Jerzy Owsiak sympatie
polityczne ma i pewnie zawsze miał określone. Zdarzało mu się je
niezamierzenie i nie tak wprost ujawniać. Pewnie to problem jego
temperamentu, że nie potrafił, choć powinien, trzymać się z dala od
polityki i polityków. Trafiło mu się nawet stanąć w obronie sprawy,
która w ogóle bronić się nie dała gdy usprawiedliwiał ministra Mariusza
Łapińskiego z SLD, atakowanego za zakup ordynarnie wręcz, jak na wydatek
ze środków publicznych, drogiej limuzyny na swoje potrzeby. Widać też
było to w zestawie gości, zapraszanych do „Akademii Sztuk Przepięknych”
na kolejnych „Przystankach Woodstock”.
Jednak
te wszystkie ujawnienia nigdy nie miały formy manifestu politycznego,
który można, i to bez jakiegoś szczególnego upierania się, znaleźć w
ostatnim oświadczeniu Owsiaka, będącym reakcją na tradycyjne dla tej
pory ataki pod adresem jego i jego inicjatywy. To moje „można znaleźć”
jest reakcją na tytuł ze strony internetowej „Wyborczej” - „Owsiak apeluje do Polaków w sprawie PiS:"Nie zostawiajcie nas z tymi potworami, którzy depczą każdą piękną ideę"*
Bo
tak do końca trudno stwierdzić, że wspomniane „potwory” z oświadczenia
Owsiaka odnoszą się konkretnie do PiS. Być może bardziej do wszystkich
wymienionych przez niego środowisk albo wręcz tylko do konkretnych osób i
tytułów. Ale na Czerskiej ochoczo skorzystano by to obywatelom
objaśnić, tak, jak by Czerskiej (i nie tylko jej) pasowało.
Trudno
powiedzieć czy ostateczne uwikłanie Owsiaka w politykę było jego
rzeczywistą intencją czy tylko chwilową nadekspresją. Nie ma to
znaczenia. Uwikłał się czy został uwikłany bardzo konkretnie, bo i
bardzo konkretnie na to zapracował. Odnosząc się do konkretnego szyldu,
choć atakowany był przez różne środowiska, często nie mające z tym
szyldem żadnego związku, włączył się a w zasadzie wpakował w coś, co
stoi w sprzeczności do idei, którą swoją osobą firmuje. Chciał czy nie
chciał, nie ma znaczenia. Przestał ostatecznie być "Jurkiem wszystkich
Polaków". I myślę, że to jego zanurzenie nogi w wodach naszego
politycznego Rubikonu będzie miało swoje konsekwencje.
Dla
Owsiaka, którego trudno będzie, nawet jak się będzie chciało, odbierać
nadal jako własność narodową. Bo to, że serce ma po konkretnej stronie,
dotarło i do tych, którzy usilnie starali się czy tego nie dostrzegać
czy też nie zwracać na to uwagi.
Dla
PiS, które nie potrafi ani zrozumieć, że zawracanie kijem Wielkiej
Orkiestry najłatwiej porównać do aktu głębokiego samookaleczenia,
dokonywanego cyklicznie (co z tego że w słusznej sprawie) ani też nie
umie powściągnąć ekspresji swoich przedstawicieli, zbyt często
pokazujących, że zdecydowanie szybciej mówią niż myślą. Wiem, że to
będzie pewnie główny punkt dyskusji ze mną (o ile komuś się będzie
chciało). Najpewniej oparty na idealistycznym przekonaniu że prawda
jest najważniejsza. Pominę może wątek prawdy, którą trzeba jakoś tam
podeprzeć sprawdzonymi faktami, a skupię się na tym, że w polityce
trzeba wiedzieć co mówić, jak mówić i kiedy mówić. Robiąc to, co
napisałem, trzeba przeprowadzić prosty rachunek ekonomiczny,
uwzględniający też zyski i straty.
Jednak
największe konsekwencje będzie to miało dla tych, którym dotąd nie
sprawiało jakichś szczególnych trudności popieranie PiS i wspieranie
Owsiaka. Mimo wieloletniej dyskusji o Wielkiej Orkiestrze jest takich
wielu. Dotąd sprawa nie była stawiana tak ostro więc mogli sobie jakoś
oba swoje wybory zracjonalizować. Czy teraz dadzą radę nie wiem.
Niektórzy pewnie potrafią cały ten szum sprowadzić do krótkiego „srał to
pies”, którym odgrodzą się od całej awantury robiąc to, co robili
dotąd. Będą też tacy, którzy przestaną upierać się przy „apolityczności”
Owsiaka i jego przedsięwzięć, przestając po latach w nich partycypować.
Będą wreszcie i ci, których bardziej przekonuje czerwone serduszko na
inkubatorze, dzięki któremu szansę przeżycia dostało ich dziecko albo
szkolenie w zakresie pierwszej pomocy, przeprowadzone pod tym samym
szyldem, w którym ich dziecko czy wnuk uczestniczyło w szkole, niż
nawoływania Pawłowicz czy Górskiego. I ja się im nawet nie dziwię.
Dziwię się natomiast tym, którzy takiego podejścia nijak nie mogą
zrozumieć.
Podsumowując,
trudno powiedzieć, że w tej sprawie jest czy będzie ktoś, komu da się
przypisać zwycięstwo. Najprędzej hienom z Czerskiej, mającym wyjątkowy
węch. Wyczuli truchło i z miejsca się na nie rzucili. Ilekroć w
przeszłości odnosiłem się do tekstów tam publikowanych, pierwszą reakcją
wielu czytelników były napomnienia, że nie warto a w zasadzie nie
wypada czy wręcz nie wolno tykać tego, co oni publikują. Tłumaczyłem, że
nie tylko warto ale to obowiązek każdego, kto aspiruje do tego, by się
popisywać jakąś orientacją w sprawach polityki. Takie publikacje
„Wyborczej” powinny być przedmiotem oddzielnego szkolenia dla działaczy
PiS a dla pani Pawłowicz i innych z „za szybkim procesorem” wręcz
nauczania indywidualnego na temat tego jak nie pakować się z własnej
woli czy tam inicjatywy na pola minowe, których jest szczególnie wiele
właśnie wtedy, gdy wydaje się, że jesteśmy już na ostatniej, zwycięskiej
prostej.
Co do reszty, trudno powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz