niedziela, 19 stycznia 2014

Posłowie Kaczmarkowie i polityka



W prawym, górnym rogu strony głównej Salonu24 widnieje ankieta, która zadaje czytelnikom pytanie, czy poseł Tomasz Kaczmarek powinien pozostać w polityce. Pytanie jest nie tylko zabawne ale przede wszystkim niezbyt trafione. Po jego przeczytaniu, natychmiast pomyślałem, że pytać należy o to, czy w polityce powinien pozostać ten, kto pierwszy podsunął pomysł ofiarowania polskiej polityce kogoś takiego jak „Agent Tomek”. 

Oczywiście ta moja ocena, może nazbyt surowa dla bohatera ankiety, to efekt, pierwszej, szybkiej i dość emocjonalnej reakcji na efekty bycia Tomasza Kaczmarka w polityce. W rzeczywistości bowiem pozostanie w niej lub zniknięcie pana Kaczmarka ma dla polityki mizerne albo i żadne znaczenie. Odegra, dzięki rozmachowi tak samego Kaczmarka, jak też, przede wszystkim, mediów nieprzychylnych jemu i ugrupowaniu, z którym się związał, jakąś epizodyczną rolę w tym momencie polityki, w którym, na chwilę, swoją rolę do odegrania ma też „suweren” czyli obywatel-wyborca.
W akcie wyborczym skumuluje się to wszystko, co z „politycznej” działalności wszystkich Tomaszów Kaczmarków pozostanie w pamięci przeciętnego obywatela. Zostanie to krzesło, którym ów poseł włada niczym szczerbcem. I tyle posłów Kaczmarków w polityce.

Na jej kształt maja oni wpływ żaden. Gdyby chcieć opisać udział naszej, nadużywam stanowczo tego określenia, „klasy politycznej” w polityce poprzez ich wpływ na jej kształt, kierunki i cele, których realizacji ma ona służyć, byłoby w niej pewnie pięciu, sześciu facetów. No i ten, wydumany czy rzeczywisty, poziom decyzyjny, na którym ustala się rozmiar kagańca dla tych kilku.

Inicjowanie dyskusji o Kaczmarku i jemu podobnych byłoby bezcelowe, gdyby nie jak najpoważniej traktowane przez wielu przekonanie, że miara wielkości polityka jest pójście do „kropki nad i” i porządne zje**** Olejnik. W istocie ma to dokładnie takie samo znaczenie jak sławetne, niedoszłe przyje***** krzesłem przez „Agenta Tomka”.

Zwolennicy opozycji, wyszukujący sobie co rusz kogoś z podobnym temperamentem do „kochania” w polityce są najpewniej ofiarami jakiegoś rodzaju politycznej „choroby sierocej”. Za którą stoi wiele oczywistych, jak najbardziej zrozumiałych czynników. Takich choćby jak usilne stawianie ich w pozycji „obywateli drugiej kategorii”, stygmatyzowanych (bezpodstawnie jak mniemam) czynnikami środowiskowymi, wykształceniem i co tam jeszcze dałoby się im wypomnieć. Dlatego łaknie kogoś na kształt hybrydy Spartakusa i Robin Hooda, który idzie na spotkanie wrednego establishmentu i tam, często nie przebierając w środkach, rozje*** to i owo.

Jednak to tylko spektakl. Co ciekawe często demaskowany wprost i bez skrępowania na oczach gawiedzi. Przypomnijmy sobie niezliczoną liczbę programów publicystycznych, gdzie do kompletu dla naszych Roobin Hoodów, ściąganych by na gorąco komentowali poważne sprawy, zapraszano a to Olbrychskiego a to innego mistrza sceny jakby innej niż polityczna. Gdzieś tam mi kiełkuje, że robi się to z oczywistą intencją pognębienia tego pierwszego. Ze świadomością, że taki mistrz sceny, czego by nie dotyczyła rozmowa, swą role odegra z większym mistrzostwem niż oczywisty amator. Mam na myśli polityka.

Może to naiwność z mojej strony ale przekonany jestem, że jest jednak, licząc wszystkie liczące się partie, grupa dziesięciu, dwudziestu ludzi (chciałem napisać facetów ale…), którzy faktycznie „robią politykę” na tym poziomie, na którym tworzy się wizje a może nawet idee. Ta moja ostrożność wynika choćby z tego, że nie tak dawno mogłem oglądać polityczną rzeź ludzi, którzy takiego rozumienia polityki byli, jak na nasze warunki oczywiście, dość bliscy. Także i z tego, ze jakby ktoś próbował tak na szybko wyliczyć najistotniejszych polityków (polityków!) czołowych partii, pewnie już przy trzecim nazwisku by zwolnił obroty. W przypadku SLD nawet szybciej.

Wracając zaś do ankiety z posłem Kaczmarkiem w roli głównej, wytknę jej twórcom lekkie niechlujstwo. Nie przewidzieli oni bowiem, ze najbardziej poprawną odpowiedzią będzie „nie ma to większego znaczenia”.

By było jasne, nie twierdzę, że żadnego. I poseł Kaczmarek może sobie do woli wymachiwać krzesłem a poseł Nowak swobodnie mieniać się zegarkami. Niestety, polityka tabloidyzuje się jak i reszta życia. Media, które są przekaźnikiem między światem realnym i światem polityki, chętniej napiszą jak poseł wymachuje, mienia się czymś czy jedzie po ukochanym przez gawiedź Jurku Owsiaku. To się czyta, to się ogląda i to zostaje w pamięci.  Nie wyrywają się więc redakcje zbyt często z wysyłaniem swoich dziennikarzy w celu odpytywania polityków w kwestiach programowych.
I trudno się dziwić. Gdy taki dziennikarz napatrzy się jak jeden macha krzesłem, drugi zegarkami a trzeci jeszcze czymś innym, z polityką nie mającym nic wspólnego a później miałby słuchać o poważnych programach, mógłby doświadczyć tego, że zacytuję dawno nie przywoływanego Wilqa, czego doświadczył Młody Obi-Wan, dając sobie po kablach w Trainspotting.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz