodem na oczywiste barbarzyństwo wymiaru sprawiedliwości. Sąd powinien interesować się jedynie tym czego się dopuścił sprawca. Ciężarem winy i jej okolicznościami. Na wszystko inne powinien być znieczulony. Guzik powinno go obchodzić czy mordercę bił tata i czy miał on w dzieciństwie ulubione zwierzątko. Jeśli posiadanie lub brak zwierzątka miałoby stanowić powód różnego potraktowania sprawców takiego samego czynu to do diaska z taką sprawiedliwością!
Jak wiadomo, w Polsce sędziowie (zapewne ku radości humanistów z „Polityki”) nie przesadzają z surowym obchodzeniem się ze sprawcami najcięższych zbrodni. Dlatego jeśli już ktoś otrzyma dożywocie, choćby to iluzoryczne, z możliwością ubiegania się o wypuszczenie za „dobre zachowanie”, to musi być z niego kawał zwyrodnialca. I nie dostał aż tyle za krzywe spoglądanie na sędzię. Wyobrażając więc sobie czyny, za które spotyka ich ta „niehumanitarna” kara chciałbym widzieć tego czy innego redaktora „Polityki”, jak spotyka samotnie, w ciemnej uliczce, któregoś z nich w ich nowym „życiu po życiu”. I by to transmitowano na żywo. Wraz z okazaniem stanu bielizny redaktora – humanisty post factum.
Na koniec jeszcze to, co mnie na przemian śmieszy i oburza gdy stykam się w prasie czy innych mediach ze sprawami najgrubszego kalibru. To podnoszona i tutaj okoliczność „wzorowego zachowania”. Tak w ogóle uważam, że coś takiego, jak „wzorowe” czy tam „nienaganne” zachowanie w takich sprawach powinno budzić zainteresowanie tylko o tyle, że mogłoby być przez zbrodnią potencjalną szansą dla jej ofiary ale z uwagi na brak takowego ofiara jednak ofiarą się stała. Później nikt nad zachowaniem zbrodniarza nie powinien się pochylać bardziej niż do poziomu uraczenia tamtego większą porcją deseru już w areszcie czy więzieniu. I nic więcej! Tak naprawdę fakt „nienagannego” zachowania podczas odbywania kary przez skazanego za najcięższe zbrodnie jest okolicznością mocno go obciążającą. Jest bowiem dowodem i na to, że jest on w stanie panować nad swym zachowaniem i postępowaniem oraz świadectwem dużego sprytu pozwalającego wpływać na decyzje innych. Przy takiej konstatacji to „nienaganne” zachowanie raczej ostrzegać przed kimś takim niż świadczyć na jego korzyść. Ja się domyślam, że każdy, kto ma choć odrobinę oleju i samokontroli, gdy ma okazję takim tanim w sumie kosztem polepszyć swój los, będzie się starał jak cholera. I że o niczym innym tylko o owym oleju to nie świadczy.
Dlatego uważam, że jakiekolwiek postulaty „humanitarnego” traktowania takich ludzi w sposób sugerowany przez „Politykę” to nawet nie zamach na bezpieczeństwo obywateli ale przede wszystkim na zdrowy rozsądek. W końcu okaże się że jedyną nadzieją na sprawiedliwe skazanie takiego zwyrodnialca będzie połączenie brutalnej zbrodni na człowieku z jakimś skatowaniem pudla czy innego ratlera. Wtedy nie będzie zmiłuj… Nawet w redakcji „Polityki”.
* http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1513192,1,rozmowy-z-dozywotnimi-czi----artur-foltyn.read#ixzz1EPXA5YZM
** http://archiwum.polityka.pl/art/wielki-wstyd,369648.html
*** Dyskusja tutaj: http://www.polityka.pl/forum/1073480,debata-czy-kara-dozywocia-powinna-zostac-zniesiona.thread#C1073481
**** Odsyłam do pierwszego linku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz