Napisałem wczoraj (W Salonie 24) tekst, w którym z wielką
troską opisałem jak to dziś mało kogo w polityce obchodzą jakiekolwiek
programy. Tekst był w mojej ocenie zgrabnie napisany, okraszony pyszną
literacką anegdotą i, jak się okazało, niezwykle celny. Wykazał, że nie tylko żadne
programy nikogo nie obchodzą ale też teksty o nich. Ten mój przepadł u adminów
i u czytelników (no, u nich trochę mniej bo póki było go widać, dawał radę) a
mi było trochę smutno.
Jednak naprawdę smutno zrobiło mi się
jak po raz kolejny pokazało się co tak naprawdę ludzi i polityków (kapitalny
bonmot mi wyszedł) interesuje. Chodzi mi o te najnowszą grę wyborczą, w której polityczni
rywale konkurują który z nich zaliczy mniej… no powiedzmy punktów karnych.
Sprawa między Adamem Hofmanem a
Zbigniewem Ziobrą poza ogólną malizną naszej polityki mocno potwierdza w moim
odczuciu moją opinię ze Ziobro to wyjątkowy szmaciarz, nie wahający się
szafować dość wrażliwą wiedzą, uzyskaną w czasach gdy miał do niej dostęp z
racji wykonywanych obowiązków. Pokazuje
też, że Hofman to żadne tam „miękkie podbrzusze” ale wręcz „wystawione krocze”
PiS-u, w które można do woli kopać. Jakoś dziwnie lepią się do niego co i rusz różne
historie a ta „najnowsza” jest z czasów gdy, gdy jeszcze nie był tak potężny
jak jest teraz więc mało kto śledził jego polityczne i inne poczynania.
Trudno orzec jak się wszystko potoczy
ale pewnie dokładnie, długo i opisowo będziemy o tym informowani. Libicki Jan
Filip, Senator RP już ręce zaciera na ten spektakl ręce. I nie dziwię się mu.
Z jednej strony Hofman zapowiada sprawę w sądzie. Z drugiej jednak strony Ziobro to taki George
Martin i Phil Spector naszej polityki w jednym. Kto wie czy w jego dźwiękowym
archiwum, które pewnie chętnie widziałoby w swoich zasobach EMI czy inny Polygram,
nie znajduje się kolejny „gwóźdź do trumny”. Tym razem do trumny pana Hofmana.
O Ziobrze szkoda w ogóle gadać.
Szkoda gadać o kimś kto dla interesu sypie byłego kolegę, z którym kiedyś był
na „Zbyszek”. Jakże słusznie jest już politycznym truposzem.
Hofman zaś, dzięki swej ciężkiej,
choć nikomu nie potrzebnej pracy na niwie, którą w zasadzie wszyscy, z politycznego
punktu widzenia mają gdzieś, wkrótce może się powszechnie kojarzyć z tym, z
czym u Hłaski Kowalskiemu kojarzyła się biała chusteczka. I wszystko inne.
Wracając zaś do tego, że smuci mnie
coraz bardziej pisanie o polityce, dziwne to nie jest nic a nic. No bo trudno,
by było inaczej jeśli chcąc pisać o polityce trzeba raz za razem poruszać i ten
tytułowy „lekki obyczaj”. A później użerać się z tymi, co im pasuje Zbyszek
albo Adam imponuje a ów „lekki obyczaj” albo też, dla odmiany, ordynarny,
publiczny donos nic a nic nie przeszkadza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz