środa, 23 lutego 2011

„Nina Chruszczow mówi po angielsku” czyli bloger JK

Mama opowiadał mi kiedyś, że podczas pamiętnej wizyty genseka Chruszczowa w ONZ, gdy ten zapamiętale tłukł butem w mównicę, tematem numer jeden w polskiej prasie były lingwistyczne zdolności jego małżonki. Nie wiem jaka to gazeta umieściła tytuł, który ja w swoim tytule skopiowałem. Nie jest to jednak istotne tym bardziej że i po tej gazecie i po pani Chruszczow niewiele śladów dałoby się pewnie we współczesnym świecie znaleźć.

Niemniej to nie trzecia małżonka szanownego przywódcy ZSRR będzie bohaterka tego wpisu. Wbrew domysłom tych, którzy tytuł przeczytali do końca, nie będzie nim tez Jarosław Kaczyński w swym internetowym wcieleniu. W tej opowieści, jeśli użyć takiej hollywoodzkiej paraleli, ze wszech miar zasługuje on na Oskara ale ewidentnie za rolę drugoplanową. Zaznaczam, że w TEJ opowieści!

W niej bowiem rolę głowną gra podmiot zbiorowy. Taki, który jednym słowem trudno opisać. nazywa się on „politycy, dziennikarze, komentatorzy i blogerzy” a fabuła, w której go osadzimy na tym polega, że Nina Chruszczow mó… znaczy Jarosław Kaczyński założył bloga.

Od kilku dni z niemałym rozbawianiem obserwuję reakcję na wydarzenie, które, wbrew intencjom i swej istocie, ni z tego ni z owego uczyniło jakże prawdziwym literacki wygłup niejakiego HiuGranta Ziem Odzyskanych zatytułowany „Prezes Kaczyński”. Pokazując taką skumulowaną prawdę o naszym kraju i jego elitach. Prawdę, którą można by zamknąć w zdaniu „ JK nie potrafi pisać nawet na maszynie”*. Bo w całej dyskusji główną jej osią nie było to, co ma Jarosław Kaczyński do przekazania lecz to, że ma bloga. I taka optyka zdominowała dyskusję zarwano wśród zwolenników Prezesa jak i, przede wszystkim, wśród jego obśmiewaczy. Z błaznem biłgorajskim na czele, nie potrafiącym z siebie wydusić nic poza „podrzuceniem” nowemu koledze - blogerowi własnego, nie dociekam czy osobiście testowanego bo mało mnie jego osobiste doświadczenia obchodzą, pomysłu na to jak się blogi powinno pisać**

Reakcja na blog JK dziwi o tyle, że chyba to jeden z ostatnich polityków, którzy w tej formie jeszcze sił nie próbowali. Nawet w Salonie24 ta obecność jest już nawet nie widoczna ale coraz bardziej boleśnie odczuwana przez pozostałych użytkowników.

Z tego punktu widzenia nawet przyznam, że nieco dziwią mnie radosne okrzyki moich koleżanek i kolegów, tak zwanych „zwykłych” blogerów. Wszak już pierwsze dni pokazały, że mamy do czynienia z konkurencją, która nas zmiażdży. Biorąc pod uwagę statystyki przyznać trzeba, że to był nokaut nie tylko z punktu widzenia takich „sieciowych publicystów” jak ja, który takiej ilości komentarzy nie mam pewnie pod wszystkimi swymi tekstami razem a na podobny wynik „klikalności” pracowałem pewnie przez rok. Nawet piszący czy „wklejający” pozostali politycy mogą czuć zazdrość. I pewnie czują.

W każdym razie reakcja środowisk (politycznego, medialnego, internetowego) przypomina mi raczej coś, czego prędzej spodziewałbym się wśród przedszkolaków gdy jeden z kolegów wparaduje tam rankiem z „dostanym” od taty najnowszym „ajfonem” a nie od elity różnorakiej.

Pamiętam moje pierwsze „żywe” spotkanie z blogerskim towarzystwem. Było to ponad trzy lata temu gdy pojawiłem się po półrocznej aktywności w sieci na dorocznym spotkaniu Salonu24 w warszawskiej kawiarni „Rozdroże”. Pierwszą osobą, z która tam rozmawiałem był pan Jan Kalemba, człowiek z pokolenia JK i bloger zapamiętany przeze mnie choćby z tego powodu, że jako pierwszy skomentował mój pierwszy tekst na moim blogu. Opowiedział wtedy, że zaczynając publikować miał o komputerze pojęcie niezbyt wielkie.

Dziś, tak jak i wtedy, czytam teksty pana Jana Kalemby z uwagi na ich treść a nie by analizować jakie maszyny, w jakiej ilości i kiedy pan Jan miał okazję oglądać. I tego życzę tym wszystkim, którzy z tym nowym blogiem zapoznali się jak z jakimś niewystępującym normalnie w naturze zjawiskiem, ja wiem…, geologicznym lub przyrodniczym.

Bo tak naprawdę te wszelkie chichoty ale i zachwyty jeśli maja źle świadczyć o kimś to raczej o tych, którzy do tych setek tysięcy kliknięć i tysięcy komentarzy dodali i swoje z takiej ciekawości, z jaką biegnie się oglądać konia potrąconego na drodze przez ciężarówkę.

A do tych eksponowanych obśmiewaczy mam jedno pytanie. Wiedząc, że potrafią jednym tekstem obsłużyć kilka miejsc zapytam, czy wszędzie tam z mozołem, rzec można obrazowo, że tak z przygryzionym z wysiłku językiem, literka po literce wklepują z głowy swoje teksty? Czy raczej kleją tak, jak wkleił to bloger JK w Salonie24? Jeśli nie wklejają tylko, jak to się we wojsku mawiało onegdaj, „pieprzą się jak alfons z dziewicą” tym żmudniejszym sposobem to chylić czoła powinni przed bardziej biegłym w blogerskim fachu kolega i raczej zapytać o jaką radę a nie głupio chichotać.

Bo najistotniejsze jest to, co Nina Chruszczow ma do powiedzenia panie i panowie szanowni a nie jej lingwistyczne popisy.

* lekka modyfikacja zarzutu zamieszczonego tutaj: http://migal.salon24.pl/280113,bloger-kaczynski-czyli-niech-zyje-mimikra

** http://palikot.blog.onet.pl/Rady-dla-blogera-Kaczynskiego,2,ID422288282,n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz