W prawym, górnym rogu strony głównej
Salonu24 widnieje ankieta, która zadaje czytelnikom pytanie, czy poseł Tomasz Kaczmarek
powinien pozostać w polityce. Pytanie jest nie tylko zabawne ale przede
wszystkim niezbyt trafione. Po jego przeczytaniu, natychmiast pomyślałem, że
pytać należy o to, czy w polityce powinien pozostać ten, kto pierwszy podsunął pomysł
ofiarowania polskiej polityce kogoś takiego jak „Agent Tomek”.
Oczywiście ta moja ocena, może nazbyt
surowa dla bohatera ankiety, to efekt, pierwszej, szybkiej i dość emocjonalnej
reakcji na efekty bycia Tomasza Kaczmarka w polityce. W rzeczywistości bowiem
pozostanie w niej lub zniknięcie pana Kaczmarka ma dla polityki mizerne albo i
żadne znaczenie. Odegra, dzięki rozmachowi tak samego Kaczmarka, jak też,
przede wszystkim, mediów nieprzychylnych jemu i ugrupowaniu, z którym się
związał, jakąś epizodyczną rolę w tym momencie polityki, w którym, na chwilę,
swoją rolę do odegrania ma też „suweren” czyli obywatel-wyborca.
W akcie wyborczym skumuluje się to
wszystko, co z „politycznej” działalności wszystkich Tomaszów Kaczmarków pozostanie
w pamięci przeciętnego obywatela. Zostanie to krzesło, którym ów poseł włada
niczym szczerbcem. I tyle posłów Kaczmarków w polityce.
Na jej kształt maja oni wpływ żaden.
Gdyby chcieć opisać udział naszej, nadużywam stanowczo tego określenia, „klasy
politycznej” w polityce poprzez ich wpływ na jej kształt, kierunki i cele,
których realizacji ma ona służyć, byłoby w niej pewnie pięciu, sześciu facetów.
No i ten, wydumany czy rzeczywisty, poziom decyzyjny, na którym ustala się
rozmiar kagańca dla tych kilku.
Inicjowanie dyskusji o Kaczmarku i
jemu podobnych byłoby bezcelowe, gdyby nie jak najpoważniej traktowane przez
wielu przekonanie, że miara wielkości polityka jest pójście do „kropki nad i” i
porządne zje**** Olejnik. W istocie ma to dokładnie takie samo znaczenie jak sławetne,
niedoszłe przyje***** krzesłem przez „Agenta Tomka”.
Zwolennicy opozycji, wyszukujący
sobie co rusz kogoś z podobnym temperamentem do „kochania” w polityce są
najpewniej ofiarami jakiegoś rodzaju politycznej „choroby sierocej”. Za którą
stoi wiele oczywistych, jak najbardziej zrozumiałych czynników. Takich choćby
jak usilne stawianie ich w pozycji „obywateli drugiej kategorii”,
stygmatyzowanych (bezpodstawnie jak mniemam) czynnikami środowiskowymi, wykształceniem
i co tam jeszcze dałoby się im wypomnieć. Dlatego łaknie kogoś na kształt
hybrydy Spartakusa i Robin Hooda, który idzie na spotkanie wrednego
establishmentu i tam, często nie przebierając w środkach, rozje*** to i owo.
Jednak to tylko spektakl. Co ciekawe
często demaskowany wprost i bez skrępowania na oczach gawiedzi. Przypomnijmy
sobie niezliczoną liczbę programów publicystycznych, gdzie do kompletu dla
naszych Roobin Hoodów, ściąganych by na gorąco komentowali poważne sprawy, zapraszano
a to Olbrychskiego a to innego mistrza sceny jakby innej niż polityczna. Gdzieś
tam mi kiełkuje, że robi się to z oczywistą intencją pognębienia tego
pierwszego. Ze świadomością, że taki mistrz sceny, czego by nie dotyczyła
rozmowa, swą role odegra z większym mistrzostwem niż oczywisty amator. Mam na
myśli polityka.
Może to naiwność z mojej strony ale
przekonany jestem, że jest jednak, licząc wszystkie liczące się partie, grupa
dziesięciu, dwudziestu ludzi (chciałem napisać facetów ale…), którzy faktycznie
„robią politykę” na tym poziomie, na którym tworzy się wizje a może nawet idee.
Ta moja ostrożność wynika choćby z tego, że nie tak dawno mogłem oglądać polityczną
rzeź ludzi, którzy takiego rozumienia polityki byli, jak na nasze warunki oczywiście,
dość bliscy. Także i z tego, ze jakby ktoś próbował tak na szybko wyliczyć
najistotniejszych polityków (polityków!) czołowych partii, pewnie już przy
trzecim nazwisku by zwolnił obroty. W przypadku SLD nawet szybciej.
Wracając zaś do ankiety z posłem
Kaczmarkiem w roli głównej, wytknę jej twórcom lekkie niechlujstwo. Nie
przewidzieli oni bowiem, ze najbardziej poprawną odpowiedzią będzie „nie ma to większego
znaczenia”.
By było jasne, nie twierdzę, że żadnego.
I poseł Kaczmarek może sobie do woli wymachiwać krzesłem a poseł Nowak swobodnie
mieniać się zegarkami. Niestety, polityka tabloidyzuje się jak i reszta życia.
Media, które są przekaźnikiem między światem realnym i światem polityki,
chętniej napiszą jak poseł wymachuje, mienia się czymś czy jedzie po ukochanym
przez gawiedź Jurku Owsiaku. To się czyta, to się ogląda i to zostaje w
pamięci. Nie wyrywają się więc redakcje
zbyt często z wysyłaniem swoich dziennikarzy w celu odpytywania polityków w
kwestiach programowych.
I trudno się dziwić. Gdy taki
dziennikarz napatrzy się jak jeden macha krzesłem, drugi zegarkami a trzeci
jeszcze czymś innym, z polityką nie mającym nic wspólnego a później miałby
słuchać o poważnych programach, mógłby doświadczyć tego, że zacytuję dawno nie
przywoływanego Wilqa, czego doświadczył Młody Obi-Wan, dając sobie po kablach w
Trainspotting.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz