Katarzyna
Bratkowska, aborcjonistka-celebrytka była tematem albo też bohaterem-
ilustracją kilku moich niedawnych tekstów. Nie ukrywałem (odsyłam do
nich jak ktoś nie jest przekonany) w nich mojego stosunku do jej
poglądów, demonstrowanej ekspresji i kompetencji intelektualnej. I tych
opinii ani o jotę nie zmieniam. Przypominam, co przypominam i zaznaczam
to, co przed chwilą napisałem na wypadek gdyby ktoś zamierzał wyrobić
sobie mylny pogląd na moje przekonania w tej sprawie na podstawie samego
tytułu.
Do
pani Bratkowskiej i jej przekonań wracam z uwagi na ujawnioną wczoraj
informację o możliwych kłopotach feministki-komunistki w jej tak zwanym
zakładzie pracy. Jak wiadomo tym, którzy przekonania, że interesować się
panią Bratkowska zupełnie nie powinno nie traktują nazbyt
ortodoksyjnie, jest ona nauczycielką języka polskiego w społecznym
Wielokulturowym Liceum Humanistycznym im. Jacka Kuronia w Warszawie. Ono
zaś wchodzi w skład Zespołu Szkół
im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji "Bednarska". Nie przytaczam
pełnej nazwy instytucji dla zabawy choć może ona, choćby mimowolnie,
przywołać na twarz uśmiech. Czemu ją przytaczam jeszcze napiszę.
Jak
podały niektóre media zarząd tego edukacyjnego kombinatu oraz rada
pedagogiczna szkoły, w której pani Bratkowska uczy mają spotkać się i
naradzić co zrobić z wypowiedziami i ujawnionymi w nich poglądami
nauczycielki oraz nad dalsza z nią współpracą.
Ja nie tylko rozumiem, ale i zgadzam się, że splendoru tej edukacyjnej inicjatywie o przytoczonej, trudnej do wymówienia nazwie
(jakby co to ja wiem kim był maharadża Jam Saheba Digvijay Sinhji)
wypowiedzi pani Bratkowskiej nie przynoszą. Ale z cała mocą bronić będę
Bratkowskiej przed ewentualnym, jak to napisano, zakończeniem z nią
współpracy przez szkołę.
Nie
zgadzam się, że jej poglądy czynią szkodę uczniom, którym wykłada
literaturę, składnię, fleksję i parę innych przydatnych rzeczy. I
wykłada nienajgorszej skoro dotąd nikt jej nie chciał ze szkoły wywalać,
odmiennie niż teraz, z powodu braku zawodowych kompetencji. Co zaś się
tyczy jej poglądów politycznych i ich związku z pracą możliwości są dwie.
Pierwsza
jest taka, że pani Bratkowska obnosiła się po szkole ze swym
zamiłowaniem do komunizmu i do makabrycznych happeningów na długo przed
ogłoszeniem ich „Urbi et Orbi” w mediach. To, że wówczas nie słychać
było, by komuś z uczniów lub rodziców to przeszkadzało na tyle by choćby
do mediów polecieć a Zarząd Zespołu Szkół
im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji "Bednarska" nie odczuwał
potrzeby spotykania się w tej sprawie pokazuje, że uszczerbek
wizerunkowi renomowanych szkół uczyni wcale nie pani Bratkowska i jej
przekonania. Uczyni to hipokryzja ludzi, którzy nie mieli nic przeciwko
temu, póki nie wypływało to na zewnątrz szkoły a teraz co najwyżej dadzą
młodzieży koszmarny wzorzec zachowania rzucając na żer tłuszczy
Bratkowską byleby się o „Bednarskiej” dużo i źle nie mówiło.
Druga
możliwość jest natomiast taka, że o poglądach Bratkowskiej ów zarząd i
ta rada pedagogiczna dowiedziały się z telewizji i gazet. A to dla
odmiany bardzo dobrze świadczy o nauczycielce, która potrafiła swoje,
nie da się zaprzeczyć, trudne do zignorowania poglądy zostawić za
progiem szkoły, wyraźnie oddzielając sferę prywatną
od zawodowej. Skoro zaś potrafiła to zrobić i nie agitowała swoich
uczniów i wychowanków pod sztandar czerwony czy tam tęczowy, to o co
chodzi? Po lekcjach, na swoje konto może sobie wyznawać co tam chce.
Oczywiście
spodziewam się komentarzy że jaki to przykład dla młodzieży, że
nauczycielem jest się 24 godziny na dobę a nawet głosów, że łamie ona
prawo bo propaguje itepe. Do pierwszego z argumentów, jeśli mało było
tego, co napisałem o braku dotychczas głosów krytycznych co do jej
prowadzenia się w szkole, dodam jeszcze uwagę, wywiedzioną z tej trudnej
do wymówienia nazwy. Szkoła, w której uczy pani Bratkowska jest szkołą
społeczną więc uczęszcza tam młodzież, której (lub jej rodzicom)
specyfika szkoły pasuje. A jak przestaje, mogą z nauki zrezygnować
wybierając coś odpowiedniejszego. Jeśli nie nastąpił, a nic mi o tym nie
wiadomo, gwałtowny odpływ młodzieży z „Kuronia”, znaczy, że w ich
oczekiwaniach mieszczą się też osoby z intelektem Bratkowskiej. Tych
zaś, co uważają, że nauczycielem się jest i we śnie spytam czy
tramwajarzem również i czy zadeklarowanych komunistów spośród nich (tacy
pewnie też by się znaleźli) również należy z roboty wywalać? A co do
łamania prawa przez propagowanie totalitaryzmu to prędzej można je
zarzucić Mazurkowi, który peany Bratkowskiej opisał i „Rzeczpospolitej”,
która je opublikowała.
Przestrzegam
przed zaciskaniem kciuków w nadziei, że zarząd Bratkowską wywali oraz
przed okrzykami radości gdyby do tego doszło. Bez względu na sympatie i
antypatie, polityczne i osobiste, wszyscy powinniśmy stać na stanowisku,
że wywalanie kogokolwiek z pracy za poglądy wygłaszane bez związku z
wykonywanymi obowiązkami zawodowymi jest niedopuszczalne. Nie zgodzę się
też, że o Bratkowskiej nie warto w ogóle mówić. W takim kontekście jak
najbardziej warto i powinniśmy o tym mówić.
Powinniśmy bo kiedyś mogą przyjść i po nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz