sobota, 18 stycznia 2014

Symbioza czyli jak karmić pupila do syta (resortowe media)



Przez moment miałem ochotę dołożyć cegiełkę do medialnej dyskusji o „końcu religii smoleńskiej”. Ów koniec ogłaszany był głownie w najbardziej zaprzyjaźnionej z władzą stacji, która robiła to z zapałem, jakby wykraczającym poza zwykłe dla niej standardy. Mój zamiar wiązał się z informacją, uzupełniającą dziś rano wczorajsze obwieszczenie NPW, że na ŻADNEJ badanej próbce nie znaleziono śladów tak zwanych „cząstek wysokoaktywnych” ( w skrócie TNT :) o taki tam szczegół, że nie wszystkie próbki przebadano a wyniki tych nieprzebadanych znane będą dopiero w kwietniu. Logicznym wydało mi się zadanie pytania po jaką cholerkę był ten występ prokuratorów i to medialne, pełne zapału ogłaszanie, że na żadnej próbce. 

Jednakże wstępna kwerenda materiału do tekstu posunęła mi niespodziewanie inny temat, który jednak może (piszę ostrożnie choć subiektywnie mam co do tego pewność) dać odpowiedź przynajmniej w sprawie tego zapału, z jakim media, szczególnie to, o którym ja myślę a czytelnik pewnie się domyśla, skrzętnie podchwyciły to „NA ŻADNEJ PRÓBCE” a pomijały informację, że do kwietnia takie twierdzenia są jakby nieuprawnione.

Przeczytałem relację z rozmowy o przyszłości publicznych mediów, która odbyła się w radiowej „Trójce”.* Podczas niej pan Rafał Grupiński z PO (wsparty w dyskusji przez Henryka Wujca, reprezentującego „Duży Pałac”) stwierdził, że po wprowadzenia ustawą przymusowej dla obywateli opłaty audiowizualnej, media publiczne powinny przestać emitować komercyjne reklamy. Oczywiście rozgorzał spór o tym, czy media publiczne zdołają się utrzymać.

Jednak z sugestii Grupińskiego wypływa temat zdecydowanie ciekawszy niż to, czy media publiczne utrzymają się czy też nie. Dziś na ten przykład pan Braun dowodzi, że nawet z reklamami gwarancji nie ma. Ale wróćmy do tego sygnalizowanego przed chwilą tematu. 

Przyjęcie sugerowanego przez Grupińskiego rozważania oznacza, że rynek reklamy telewizyjnej i radiowej staje się „tortem”, który będzie trzeba kroić od nowa. I pierwsze, co przychodzi na myśl to konkretne „marki handlowe”, które pierwsze dostaną do garści nóż, by sobie stosowne porcje ukroić. Oczywiście nie muszę tłumaczyć, że kawałki będą znacznie większe niż te dotychczasowe.

Wspomniane „marki handlowe”, przynajmniej jeśli chodzi o ścisłą czołówkę stojących w tej hipotetycznej kolejce do tortu, to stacje i rozgłośnie, to moja subiektywna ocena, które, z jakichś powodów złe języki zwykły określać mianem „zaprzyjaźnionych”.

Zatem, abstrahując od rzeczywistych intencji ustawodawcy („abstrahujcie” sobie naiwniacy!), który, jeśli wierzyć słowom Grupińskiego, w ten sposób chce poprawić „kondycję finansową mediów publicznych”, trudno zaprzeczyć, że na skutek sugerowanego przez polityka PO i popieranego przez doradcę Prezydenta rozwiązania wpływy do kas głównych (i zarazem „zaprzyjaźnionych”) graczy medialnych wpłynie zdecydowanie pokaźniejszy strumień mamony. No bo raczej trudno wierzyć by ktoś, kto dotąd kupował czas antenowy w mających sporą oglądalność TVP1 czy TVP2 poleciał z kasą do jakiejś niszowej stacyjki, puszczającej discopolo albo pokazującej duchowe rozterki grupki „pustaków” zamkniętych na jakiś czas w jednym domu.

Gdybym był (a nie jestem bo od nich jestem przecież znacznie głupszy) na miejscu szanownych właścicieli, co to najpierw mieli świetne układy, później robili świetne interesy a dziś mają jeszcze bardziej świetne układy, zwijałbym się jak w ukropie, by przekonać wszystkich Grupińskich świata, że na ten tłustszy kawał tortu po tysiąckroć zasłużyłem.

Symbioza, można to sobie sprawdzić choćby w Viki, to taki rodzaj relacji między dwoma organizmami, który im obu przynosi korzyść. Właśnie z czymś takim możemy mieć wkrótce do czynienia. Tyle, że „organizmów” może być nieco więcej niż dwa.

Problem w tym, że w ujęciu mniej lub bardziej globalnym, wszelkie relacje muszą być grą o sumie zerowej. Zatem ta opisana wcześniej symbioza musi gdzieś w tle owocować oczywistym pasożytowaniem. Na kim i na czym pan Grupiński et consortes, chcąc nie chcąc, (choć ja obstawiam zdecydowanie, że „chcąc”) wykarmią stadko pupili, pozostawiam już przenikliwości i inwencji czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz