wtorek, 14 stycznia 2014

W obronie Bratkowskiej

Katarzyna Bratkowska, aborcjonistka-celebrytka była tematem albo też bohaterem- ilustracją kilku moich niedawnych tekstów. Nie ukrywałem (odsyłam do nich jak ktoś nie jest przekonany) w nich mojego stosunku do jej poglądów, demonstrowanej ekspresji i kompetencji intelektualnej. I tych opinii ani o jotę nie zmieniam. Przypominam, co przypominam i zaznaczam to, co przed chwilą napisałem na wypadek gdyby ktoś zamierzał wyrobić sobie mylny pogląd na moje przekonania w tej sprawie na podstawie samego tytułu.

Do pani Bratkowskiej i jej przekonań wracam z uwagi na ujawnioną wczoraj informację o możliwych kłopotach feministki-komunistki w jej tak zwanym zakładzie pracy. Jak wiadomo tym, którzy przekonania, że interesować się panią Bratkowska zupełnie nie powinno nie traktują nazbyt ortodoksyjnie, jest ona nauczycielką języka polskiego w społecznym Wielokulturowym Liceum Humanistycznym im. Jacka Kuronia w Warszawie. Ono zaś wchodzi w skład Zespołu Szkół im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji "Bednarska". Nie przytaczam pełnej nazwy instytucji dla zabawy choć może ona, choćby mimowolnie, przywołać na twarz uśmiech. Czemu ją przytaczam jeszcze napiszę.

Jak podały niektóre media zarząd tego edukacyjnego kombinatu oraz rada pedagogiczna szkoły, w której pani Bratkowska uczy mają spotkać się i naradzić co zrobić z wypowiedziami i ujawnionymi w nich poglądami nauczycielki oraz nad dalsza z nią współpracą.

Ja nie tylko rozumiem, ale i zgadzam się, że splendoru tej edukacyjnej inicjatywie o przytoczonej, trudnej do wymówienia nazwie (jakby co to ja wiem kim był maharadża Jam Saheba Digvijay Sinhji) wypowiedzi pani Bratkowskiej nie przynoszą. Ale z cała mocą bronić będę Bratkowskiej przed ewentualnym, jak to napisano, zakończeniem z nią współpracy przez szkołę.

Nie zgadzam się, że jej poglądy czynią szkodę uczniom, którym wykłada literaturę, składnię, fleksję i parę innych przydatnych rzeczy. I wykłada nienajgorszej skoro dotąd nikt jej nie chciał ze szkoły wywalać, odmiennie niż teraz, z powodu braku zawodowych kompetencji. Co zaś się tyczy jej poglądów politycznych i ich związku z pracą możliwości są dwie.

Pierwsza jest taka, że pani Bratkowska obnosiła się po szkole ze swym zamiłowaniem do komunizmu i do makabrycznych happeningów na długo przed ogłoszeniem ich „Urbi et Orbi” w mediach. To, że wówczas nie słychać było, by komuś z uczniów lub rodziców to przeszkadzało na tyle by choćby do mediów polecieć a Zarząd Zespołu Szkół im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji "Bednarska" nie odczuwał potrzeby spotykania się w tej sprawie pokazuje, że uszczerbek wizerunkowi renomowanych szkół uczyni wcale nie pani Bratkowska i jej przekonania. Uczyni to hipokryzja ludzi, którzy nie mieli nic przeciwko temu, póki nie wypływało to na zewnątrz szkoły a teraz co najwyżej dadzą młodzieży koszmarny wzorzec zachowania rzucając na żer tłuszczy Bratkowską byleby się o „Bednarskiej” dużo i źle nie mówiło.

Druga możliwość jest natomiast taka, że o poglądach Bratkowskiej ów zarząd i ta rada pedagogiczna dowiedziały się z telewizji i gazet. A to dla odmiany bardzo dobrze świadczy o nauczycielce, która potrafiła swoje, nie da się zaprzeczyć, trudne do zignorowania poglądy zostawić za progiem szkoły, wyraźnie oddzielając sferę prywatną od zawodowej. Skoro zaś potrafiła to zrobić i nie agitowała swoich uczniów i wychowanków pod sztandar czerwony czy tam tęczowy, to o co chodzi? Po lekcjach, na swoje konto może sobie wyznawać co tam chce.

Oczywiście spodziewam się komentarzy że jaki to przykład dla młodzieży, że nauczycielem jest się 24 godziny na dobę a nawet głosów, że łamie ona prawo bo propaguje itepe. Do pierwszego z argumentów, jeśli mało było tego, co napisałem o braku dotychczas głosów krytycznych co do jej prowadzenia się w szkole, dodam jeszcze uwagę, wywiedzioną z tej trudnej do wymówienia nazwy. Szkoła, w której uczy pani Bratkowska jest szkołą społeczną więc uczęszcza tam młodzież, której (lub jej rodzicom) specyfika szkoły pasuje. A jak przestaje, mogą z nauki zrezygnować wybierając coś odpowiedniejszego. Jeśli nie nastąpił, a nic mi o tym nie wiadomo, gwałtowny odpływ młodzieży z „Kuronia”, znaczy, że w ich oczekiwaniach mieszczą się też osoby z intelektem Bratkowskiej. Tych zaś, co uważają, że nauczycielem się jest i we śnie spytam czy tramwajarzem również i czy zadeklarowanych komunistów spośród nich (tacy pewnie też by się znaleźli) również należy z roboty wywalać? A co do łamania prawa przez propagowanie totalitaryzmu to prędzej można je zarzucić Mazurkowi, który peany Bratkowskiej opisał i „Rzeczpospolitej”, która je opublikowała.

Przestrzegam przed zaciskaniem kciuków w nadziei, że zarząd Bratkowską wywali oraz przed okrzykami radości gdyby do tego doszło. Bez względu na sympatie i antypatie, polityczne i osobiste, wszyscy powinniśmy stać na stanowisku, że wywalanie kogokolwiek z pracy za poglądy wygłaszane bez związku z wykonywanymi obowiązkami zawodowymi jest niedopuszczalne. Nie zgodzę się też, że o Bratkowskiej nie warto w ogóle mówić. W takim kontekście jak najbardziej warto i powinniśmy o tym mówić.

Powinniśmy bo kiedyś mogą przyjść i po nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz