piątek, 11 lutego 2011

Co kto w głowie nosi czyli narodowe obsesje.

Pomysł na tekst, wraz z dość zaskakującą konstatacją przy okazji, podrzucili mi wczorajsi dyskutanci pod moim tekstem z poprzedniego ranka. Dotyczącej nonsensów, w jakie brnąć zaczynają ci, którzy stoją i stać chcą u boku autora „Złotych żniw” w kolejnej odsłonie jego walki. Najpierw tolzasugerował: „"Przemysł holocaustu" nie wyjaśnia wszystkiego, w większości oni w to wszystko naprawdę wierzą.”* a twórczo rozwinął w komentarzu, który polecam lecz nie przytaczam z uwagi na obszerność sed50**

Jak już powiedziałem, pomysłowi zaczynionemu przez kolegów towarzyszyło dość ciekawe spostrzeżenie. Odwracające w części całe to moje oburzenie atmosferą i hałasem wywołanymi przez Grossa i jego stronników. Bo jeśli spróbujemy wykluczyć jakąś interesowność czy chęć przypodobania się jakiemuś środowisku to pozostaje jeszcze to, co zasugerowali tol i sed50, „że to jednak konstrukcja umysłu”. Sprowadzająca się do ciągłej potrzeby rozpamiętywania, poszukiwania przyczyn, dobijania się o sprawiedliwość, wskazywania winnych, manifestowania swej ofiary i stawiania jej ponad ofiary innych.

Jeśli ktoś jeszcze raz przeczyta to, co napisałem w ostatnim zdaniu to będzie miał nie koniecznie opis stanu ducha „skrzywdzonego semity” (za Kaczmarskim jakby się kto chciał przyczepić). Stanu ducha, który wyjaśnia i usprawiedliwia ciągłe obnoszenie się z tragedią Holokaustu. Rozumiane przez wszystkich światłych i traktowane przez nich z cała powagą. Z całym dobrodziejstwem inwentarza tego obnoszenia. Jeśli ktoś przeczyta to teraz wnikliwie i bez tej autosugestii, która się z miejsca narzuca, zauważy tam też opis stanu ducha „polskiej ofiary wszystkiego i wszystkich” która niesie w sobie mnogość niezliczoną wypominanych i wypłakiwanych krzywd i tragedii. Przez wszystkich światłych wyśmiewaną i traktowaną jak jakiś duchowy nowotwór przez który my, Polacy nigdy nie staniemy się zdrowym narodem.

Taka nierównowaga niepojęta w ocenie wszystkich tych światłych.

A przecież nam też nie oszczędzano w historii! Jakby się uprzeć to dla wielu traum Narodu Wybranego bez większego problemu znajdziemy swoje traumy, bliskie tamtym. Po prawdzie z marnym jednak skutkiem podejmujemy taka licytację. Z marnym skutkiem bo dla tych światłych, co są chyba jakimiś największymi specami od traum słusznych i niesłusznych te nasze są jednak niesłuszne a cale odium słuszności przyznają tamtym traumom.

Mimo tej niesprawiedliwości warto jednak przyznać, że jakaś korzyść z tej dyskusji o „Złotym żniwie” jest i dla tych, którzy zdecydowanie wola się zająć traumami naszego narodu. Oto oni, których traktuje się jak roznosicieli zarazy, określanej choćby jako „syndrom zaścianka” otrzymali cały bagaż środków, które będą mogli wykorzystać w swojej walce. Wystarczy im teraz zacząć cytować całe frazy z wypowiedzi i stanowisk wygłaszanych w obronie książki Grossa. Słowo po słowie… Z lekkimi zmianami.

Inny kształt dyskusji z tymi samymi argumentami będzie oczywistą kompromitacją tych, którzy tak różnie będą patrzeć uwzględniając najbardziej wstydliwe w przypadku elit kryterium, kryterium etniczne.

Ja oczywiście nie mam złudzeń, że to, co w teorii wygląda tak oczywiście, da się zastosować. Nie takie wygibasy intelektualne oglądałem żeby teraz sądzić, że ktoś przejmie się tym, iż jest niekonsekwentny.

W każdym razie taka dyskusja o tym, co siedzi w głowach ocalałych z zagłady , ich dzieci i dzieci ich dzieci oraz o tym co siedzi w głowach tych, którym skumulowało się przejście przez „morze brunatne” i „morze czerwone” oraz w głowach ich dzieci byłaby bardzo ciekawa. Szczególnie gdyby doszła do tego punktu, w którym trzeba by wytłumaczyć czemu u jednych jest dobrze, że siedzi w głowach o u tych drugich jest bardzo źle.

Jeśli, oceniając wedle optyki stosowanej na potrzeby tamtego narodu, tamtych ocalałych, ich dzieci i dzieci ich dzieci, można by próbować zarzucić coś nam, naszej pamięci i obsesjom to chyba tylko zbytnią łatwość radzenia sobie z nimi. To, że nie jesteśmy tak do bólu uparci w dochodzeniu prawdy, we wskazywaniu winy i winnych oraz oczekiwaniu kary. Choćby miały być ona tylko „metafizyczne”.

Naszym znakiem rozpoznawczym staje się powoli przeprośna pielgrzymka po świecie w poszukiwaniu tych, których jeszcze o wybaczenie nie prosiliśmy. I każe się nam być dumnymi z tego, że tu i tam klęczymy błagając o odpuszczenie. Jakbyśmy zaiste byli całym złem tego świata.

Nie wiem czy znalazłoby się na świecie inną nację, której tak jak nam próbuje się narzucić etos uniwersalnego wstydu. Wszędzie, gdzie byłem, przychodziło mi się zdumiewać tym, jak z byle g*** potrafi się tam robić narodowe relikwie, jak z patyka i sznurka kleci się naprędce narodową dumę. I to tak, że kleciwszy jeszcze, już się rozgląda za następnym patykiem i za następnym sznurkiem. Byle nie przestać!

Byłem dawno dość u mojej rodziny za granicą. W kraju, którego historia zaczynała się gdy nasza zdążyła już przeżyć sporą część ze swych zawałów. Tam na każdym kroku pokazywano mi coś, co określano jako „najlepsze na świecie” albo „największe na świecie”. I pakowano mi do kieszeni masę gadżetów z ich flagą i godłem.

Pokażcie mi tutaj u nas jak potrafimy przyjąć jakieś stanowisko w naszych sprawach bez obowiązkowej porcji „odkłamywania” i wynikającego z tego wstydu. Pokażcie mi kogoś, kto odważy się pójść 11 listopada do centrum miasta z orzełkiem w klapie. Bez ryzyka, że dostanie jako oczywisty „nazista” po ryju do tych chłopców w chustach na twarzach co to tacy dzielni byli na łamach pewnej gazety. Miałem kiedyś podobną przyjemność zakończoną bez krwi tylko dlatego, że gnojków było za mało by mnie wziąć pod buty po moim oświadczeniu, że prędzej ich zabije niż bezkarnie dam tknąć siebie. Poszło o tego orzełka 11 listopada…

Pamięć jest kształtowana przez pryzmat czasu, którego dotyczy. I w związku z tym chciałbym nieśmiało przypomnieć, że to był ten sam czas. Czas holokaustu i naszego brodzenia w kolejnych „morzach”. I tych, którzy o tym jakoś nie pamiętają albo pojąć tego nie są w stanie zadam pytanie. Takie konkretne, odnoszące się do zarzutu, że staliśmy z boku i, że taki Kościół na przykład „milczał”. Zapytam co mieliśmy w takim razie robić? My i ten Kościół milczący. Zadzwonić na policję czy raczej poskarżyć się w Strasburgu?

* http://rosemann.salon24.pl/277178,krzywa-gaussa-czyli-polskie-obozy-zaglady#comment_3955836

** http://rosemann.salon24.pl/277178,krzywa-gaussa-czyli-polskie-obozy-zaglady#comment_3956101

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz