piątek, 24 stycznia 2014

15 zeta za cnotę

W przy okazji dyskusji o przypadku rzekomego czy też rzeczywistego więzienia CIA w Kiejkutach dawno temu sugerowałem jak powinno się w takich sprawach postępować. „Takie sprawy”, to oczywiście działania, w których główne o ile nie jedyne role odgrywają służby specjalne. Zatem oczywistym jest, że skoro służby są specjalne, to specjalne są też rezultaty ich działań a zatem też specjalnie po nich trzeba później sprzątać.

Moja sugestia sprowadzała się do następującego schematu. Na początek trzeba milczeć i udawać, że nas to w ogóle nie dotyczy. Następnie, gdy to pierwsze nie da oczekiwanych rezultatów, zdecydowanie odrzucać jakiekolwiek sugerowane niecne postępki. Bywa to o tyle łatwe, że postępki, z uwagi na ich specjalny charakter oraz specjalistów, którzy za nimi stoją, najczęściej da się tylko sugerować. Kiedy w końcu jesteśmy łapani za rękę, twardo stoimy na stanowisku, że to nie nasza ręka. No a kiedy jednak dowiodą, że jednak nasza, trzeba ją bez wahania, brutalnie odrąbać i rzucić na żer.

I w tym miejscu właśnie jesteśmy.

Informacje o 15 milionach za Kiejkuty, wzbogacone szczegółami transakcji i nawet, niestety, nazwiskiem sprzedawcy, brzmią faktycznie szokująco. Chciałem dodać, że równie szokująco jak radość z uzyskanej kwoty, kierującego podówczas państwem Leszka Millera, ale to akurat szokować nie powinno.* Zwożenie do Polski dolarów w pudłach mogło mu się skojarzyć z rublami, wożonymi w walizce czy tam neseserze i mógł się po prostu rozczulić na wspomnienie.

Poważnie zaś mówiąc linia obrony Millera, twierdzącego, że nie tylko nie wiedział o sprawie, nie musiał o niej wiedzieć a nawet nie powinien, jest jak najbardziej spójna. Wiem, może szokować przyznanie się przez państwo (jego najważniejszego przedstawiciela) do braku kontroli nad służbami, ale tak to jest w rzeczywistości. Polityk, który by wiedział, że służby korumpują, bo czasem korumpują, choć nie wolno, że podsłuchują nielegalnie, a przecież podsłuchują, że torturują, a zdarza się im, choć to w ogóle nie do pomyślenia, że mogą nawet zabić, milcząc stawałby się wspólnikiem przestępstw a przestając milczeć, mógłby działać wbrew interesowi państwa. No bo te służby korumpują, podsłuchują, torturują czy zabijają w interesie państwa. Jeśli się w to wątpi, należy je natychmiast zlikwidować. Ale mimo tej spójności, tej sensowności stanowiska Millera, nie zwalnia go to z odpowiedzialności. Bo przecież nie odpowiada za to wszystko jakiś tam Derlatka o którym właśnie się dowiedzieliśmy, nie wiemy kto on zacz i czy w ogóle ktoś taki jak Derlatka naprawdę istnieje.
Zatem można śmiało powiedzieć o Leszku Millerze „trafiony, zatopiony”. Tak przynajmniej powinno być, jeśli Polska to państwo poważne a Miller to poważny polityk. Trzeba go, jako tę rękę złapaną z początku tekstu odrąbać i rzucić na pożarcie.

W całej tej sprawie tak naprawdę szokujące są dwie rzeczy. Pierwsza to oczywiście cena. Rozważając teoretycznie, bo przecież dotąd nie było żadnego tam więzienia w Kiejkutach, ewentualne profity ze zgody na coś podobnego, myślałem raczej o obietnicach irackich kontraktów, o jakimś wypasionym offsecie. O czymś idącym jeśli nie w miliardy dolarów to choć w setki milionów. Jeśli już sprzedaje się cnotę, a tym jest pakowanie się w coś, co można nazwać państwowym bandytyzmem, to się ją powinno stosownie wycenić. 15 milionów, choćby i dolarów, taką ceną nie jest. Swoją droga ciekawe gdzie, na co, na jakie „waciki” pan Derlatka puścił zawartość pudeł z Waszyngtonu. Oczywiście tego pewnie się nie dowiemy. Można się tylko domyślać, że gdzieś tam z kolei my kupowaliśmy za nie czyjąś cnotę. Może nie z takim rozmachem jak Amerykanie u nas, ale dziwnym nie jest. W końcu kto to jest Derlatka? No i Miller to nie George „Dablju” Bush.  Taka mam nadzieję, że te 15 „baniek” poszło na coś takiego a nie zasiliło jakieś „fundusze emerytalne”.

Drugie, co szokuje, to stan służb najpotężniejszego jeszcze ponoć mocarstwa świata. Ciekną one niczym przysłowiowa rura w samym apogeum komunizmu. I coś z tym nasz Wielki Brat musi zrobić, bo za niedługo nie kupi cnoty nawet od kabulskiego taksówkarza, ile by mu nie dawał. A o cnocie średniego mocarstwa europejskiego to już nie ma co nawet mówić. Nie wiem co Amerykanie z tym zrobią, nie mój problem. Może jest tak, że ten wyciek to właśnie element „robienia czegoś” przez Amerykanów. Przy takich okazjach najczęściej właśnie cieknie.

To, że efektem możliwych rozgrywek amerykańskich służb jest zrobienie z Millera, może i z Kwaśniewskiego, „państwowych bandytów”, absolutnie mnie nie cieszy. Nie mam powodów, by obu panów i każdego z osobna lubić. Ale „państwowy bandytyzm” ma to do siebie, że musi być podpięty pod jakieś państwo. I to już jest także mój problem.

Nie wiem, czy powinno się na przykład powołać jakąś sejmową komisję śledczą w tej sprawie. Publiczne „sądzenie” Macierewicza przez Millera aż się prosi o to, by i on się teraz tłumaczył. Jednak to będzie przede wszystkim śledztwo przeciwko państwu. A gwarancji tego, że ewentualni śledczy zapomną o polityce i pokusie załatwienia konkurentów nie ma żadnych. Polsce to nie pomoże.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz