poniedziałek, 20 stycznia 2014

Polska Razem czyli partia chwilowa



Słuchając dzisiejszej radiowej rozmowy z Pawłem Kowalem, jednym z prominentów partii Jarosława Gowina (sam Kowal poprawił dziennikarkę, gdy podając nazwę partii o tym Gowinie zapomniała), ze zdumieniem dowiedziałem się o pewnym sporze w łonie samej partii, który w moim odczuciu każe inaczej patrzeć na wcześniejsze działania liderów i ich zapewnienia o „nowej jakości”, jaką wspomniana partia ma stanowić na naszej scenie politycznej.
Paweł Kowal, mam prawo sadzić, że wie co mówi, stwierdził, że dla jego ugrupowania zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego to absolutny priorytet i w związku z tym wewnątrz partii trwają usilne zabiegi, by do kandydowania w nich zachęcić także lidera i „szyld” partii, Jarosława Gowina.
Powiedział to, rysując wcześniej obraz entuzjazmu, jaki wykazują wszyscy ci, co się w działania partii zaangażowali, co pojawiają się na spotkaniach z liderami i tych, co wierzą, że Polska Razem i Jarosław Gowin to przyszłość Polski.
Jeśli jest tak, jak mówi Kowal, a już powiedziałem, iż uważam, że wie on co mówi, mamy do czynienia z dwiema możliwościami.
Pierwsza jest taka, że ów „priorytet”, czyli wybory do PE, potraktowane zostaną jako szansa nagłośnienia i promowania partii, która tak naprawdę chce skupić się na budowaniu swej pozycji w Polsce i w tym celu rzuci na odcinek pierwszej, „europejskiej” próby wszystko czym dysponuje. W takim przypadku głosowanie na nią w najbliższych wyborach będzie bezcelowe. Wyobraźmy sobie bowiem te tłumy, idące do urn by oddać głos na Kowala, Gowina, Bielana (bo właśnie ponoć doszlusował), sprawiające, że wszyscy oni uzyskają mandaty. Aby wspomnianą i obiecaną potęgę partii w kraju nadal budować, będą musieli gremialnie olewać swoje obowiązki europosłów. No a na co nam europosłowie olewający swoje obowiązki niech sobie każdy potencjalny wyborca odpowie.
Z drugiej strony może być tak, że faktycznie najważniejszym celem jest wyekspediowanie możliwie jak największej części wierchuszki tej partii do Brukseli. Gdzie jak szaleni , bez wytchnienia włączą się w pracą na pożytek nasz i całej europejskiej wspólnoty. Pozostaje tylko spytać, kto wtedy pozostanie tutaj, w kraju? Jak zwykł ponoć mawiać Jonasz Kofta, zostanie istna pustynia Gobi. No a po co komu partia, która po pierwszym wyborczym sprawdzianie przestanie istnieć. Po co zawracać sobie nią głowę i wiązać z nią jakiekolwiek nadzieje.
To znaczy na co nam? Bo na co wymienionym wcześniej panom (i pewnie kilku paniom) to byłoby wiadomo.
Wspomniana inicjatywa, nazwijmy ją wyborczą, mogła faktycznie budzić jakieś tam, może i niemałe nadzieje. Co by nie sądzić o motywacjach niektórych, znanych twarzy tej inicjatywy, zgromadził się przy Gowinie godny uwagi potencjał. Rozumiem więc te wspomniane przez Kowala tłumy i to zainteresowanie. I te nadzieje.  Wygląda jednak na to, że będą to nadzieje mocno zawiedzione. Zabrakło widać determinacji i odporności na pokusę, które mogły przedwczesnej anihilacji kolejnej „nadziei na prawicy” zapobiec.
Jeśli faktycznie wystawią Gowina w eurowyborach, okażą się już to oszustami (jeśliby ów lider tylko duchem i kieszenią był w Brukseli a ciałem i cała resztą w kraju), już to bandą klaunów, gdyby starali się przekonać, że z Brukseli polskie sprawy widać równie dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz