niedziela, 6 lutego 2011

Nasz narodowy stosunek do demokracji.

Jaki on jest najlepiej pokazuje ciągle znaczący odsetek obywateli, którzy bez wątpliwości dostrzegają bohaterstwo Wojciecha Jaruzelskiego. To żart oczywiście choć, sam przyznaję, finezyjny. Bo, zachowując pozory powierzchowności w istocie sięga sedna problemu. Tak sam siebie komplementowałem. Widać odczuwam jakiś deficyt. Tak jak i naród…

Powód do zastanowienia się nad tym, gdzie naród ma demokrację i czemu ją ma, gdzie ma, dał mi dość finezyjny w formie, ale jak to zawsze u tego autora, przekombinowany aż do granicy absurdu tekst ezekiela „Polacy nie zasłużyli na demokrację”. Rzecz o Egipcjanach, jeśli kto chce to zapraszam do autora.

Mnie tak naprawdę w jego tekście zainteresował sam tytuł i jedyna teza, która jest w nim poważna. W skrócie można by ją streścić tak, że, co by nie mówić czy to o, jak to pokazuje ezekiel, o „biernym, zapijaczonym, tobolskim, tępym, prymitywnym, leniwym” polactwie, to się mu demokracja należała jak psu kość! A teraz podobnie należy się Egipcjanom!

Nie przeczę, mają takie prawo Egipcjanie, ma je i polactwo. Jednak tekst ezekiela a i myślenie wielu o demokracji jest skażone poważnym błędem, rzekł bym, wynikającym z niezrozumienia rzeczy.

Pozwolę sobie zilustrować to przykładem z pozoru nieadekwatnym. II połowa wieku XX a i pewnie spory kawał obecnego to czas tryumf parareligii czy parafilozofii, w której rolę demiurga przypisano seksowi. W zasadzie trudno znaleźć jakąś poważną dysputę progresywnych intelektualistów w której nie pojawiłby się seks, seksualność, seksualizm i jakiego by jeszcze słowa z tego jeru nie dałoby się ułożyć. A przecież do czynienia mamy z fizjologią. Jak jedzenie… Czemu nikt nie dobija się o szacunek dla swej tożsamości kulinarnej?

Ja nie twierdzę, ze demokracja to też fizjologia. Choć z drugiej strony…
Gdyby zastanowić się nad wymową tekstu ezekiela, demokracja jawi się jako coś w rodzaju świętego Graala. Czegoś, co jest absolutnym zwieńczeniem. W tym przypadku akurat procesu organizowania się społeczeństwa. Nagroda za to, że byliśmy grzeczni, mądrzy, albo choć trochę grzeczni i mądrzy. Jak my, polactwo, w 1989 r. Wiadomo przecież, że „lepszego systemu nie wymyślono”.

Otóż wymyślono, i to nie jeden. Ale zwiedziesz się czytelniku, jeśli sądzisz, że podam tu jego nazwę. On nie ma nazwy. I to nie jest paradoks. To po prostu inne spojrzenie na problem systemu, którego „nie wymyślono” czy tam „wymyślono”. Rzecz w tym bowiem, że demokracja, czy jakikolwiek system nie istnieje sam dla siebie. Po to, by moc się przechwalać prologiem „We, the People…”, pierwszym parlamentem, pierwszą kobietą- prezydentem. Tak to można właśnie wtedy, gdy sprowadza się go do poziomu bytu samoistnego. A tak właśnie się dzieje i tak, niestety, przyzwyczailiśmy się na to patrzeć. Cała masa rzeczy i spraw, które nas otaczają, zdaje się działać przeciwko nam, a właściwie przeciwko naszemu rozsądkowi bo musi być wierna tej parareligii zwanej demokracją.

Demokracja jest skomplikowana. Ale nie tak, jak umysł rozumnej istoty lecz zdecydowanie bardziej jak silnik automobilu. Bo tym w istocie ona jest. Narzędziem jedynie.

Człowiek zaczął posługiwać się narzędziami nie dlatego, że tak było fajniej albo że tak mu to sugerowali jacyś intelektualiści z różnych instytutów i fundacji. Wymyślił sobie demokrację bo mu wyszło, że to narzędzie w określonych okolicznościach sprawdzi się lepiej niż inne znane mu wówczas. I świetnie, że już wtedy nie wpadł na pomysł, iż to system, od którego „nic lepszego nie wymyślono” i nie zaczął go szerzyć ogniem i mieczem. Bo dzięki temu ludzkość trochę fajnych stron w historii zapisała. I, by nie było wątpliwości, nie są ona w jakiś drastyczny sposób odbiegające od tych, które ludzkość zapisała w służbie „szerzenia demokracji”.
Wracając zaś do tezy ezekiela śmiem zasugerować, że Egipcjanie a i polactwo lepiej pojmują istotę demokracji niż sam autor i wielu równie nabożnie podchodzących do tego narzędzia. Śmiem też twierdzić, że w zasadzie demokracja to nie jest to, o co Egipcjanom przede wszystkim chodzi. Tak jak i Polakom, z których coraz więcej w badaniach skłonna jest pogodzić się z jakimś autorytaryzmem za cenę spokoju i dostatku. I tak jest w porządku! Choć pewnie ten i ów będzie kręcił nosem że gotowe jest polactwo za kiełbasę wyrzec się ideałów „ludowładztwa”.

Bo takie z nich tępe sukinsyny, że wolą być rządzeni dobrze i uczciwie niż pięknie i ze szlachetnych pobudek.

Jakoś nikt nie wpadł na pomysł organizowania powszechnych wyborów taksówkarzy i dostawców lodówek z zachowaniem parytetu płci, reprezentacji mniejszości narodowych i tym podobnych. Bo ten kurs czy ta lodówka to nasza, konkretna sprawa i byle partaczowi ich nie oddamy. A rządzenie krajem? A co tam…
Pewnie ezlekiel tu zarzuci mi strzał w stopę. Bo ja, afirmując tym tekstem mądrość ludu, który ma … właściwy stosunek do formy rządów równocześnie przejmuje się niezwykle dowozem lodówki. Ależ to dowód na coś przeciwnego! Polacy, patrzący przez pięćdziesiąt lat na „wybitne osiągnięcia demokracji ludowej” czy Egipcjanie konsumujący niewiele krócej owoce „republiki” Nasera i jego następców doskonale wiedzą, że władza to nie jest „sejm dzieci i młodzieży” lecz splot niewidocznych układów. Takich, które potrafią uczynić doskonale wydolną i „users frendly” dla obywateli nawet opresyjną dyktaturę oraz sprowadzić do roli obleśniej fasady sumiennie przestrzegane reguły demokracji. W związku z tym nie patrzą na szyld tylko na działanie tego, co się za nim kryje i z niego wynika.

I nie jest tak, ze kairska ulica wystąpiła bo się jej zamarzyła demokracja. Nie! Ona zamarzyła by się wyniósł dyktator, który nie dawał już rady. Gdyby dawał rady i przez to dawał „ulicy” satysfakcję to mógłby jeszcze długo „dawać radę”.

W całej tej historii flirtu z demokracją kairskiej ulicy najciekawsze jest to, że zdecydowanie lepiej w jej głowach czyta teraz (takie przebudzenie nagłe…) właśnie otoczenie Mubaraka niż znany na całym świecie ekspert od atomistyki. Nie ja pierwszy zauważyłem, że to, co dzieje się teraz, szczególnie nocami, na ulicach jest ruchem władzy skierowanym na poruszenie w narodzie najczulszej struny. Poprzez takie proste, by nie rzec prymitywne, skojarzenie: „Mubarak- było fatalnie ale jakoś było, rewolucja- stada kryminalistów na ulicach i, o Boże, w naszych domach!”

Dlatego wątpię w demokrację egipską i oczekuję raczej dyktatury wojska albo mułłów. El Baradei może sobie pięknie mówić ale tyle tylko może.

Ktoś może stwierdzić, że smutne to wszystko. To „za kiełbasę” i ta cała reszta. A ja mu powiem, że głupio gada. Takie podejście, które z niejasnych dla mnie choć intrygujących mnie niezwykle powodów nie jest w stanie dotrzeć do umysłów sporej części „elity intelektualnej”, świadczy o mądrości. Czy to polactwa czy też kairskiej ulicy. W odróżnieniu od tych zakutych łbów pousadzanych w różnych uniwersyteckich katedrach i zakładach lud niema zamiaru modlić się do młotka. Jak by go nie skomplikować i nie poozdabiać. Będzie go tylko używał gdy będzie potrzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz