sobota, 25 stycznia 2014

Think-tank czyli dzień równości



Jeśli miałbym wskazać to, co najbardziej lubię, wymieniłbym najszybciej możliwość naśmiewania się z przeróżnych think-tanków i tego, do czego sprowadza się ich działalność. Chodzi oczywiście o moje preferencje w kwestiach publicystycznych. Bo tak w ogóle znacznie bardziej lubię inne rzeczy. Ale wróćmy do think-tanków. Gdybym był tak próżny, jak mi się czasem przypisuje, zacząłbym - „Pamiętacie pewnie drodzy czytelnicy mój ostatni tekst, poświęcony Instytutowi Obywatelskiemu…”. Oczywiście nie zacznę tak bo nikt nie pamięta ani mojego wspomnianego tekstu,  ani tego czym jest Instytut Obywatelski a nawet i tego, że coś takiego w ogóle istnieje.
Jeśli ktoś zarzuci mi, że mój stosunek do tworów zwanych think-tankami (no całe szczęście, że nikt u nas jeszcze tego nie spolszczył bo jakbym musiał pisać o przywołanym Instytucie, dajmy na to, „zasobnik myśli” to bym chyba zszedł. A w każdym razie polałbym się na pewno) jest niewłaściwy bo to jednak banda cwaniaków, wiedzących nie tylko gdzie stoją konfitury ale i to, jak się odkręca słoik, zgodzę się z tym tylko częściowo. Owszem, wiedzą oni o tych konfiturach, ale tylko dlatego, że ustawiają je ich jeszcze mniej rozgarnięci koledzy.
Ale przejdźmy do meritum. Sprowadza się ono do tego, że o ile umieją w tych think-tankach do konfitur się dostać, co niby pokazuje, że to faktycznie spryciarze, jakoś nie potrafią przekonać gawiedzi, co się do konfitur musi dokładać a nie ma szans nawet ich liznąć, że im się to lizanie słusznie należy.
Na dowód nie przywołam jednak żadnego z wielu adekwatnych przykładów, wyprodukowanych w Instytucie Obywatelskim. Tak się składa, że właśnie znalazłem sensacyjną dla mnie informację, że swój „zasobnik myśli” ma także SLD. Jest to tak w ogóle wiadomość dobra, bo dzięki temu wspomniane ugrupowanie nie będzie już musiało korzystać z „zasobników rezerwowych” w rodzaju choćby pana Jońskiego, narażając go przy tym na gwałtowne wyjałowienie. Think- tank partii  Leszka Millera i pomniejszych komuchów, wspieranych przez różnych jońskopodobnych, przekonanych „czerwoną książeczką” własnej roboty, że Powstanie Warszawskie było w 1989 a Jaruzelski z Wałęsą zakładał „Solidarność”, nosi imię Ignacego Daszyńskiego. Nie będę się czepiał tylko zaznaczę, że równie dobrze mógłby nosić imię Romana Dmowskiego albo Walta Disneya. Nie mógłby zaś mieć za patrona ani towarzysza Ulianowa ani też Bieruta bo ci akurat by pasowali i cała zabawa byłaby na nic. A tak… Taki, dajmy na to, Instytut Obywatelski… Czy słyszałeś czytelniku, by oburzał się, gdy szef partii, która ponoć think z niego tankuje, do kosza wywalił obywatelską inicjatywę, wspartą setkami tysięcy podpisów? A może Instytut pogroził palcem, gdy tenże szef wmawiał obywatelom, że najlepsze wybory to takie, na które się nie idzie? No właśnie.
Ale dajmy już wreszcie spokój nieszczęśnikom z Instytutu Obywatelskiego. Oni wkrótce coś tam pewnie napiszą więc i tak będzie się można pośmiać. Wróćmy do think- tanku SLD.
Szef tego, nie mogę się oprzeć złośliwości, podmiotu pożytku publicznego, pan Tomasz Kalita ogłosił inicjatywę wprowadzenia w Polsce święta, zwanego Dniem Równej Płacy. Które, bardzo wbrew swej nazwie, miałoby uświetniać fakt, że kobiety zarabiają mniej od mężczyzn. Co już brzmi takoż zabawnie co podejrzanie. Idea ta, zdaniem Elżbiety Radziszewskiej z PO, byłego (byłej) pełnomocnika (czki) rządu ds. przeciwdziałania dyskryminacji, nawiązuje do istniejącego w Europie (zatem i u nas jakby) dnia o tej samej nazwie. Przypada on, ten dzień a nie pełnomocnik Radziszewska oczywiście, w dniu (wg Radziszewskiej jest to koniec lutego albo początek marca), w którym, z dość widocznym opóźnieniem, kobieta dobija zarobkami do kwoty, którą zarobił facet w ciągu roku.
I to jest dopiero wyznacznik tej „myśli”, której zasoby zgromadzono w instytucji imienia Daszyńskiego (w grobie to on się nie przewraca ale kręci jak kołowrót), by pracowała na chwałę polskiej lewicy. Oto, wyobraź to sobie czytelniku,  lewica chce świętować, że baba tyra na te samą kwotę dwa miesiące dłużej od chłopa! I pewnie będzie to dzień wolny od pracy by w zaciszu domowym taka wyzyskana baba mogła sobie o tym myśleć, myśleć i myśleć… Może to taki wybieg pana Kality, by się ten jego „tank” szybciej myślą napełniał?
Proponuję panu Kalicie inne bardzo „równościowe” święta, które mógłby zgłosić jego skrzący się „lewicową myślą” think-tank, by poprawić uciśnionym kobietom samopoczucie. Może to być „Dzień Parkowania Równoległego”, „Dzień Wielkiego, Tłustego Pająka”, „Dzień Spalonego”. No i obowiązkowo „Dzień Pierwszej Sekretarz”, w którym wspominać się będzie wszystkie przywódczynie światowego proletariatu i szefowe partii pana Kality.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz