Słuchając dzisiejszej radiowej rozmowy
z Pawłem Kowalem, jednym z prominentów partii Jarosława Gowina (sam Kowal
poprawił dziennikarkę, gdy podając nazwę partii o tym Gowinie zapomniała), ze zdumieniem
dowiedziałem się o pewnym sporze w łonie samej partii, który w moim odczuciu
każe inaczej patrzeć na wcześniejsze działania liderów i ich zapewnienia o „nowej
jakości”, jaką wspomniana partia ma stanowić na naszej scenie politycznej.
Paweł Kowal, mam prawo sadzić, że wie
co mówi, stwierdził, że dla jego ugrupowania zbliżające się wybory do
Parlamentu Europejskiego to absolutny priorytet i w związku z tym wewnątrz partii
trwają usilne zabiegi, by do kandydowania w nich zachęcić także lidera i „szyld”
partii, Jarosława Gowina.
Powiedział to, rysując wcześniej obraz
entuzjazmu, jaki wykazują wszyscy ci, co się w działania partii zaangażowali, co
pojawiają się na spotkaniach z liderami i tych, co wierzą, że Polska Razem i Jarosław
Gowin to przyszłość Polski.
Jeśli jest tak, jak mówi Kowal, a już
powiedziałem, iż uważam, że wie on co mówi, mamy do czynienia z dwiema możliwościami.
Pierwsza jest taka, że ów „priorytet”,
czyli wybory do PE, potraktowane zostaną jako szansa nagłośnienia i promowania
partii, która tak naprawdę chce skupić się na budowaniu swej pozycji w Polsce i
w tym celu rzuci na odcinek pierwszej, „europejskiej” próby wszystko czym
dysponuje. W takim przypadku głosowanie na nią w najbliższych wyborach będzie
bezcelowe. Wyobraźmy sobie bowiem te tłumy, idące do urn by oddać głos na
Kowala, Gowina, Bielana (bo właśnie ponoć doszlusował), sprawiające, że wszyscy
oni uzyskają mandaty. Aby wspomnianą i obiecaną potęgę partii w kraju nadal budować,
będą musieli gremialnie olewać swoje obowiązki europosłów. No a na co nam
europosłowie olewający swoje obowiązki niech sobie każdy potencjalny wyborca
odpowie.
Z drugiej strony może być tak, że
faktycznie najważniejszym celem jest wyekspediowanie możliwie jak największej części
wierchuszki tej partii do Brukseli. Gdzie jak szaleni , bez wytchnienia włączą
się w pracą na pożytek nasz i całej europejskiej wspólnoty. Pozostaje tylko
spytać, kto wtedy pozostanie tutaj, w kraju? Jak zwykł ponoć mawiać Jonasz
Kofta, zostanie istna pustynia Gobi. No a po co komu partia, która po pierwszym
wyborczym sprawdzianie przestanie istnieć. Po co zawracać sobie nią głowę i wiązać
z nią jakiekolwiek nadzieje.
To znaczy na co nam? Bo na co
wymienionym wcześniej panom (i pewnie kilku paniom) to byłoby wiadomo.
Wspomniana inicjatywa, nazwijmy ją
wyborczą, mogła faktycznie budzić jakieś tam, może i niemałe nadzieje. Co by
nie sądzić o motywacjach niektórych, znanych twarzy tej inicjatywy, zgromadził
się przy Gowinie godny uwagi potencjał. Rozumiem więc te wspomniane przez
Kowala tłumy i to zainteresowanie. I te nadzieje. Wygląda jednak na to, że będą to nadzieje mocno
zawiedzione. Zabrakło widać determinacji i odporności na pokusę, które mogły
przedwczesnej anihilacji kolejnej „nadziei na prawicy” zapobiec.
Jeśli faktycznie wystawią Gowina w eurowyborach,
okażą się już to oszustami (jeśliby ów lider tylko duchem i kieszenią był w
Brukseli a ciałem i cała resztą w kraju), już to bandą klaunów, gdyby starali
się przekonać, że z Brukseli polskie sprawy widać równie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz