niedziela, 5 stycznia 2014

Czy Bratkowska pozwie Baumana?



Oczywiście nie pozwie. Z jej strony mógłby on oczekiwać, jak myślę, samych przyjemności. A powinna! Oczywiście nie tylko jego i nie tylko stado tych, którzy z czerwonego politruka, który dopiero po „kłótni w rodzinie” przejrzał na oczy i zaczął uczciwiej zarabiać na życie uczynili moralny autorytet. Wspominam jednak o nim bo znajduję między nim i panią Bratkowską wyraźną jedność, widoczną u  niego gdy nie widzi związku miedzy swoim „bezpieczniackim” naganem w kaburze a tymi, których zabiła „czerwona zaraza” i u niej, gdy z uroczą naiwnością dziecka wiąże ofiary wypadków drogowych ze „zbrodniami kapitalizmu” a nie widzi dla odmiany żadnych ofiar komunizmu ani też związku autora świetnych tekstów, Włodzimierza Lenina z CzeKą. Tu nasuwa się taka dygresja. Zachwyt pani Bratkowskiej nad publicystyką Lenina i jej przekonanie, że waży ona więcej niż jego pozostałe, bardziej namacalne dokonania,  dają nadzieję innym „nie do końca zrozumianym”. Wszak Leni Reifenstahl robiła znakomite i wizjonerskie dzieła a „Horst Wessel Lied” spokojnie mógłby konkurować z „Lewą marsz” Majakowskiego.

Wspominam o Baumanie i z tego powodu, że jest on najlepszą ilustracją wygłoszonego przez Bratkowską poglądu o wspaniałym komunizmie. No bo czyż nie jest? Co tam, że tego i owego komunizm poszczerbił skoro w efekcie mamy taki wspaniały umysł? Taką postać? Aż się prosi o więcej!

Zdumiewa mnie skuteczność paralelnej argumentacji, w której nawet mama Madzi obciąża równocześnie Kościół, całe chrześcijaństwo i  „ burżuazyjne, paternalistyczne społeczeństwo” a GUŁag, Beria, Stalin „z komunizmem nie mają nic wspólnego”. I istnieje obok siebie dwóch Leninów, z których ten dobry pisał znakomite teoretyczne opracowania i z tym, co się działo w Rosji nie miał nic a nic wspólnego.

To z pozoru wydaje się aż tak głupie że nie do „łyknięcia” dla kogokolwiek. Ale tym, co tak myślą radzę, by rozejrzeli się wokół, popatrzyli w nasiąknięte jak gąbka demokracją oblicze sekretarza KC Leszka Millera, który pewnie też, jak Bauman, się „nie zaciągał”. Polecam też lekturę tekstów o politycznym przełomie we Włoszech gdy korupcja rozwaliła niemal do cna polityczną scenę z wyjątkiem komunistów bo ich wyznawcy oczywiście „łyknęli” tłumaczenie, że, owszem, brali, ale dla dobra ludu czy tam klasy robotniczej.

Obnażony portret pani Bratkowskiej autorstwa Mazurka, tak jaj wiele wcześniejszych dzieł tego ekspresjonisty, wprawił mnie w zakłopotanie. Miałem autorowi za złe to obnażenie, ujawniające pewne krytyczne niedostatki kobiety, co mnie urzeka i pewnie zawsze będzie urzekać błękitem swych, smutnych czegoś, oczu. Pomyślałem, że jej głupota to w końcu niepełnosprawność (tak więc podawanie jej płaszcza przez Mazurka jest uprawnione nawet wedle jej kryteriów) i pokazywanie publicznie jej bezmiaru po prostu nie przystoi. Jednak rzecz przemyślałem i uznałem, że działał Mazurek pro publico bono.

Nie chodzi mi wcale o to by sobie każdy mógł popatrzeć jaki efekt przynieść może nieumiarkowane i nierozsądne wgryzanie się w ukąszonego przez Hegla i do dziś odmawiającego leczenia Baumana. Jak wiadomo o wartości planu, skuteczności procesu decyduje produkt. Pani Bratkowska oczywiście tego nie wie więc może powinna na tę Kubę pojechać. To taka uwaga w związku z tekstem Mazurka a bez związku z moim. Wracając do owoców warto zauważyć, że jest dziś pani Bratkowska ikoną, twarzą polskiego gender i feminizmu. I ma to same zalety. Pierwsza, tak ją przez swą oczywistą samczą podłość zakwalifikowałem, jest ta, że zluzowała w tej role twarze Anny Grodzkiej i Magdaleny Środy. A to, biorąc kryteria estetyczne, zdecydowany skok jakościowy. Ale zostawmy złośliwości i żarty. Druga jest możliwość, która wręcz zachęca przeciwników gender by wszem i wobec domagali się „Więcej Bratkowskiej!” i ogłaszali „Studiuj gender, będziesz jak Bratkowska!”. Dzięki temu zaś genderowe kierunki będą szturmowane przez panienki, które dotąd swą karierę chciały osiągnąć drogą wytyczana raczej przez „Warsaw Shore” i dla tej kariery gotowe były sobie też coś „tam” publicznie dać włożyć. I tylko przez nie.

Medialna kariera Bratkowskiej to najlepsze, co mogło przydarzyć się przeciwnikom „wspaniałej nauki” przez złośliwe języki nazywanej niesprawiedliwie ideologią gender. Nie wiem co sprawia, że jej środowisko (zakładam, że jednak nie wszystkie „siostry” pani Katarzyny prezentują ten sam poziom intelektualny) nie protestuje gdy w tak dosłowny i dosadny sposób pokazuje ona co o tym wszystkim i o tych wszystkich oznakowanych metką „gender” powinno się myśleć. Ta solidarność środowiskowa, która sprawia że nikt z „tamtej strony” publicznie i bez ogródek nie powie by się idiotyzmami pani Katarzyny nie przejmować. Nie polecam mimo wszystko naśladowania ale uznanie wyrażam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz