Jeśli
miałbym wskazać to, co najbardziej lubię, wymieniłbym najszybciej możliwość naśmiewania
się z przeróżnych think-tanków i tego, do czego sprowadza się ich działalność.
Chodzi oczywiście o moje preferencje w kwestiach publicystycznych. Bo tak w
ogóle znacznie bardziej lubię inne rzeczy. Ale wróćmy do think-tanków. Gdybym
był tak próżny, jak mi się czasem przypisuje, zacząłbym - „Pamiętacie pewnie
drodzy czytelnicy mój ostatni tekst, poświęcony Instytutowi Obywatelskiemu…”.
Oczywiście nie zacznę tak bo nikt nie pamięta ani mojego wspomnianego tekstu, ani tego czym jest Instytut Obywatelski a
nawet i tego, że coś takiego w ogóle istnieje.
Jeśli ktoś
zarzuci mi, że mój stosunek do tworów zwanych think-tankami (no całe szczęście,
że nikt u nas jeszcze tego nie spolszczył bo jakbym musiał pisać o przywołanym
Instytucie, dajmy na to, „zasobnik myśli” to bym chyba zszedł. A w każdym razie
polałbym się na pewno) jest niewłaściwy bo to jednak banda cwaniaków,
wiedzących nie tylko gdzie stoją konfitury ale i to, jak się odkręca słoik,
zgodzę się z tym tylko częściowo. Owszem, wiedzą oni o tych konfiturach, ale
tylko dlatego, że ustawiają je ich jeszcze mniej rozgarnięci koledzy.
Ale
przejdźmy do meritum. Sprowadza się ono do tego, że o ile umieją w tych
think-tankach do konfitur się dostać, co niby pokazuje, że to faktycznie
spryciarze, jakoś nie potrafią przekonać gawiedzi, co się do konfitur musi
dokładać a nie ma szans nawet ich liznąć, że im się to lizanie słusznie należy.
Na dowód nie
przywołam jednak żadnego z wielu adekwatnych przykładów, wyprodukowanych w
Instytucie Obywatelskim. Tak się składa, że właśnie znalazłem sensacyjną dla
mnie informację, że swój „zasobnik myśli” ma także SLD. Jest to tak w ogóle
wiadomość dobra, bo dzięki temu wspomniane ugrupowanie nie będzie już musiało
korzystać z „zasobników rezerwowych” w rodzaju choćby pana Jońskiego, narażając
go przy tym na gwałtowne wyjałowienie. Think- tank partii Leszka Millera i pomniejszych komuchów,
wspieranych przez różnych jońskopodobnych, przekonanych „czerwoną książeczką”
własnej roboty, że Powstanie Warszawskie było w 1989 a Jaruzelski z Wałęsą
zakładał „Solidarność”, nosi imię Ignacego Daszyńskiego. Nie będę się czepiał
tylko zaznaczę, że równie dobrze mógłby nosić imię Romana Dmowskiego albo Walta
Disneya. Nie mógłby zaś mieć za patrona ani towarzysza Ulianowa ani też Bieruta
bo ci akurat by pasowali i cała zabawa byłaby na nic. A tak… Taki, dajmy na to,
Instytut Obywatelski… Czy słyszałeś czytelniku, by oburzał się, gdy szef
partii, która ponoć think z niego tankuje, do kosza wywalił obywatelską
inicjatywę, wspartą setkami tysięcy podpisów? A może Instytut pogroził palcem,
gdy tenże szef wmawiał obywatelom, że najlepsze wybory to takie, na które się
nie idzie? No właśnie.
Ale dajmy
już wreszcie spokój nieszczęśnikom z Instytutu Obywatelskiego. Oni wkrótce coś
tam pewnie napiszą więc i tak będzie się można pośmiać. Wróćmy do think- tanku
SLD.
Szef tego,
nie mogę się oprzeć złośliwości, podmiotu pożytku publicznego, pan Tomasz
Kalita ogłosił inicjatywę wprowadzenia w Polsce święta, zwanego Dniem Równej
Płacy. Które, bardzo wbrew swej nazwie, miałoby uświetniać fakt, że kobiety
zarabiają mniej od mężczyzn. Co już brzmi takoż zabawnie co podejrzanie. Idea
ta, zdaniem Elżbiety Radziszewskiej z PO, byłego (byłej) pełnomocnika (czki)
rządu ds. przeciwdziałania dyskryminacji, nawiązuje do istniejącego w Europie
(zatem i u nas jakby) dnia o tej samej nazwie. Przypada on, ten dzień a nie
pełnomocnik Radziszewska oczywiście, w dniu (wg Radziszewskiej jest to koniec
lutego albo początek marca), w którym, z dość widocznym opóźnieniem, kobieta
dobija zarobkami do kwoty, którą zarobił facet w ciągu roku.
I to jest
dopiero wyznacznik tej „myśli”, której zasoby zgromadzono w instytucji imienia
Daszyńskiego (w grobie to on się nie przewraca ale kręci jak kołowrót), by
pracowała na chwałę polskiej lewicy. Oto, wyobraź to sobie czytelniku, lewica chce świętować, że baba tyra na te
samą kwotę dwa miesiące dłużej od chłopa! I pewnie będzie to dzień wolny od
pracy by w zaciszu domowym taka wyzyskana baba mogła sobie o tym myśleć, myśleć
i myśleć… Może to taki wybieg pana Kality, by się ten jego „tank” szybciej myślą
napełniał?
Proponuję
panu Kalicie inne bardzo „równościowe” święta, które mógłby zgłosić jego
skrzący się „lewicową myślą” think-tank, by poprawić uciśnionym kobietom
samopoczucie. Może to być „Dzień Parkowania Równoległego”, „Dzień Wielkiego,
Tłustego Pająka”, „Dzień Spalonego”. No i obowiązkowo „Dzień Pierwszej
Sekretarz”, w którym wspominać się będzie wszystkie przywódczynie światowego
proletariatu i szefowe partii pana Kality.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz