Prymitywni, acz przekonani o swojej
intelektualnej przewadze wrogowie religii mają stały zestawik pytań, które ich
przeciwników powinny, w ich przekonaniu oczywiście, zapędzić w kozi róg. Jednym
z nich jest pytanie czy Bóg, skoro stworzył wszystko, stworzył również piekło.
Przypomniałem je sobie obserwując
poboczny nurt dyskusji, która rozgorzała wokół wydanej nie tak dawno i z
impetem zdobywającej wydawniczy rynek książki pp. Kani, Targalskiego i Marosza.
Dyskusji, która może nie dowodzi, ale podsuwa poszlaki, że piekło nie jest dziełem
boskim. Że stworzyliśmy je sami i rozwijamy je z wielkim rozmachem.
Książki nie czytałem i nie mam
zamiaru czytać. Jeszcze przed jej powstaniem, czy to upominając niektórych
kolegów-blogerów czy to wypowiadając się w sprawie sławetnej publikacji o ojcu Kaczyńskich
w „Newsweeku” (Czy Lis chce czy nie, jest „ojcem chrzestnym” książki Kani,
Targalskiego i Marosza) zająłem twarde stanowisko, że ludzie dzielą się na
porządnych, kanalie i coś pośrodku a na miejsce w klasyfikacji pracują jedynie
własnymi słowami i uczynkami. Rodzice zaś ponoszą odpowiedzialność jedynie za
braki w wyposażeniu ich w elementy kindersztuby. Na tym stanowisku zamierzam trwać
nadal.
Upewnił mnie zresztą w tym wywiad,
jaki pani Kania udzieliła Robertowi Mazurkowi. W nim ona też w zasadzie
przyjmuje moje stanowisko klarując, że to nie „resortowość”, rozumiana jako
przynależność rodziców czy dalszych przodków do partii komunistycznej czy
służba w Służbach stanowiły kryterium przy wyborze „bohaterów” publikacji ale
kwestie zdecydowanie inna, bardziej współczesne.
Ów wywiad, w mojej ocenie jeden z
najbardziej zawstydzających spośród dzieł Mazurka, choćby przez to, że akurat Mazurek
mocno acz bardzo nieskutecznie (nie ze swojej winy) starał się, by rozmowa nie podążyła
znanymi z jego podobnych publikacji koleinami niezamierzonej satyry i absurdu,
ku memu zdziwieniu umknął jakby powszechnej uwadze. Choć przecież często omawia
się, bywa, że i z towarzyszeniem salw śmiechu, autokompromitacje innych
rozmówców tego autora.
Oczywiście wiem, że przy tym również
odegrały role „inne kryteria” niż tylko treść rozmowy.
W niej jednak pojawia się watek,
który jest kolejna cegiełką, którą do dzieła tworzenia własnego piekła dołożono.
Chodzi o zarzut, jaki wysunęła a właściwie potwierdziła bo pojawił się on nieco
wcześniej, pani Kania pod adresem Piotra Zaremby. I o to, co dzieje się w
związku z nim.
Motywów pani Kani, które pchnęły ja
do postponowania dorobku Zaręby nie znam. Mogę się tylko domyślić, że samo
autorstwo poczytnego dzieła jej nie wystarczyło. Że zamarzyło się jej zostać „ikoną
niepokornego dziennikarstwa”. A to wymaga pokazania się na tle, które
bezwzględnie musi kontrastować z postacią na pierwszym planie. Ale to tylko
spekulacje.
Efekt jest taki, że do masy tematów
zastępczych dołączył kolejny, sprowadzający się do tłumaczeń pani Kani i jej
akolitów, że Zaremba to faktycznie tchórz oraz głosów stronników Zaremby,
którzy są zdania, że (cytując Mazurka), Kani życia nie starczy by zdążyła Zarembie
do pięt sięgnąć.
Nie będę się opowiadał po żadnej ze
stron konfliktu bo o ile Zaremby czytałem, czytam i pewnie przeczytam wiele,
nie potrafię przypomnieć sobie żadnego tekstu pani Kani. I proszę nie odbierać
tego jako zawoalowanego podważania dorobku wspomnianej autorki. Może po prostu czytałem
i czytam nie tam, gdzie powinienem.
Niemniej uważam, że wywołany przez
panią Kanię konflikt potrzebny jest jak, mówiąc bardzo naokoło, damie lekkich
obyczajów opad atmosferyczny. Nie wiem czy ma pani Kania zbyt spokojne życie i
musi się dla wpompowanie w nie nieco adrenaliny poszczerbić z Mazurkiem, Skwiecińskim
i kto tam jeszcze nie wypomni jej, że do Zaremby jeszcze jej trochę brakuje. Jeśli
to wina takiego właśnie deficytu, niech znajdzie jakiś sensowniejszy sposób
zapewnienia sobie wrażeń. I niech jednak szuka wrogów bardziej „resortowych”
niż Zaremba.
ps. Jak ktoś ma zamiar komentować w
rodzaju „Kania jest wielka i bohaterska a Zaremba i Mazurek to miernoty” niech
sobie daruje. Tak samo Kani daleko do wielkości jak Mazurkowi i Zarembie do
zera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz