Z tytułu muszę się jednak wytłumaczyć, bo oczywiście nijak ma się on do tego, o czym będę pisał. No może poza nawiązaniem do nazwiska, które tam wlepiłem. Ono w tekście padnie bo paść musi. Przyszedł mi do głowy na zasadzie ciągu skojarzeniowego wynikłego z nałożenia się dwóch zdarzeń. Rzecz miała się tak, że właśnie czytałem informację o śmierci Marii Schneider, aktorki rozsławionej rolą w sławnym, acz nie widzianym przez mnie obrazie „Ostatnie tango w Paryżu” gdy z nagła wpadła do mnie koleżanka, by pochwalić się, że w toku swego romansu biurowego widziała pismo z osobistym podpisem Julii Pitery. Z francuskiego (no… dziejącego się we Francji jednak) kina i tego podpisu wyszedł mi tytuł. Nawiązujący do innego nie widzianego przez mnie obrazu z inną gwiazdą, zatytułowanego w oryginale „Gdyby Don Juan był kobietą”.
Poza tym tytuł przyciąga chyba. Czyż nie? :)
W rzeczywistości na inspirację tego tekstu złożyło się zdanie z komentarza Andera pod mym poprzednim tekstem oraz oglądane w telewizji oblicze Donalda Tuska podczas wczorajszego posiedzenia sejmu. Tego posiedzenia, na którym miał być odwoływany Bogdan Klich. Ponieważ efekt „odwoływania” oraz to, co powiedzieć miał Premier było do przewidzenia, wyłączyłem sobie fonię i tylko kontemplowałem oblicze panatuskowe. Oblicze człowieka zmęczonego, wyzbytego jakiejkolwiek siły i ochoty do odważniejszych działań oraz mocno zdezorientowanego. I wtedy z szacunkiem przeczytałem zdanie Andera: ” "Myślę, że Tusk wie, że w tej chwili jest już "za późno".*
Nie wiem od kiedy Tusk to wie, choć że wie to nie mam wątpliwości mając przed oczami jego wczorajszą minę, ale „za późno”. Jest od dawna. I od dawna, wraz z tym „za późno” jest tak, że polityczna rzeczywistość Donalda Tuska i powszechne o niej wyobrażenia bardzo się rozmijają. Kiedyś pewnie zgodziłbym się z twierdzeniem, że z PO jest tak, jak to poeta napisał „Mówimy Tusk a w domyśle PO, mówimy PO a w domyśle Tusk”. Tak to nie jest na pewno i to zresztą na własna prośbę pana Donalda. Która miała dość rozbudowana formę i składała się z dwóch elementów. Z wywalenia ministra Ćwiąkalskiego i z niewywalenia ministra Grada. A po nim nie wywalenia pani Pitery (i tytuł stał się ciałem…) ale wywalenia Drzewieckiego, o którym równocześnie powiedziane zostało, że jest i niewinny i na dodatek najlepszy z ministrów.
Do opisania nonsensowności postępowania Donalda Tuska w kwestii odpowiedzialności jego ministrów przydatny będzie, jakże głupi w swej wymowie, argument, który Premier w obronie Klicha przytoczył. Bo, by było jasne, później skrótu słuchałem… Rzekł Premier w słownej utarczce z Ludwikiem Dornem, że on Dornowi nie wypomni ofiar hali, co się w Katowicach zawaliła. Słowem pan Tusk zasugerował, że jego ministrowie mogą wylatywać z rządu ale tylko wtedy, gdy stanie się cos, co nie za bardzo leży w ich kompetencjach. jak choćby stan dachu użytkowanej przez prywatną firmę hali. Albo targający się sam (bo tak przecież ustalono) na swe życie kryminalista. A będące pod kontrolą ministrów państwowe czy też wojskowe samoloty mogą spadać a „rosomaki” wylatywać w powietrze… To wszak co innego.
Dziś wiadomo, że Donald Tusk to nie „ten” Donald Tusk, którego znamy z opowieści „z mchu i paproci” serwowanych przez „zaprzyjaźnione stacje lub czasopisma”. Kiedyś mógł wywalić ministra gdy vox populi wyrażony szybkim badaniem wskazywał że to się ludowi spodoba. Teraz, mimo tego, że lud w miażdżącej opinii domagał się głowy ministra ten dostał wotum zaufania i… kwiaty. Co pokazuje, że nie jest już Premier wyłącznym panem samego siebie.
I tu pojawia się konkluzja dotycząca tego, co tak naprawdę się stało. Oglądaliśmy po prostu efekt tego, co Premier przez te lata sam na siebie szykował. Wczoraj pisałem o tym, że „potrzebę rozwiązania problemu” Klicha widza nawet „politycy z kierownictwa PO”. Czemu zatem z tą „potrzeba” nie radzą sobie zupełnie. A właśnie dlatego, że, wracając znów do opinii Andera „że Tusk wie, że w tej chwili jest już "za późno". Bo skoro nie reagowano na „społeczne zapotrzebowanie” w przypadku innych, też wyczekiwanych, choć może nie koniecznie przez „polityków z kierownictwa PO”, zmian i dymisji to czemu teraz? To by mogło zdezorientować społeczeństwo, które przecież mogłoby nabrać przekonania, że „się wali” ten monolit, jakim PO zawsze była. Tak więc, wbrew logice trzeba trwać z tym, coraz bardziej glinianym olbrzymem.
Nieszczęściem Donalda Tuska jest to, że jednak bardziej był on szefem PO niż szefem Państwa. Cokolwiek robił, zawsze miało jakieś umocowanie w interesie jego partii a nie zawsze dało się tłumaczyć interesem państwa. karą za to jest uwiązanie Tuska do tego właśnie schematu. Teraz musi robić to, co broni jego pozycji w partii choć pogrąża partię. Musi akceptować przeróżne balasty, których pozostawanie szkodzi notowaniom akurat w roku najistotniejszym bo wyborczym. Nie jest głupi, po prostu już ich odciąć nie może. Teraz na to już jest za późno.
A wystarczyło, by, gdyby Donald Tusk był Premierem. Przede wszystkim Premierem… A taka Pitera byłaby wówczas nieistotna. Kim by tam ostatecznie nie była.
* http://rosemann.salon24.pl/275158,za-pozno-panie-klich-za-pozno-panie-tusk#comment_3922971
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz