Oczywiście nie wiem czy będzie czy nie. Nie jest to w każdym razie wykluczone. Właściwie chciałbym myśleć, że nie a i logika wskazuje, że nie powinno coś takiego mieć miejsca. Szczególnie wobec głębokich przemyśleń „ulubionego premiera” szefa Sojuszu, pana Leszka Millera. Ten to były wysoki aparatczyk obciążonej zbrodniami wobec narodu organizacji nazywającej się PZPR jako jeden z warunków takiego mariażu wskazuje obowiązek przejścia przez potencjalnego koalicjanta „kwarantanny”. Mówi to gość, który pewnie jeszcze dziś dostałby „piany na pysku” na samo wspomnienie o koniczności objęcia „kwarantanną” „socjaldemokratów” o komuszym rodowodzie. I tu właśnie najbardziej zbliżam się do pana Millera stanowiskiem. Tak jak on ma zastrzeżenia do takiej koalicji bo nie chce „z Kaczyńskim do łóżka” tak ja raczej już bym nie chciał za bardzo Millera na jakimkolwiek eksponowanym stanowisku. Choć czas jego rządów, z zastrzeżeniem efektu końcowego, uważam za dość udany.
W każdym razie pan Napieralski oświadcza, że mu się do władzy nie spieszy co jednoznacznie oznacza, że o władzy myśli. Póki co tak na okrągło, w rodzaju „ Jeśli z arytmetyki sejmowej będzie wynikało, że nie da się zbudować koalicji bez nas […] to nie będziemy się uchylać przed odpowiedzialnością”.*
Wbrew tej przywołanej przeze mnie na początku logice dużo bliżej partii pana Napieralskiego do koalicji z PiS. Nie do PiS w ogóle- takie twierdzenie byłoby absurdem, ale do tej kolacji. Oczywiście znajdą się tacy, co zaczną zaraz twierdzić, że byłaby to koalicja partii programowo bliskich sobie. Jakiś element prawdy pewnie by w tym był ale ja, mówiąc o „bliskości” mam na myśli kryteria znacznie szersze niż tylko program. Jak możemy od lat zauważyć, kwestie programowe jakoś wielkiej roli w naszej polityce nie odgrywają.
Czemu zatem twierdzę, że, gdyby nie cień Millera, już dziś Napieralski mógłby posyłać heroldów do Jarosława Kaczyńskiego? A przez to, że namieszano w głowach zarówno Napieralskiemu jak i jego wyborcom. I zrobiły to media, ten demon psujący nam od lat politykę. To one zaczęły lansować koncepcję Napieralskiego- premiera, z którą wielu (nie wiem jak sam Napieralski) zaczęło się chyba oswajać. I powoli, jak mniemam, utwierdza się w przekonaniu, że wszystko poniżej premiera będzie porażką Napieralskiego. On musi czuć to ciśnienie. I nawet przy zachowaniu zimnej krwi zapewne spróbuje to negocjować. Od tego wyjdzie
Wiadomo, że tego od PO nie dostanie. I nie chodzi tu nawet o to, że PO umie lepiej to stanowisko „zagospodarować”, bo wiemy, że nie umie. Właśnie znalazłem w necie informację jak pan Tusk obiecywaną, „wiosenną ofensywę legislacyjną” z zapowiadanej „powodzi” przykrawa do liczącego kilkanaście pozycji „strumyczka”**. Ale to, co dla SLD staje się powoli oczywistym symbolem sukcesu, dla PO byłoby oczywistym dowodem porażki. Tak wiec tu akurat Napieralski zbytnio nie ponegocjuje. Oczywiście może zdarzyć się tak, że Napieralski, za podszeptem Millera, pozwoli się ubrać w buty Pawlaka. Tyle, ze to dla niego i dla jego partii bardzo ryzykowne. Rezygnacja z możliwości kontrolowania kształtu polityki rządu może być przecież odebrana jako nic innego tylko żyrowanie dalszej nieudolności PO. Ja niedawno pisałem, że w ogóle dla „porzucających” Platformę potencjalnych wyborców może być niestrawnym wchodzenie przez ich nowych wybrańców w koalicję z tą partią. No bo dla nich będzie to oczywisty kant, w którym nie chcąc popierać PO, poprą ją wbrew swej woli.
Rzecz w tym, że cale powoływanie się na logikę w przypadku naszej polityki warte jest tyle co nic. Od długiego czasu tę logikę wyrugowały emocje i dla Napieralskiego może nie być innego wyjścia. No poza pozostaniem w opozycji, które mogłoby błyskawicznie sprowadzić na SLD „erozję poparcia”. Dlatego Napieralski jest teraz w kropce. Bo z jednaj strony ma ryzyko wejścia w koalicję z PO, które to rozwiązanie może postawić pod znakiem zapytania konsekwencję słów i działań z okresu przed wyborami i z kampanii. Nie mam wątpliwości, że tę oprze Sojusz na krytyce PO. To nakazuje… logika. Z drugiej strony PiS kwarantanny nie ma zamiaru przechodzić a więc też nie wchodzi w grę.
Jednak w polityce nie takie zwroty widziano.
Ważne jest i to, że nie tylko Napieralski jest w kropce. W gorszej sytuacji są liderzy partii, z którymi Sojusz stoczy bój o władzę. Bo „romans” z Napieralskim to nie będzie ani coś dla wyborców miłego ani, jeśli dojdzie do skutku, żadna sielanka.
Ktoś zauważył, że łatwiej będzie z pozycji numer jeden zrezygnować Kaczyńskiemu. To prawda. W przypadku Tuska byłoby to oczywiste przyznanie się do klęski. Bez względu na to ile stanowisk ministerialnych w przyszłym rządzie obsadzi on swymi ludźmi. Kaczyński jest w tej lepszej sytuacji, że on już z niczego się nie musi tłumaczyć. Tyle razy był odsądzany od czci i wiary, że wynurzenia jakiegoś, dajmy na to, pana Krzemińskiego, wołającego ponownie że „to koniec Pis-u” mało kogo przejmą i zainteresują.
Jakoś tak trudno przejść do puenty. Bo w niej trzeba przyznać, że w obecnej sytuacji wydaje się, że klucz do władzy jakimś zrządzeniem losu spoczął w kieszeni pana Napieralskiego. Czy sięgnie po niego i komu go poda to się zobaczy.
Przyznam, że przez moment, wczoraj czy przed dwoma dniami, zadrżałem w starciu z informacjami dotyczącymi najnowszych badań poparcia. Najpierw usłyszałem gdzieś buńczuczną zapowiedź błazna z Biłgoraja, że on, PJN i SLD podzielą się po równo sześćdziesięcioma procentami poparcia wyborców a następnego dnia znalazłem gdzieś tytuł bodaj „Sensacyjny wzrost poparcia dla Palikota w sondażach”. Okazało się na szczęście, że w obecnych warunkach sensacją jest wzrost przewidywanego wyniku jego partyjki z jednego do trzech procent. I tak niech zostanie.
* http://www.rp.pl/artykul/61991,614558-Przeplyne-miedzy-rafami.html (niestety, całość tylko w wersji papierowej lub za pieniądze)
** http://www.rp.pl/artykul/615262_I-po-rzadowej-ofensywie-.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz