Z
Jackiem Żakowskim, jak prawie nigdy dotąd, coś mnie dziś bez wątpienia
łączy. On bez powodzenia stara się usilnie zrozumieć co się wokół niego
dzieje a ja, przyznaję, chyba nie rozumiem do czego on zmierza. Chodzi
mi o opublikowany, a jakże, w „Wyborczej” tekst programowy pod tytułem „Polityka, głupcze!”*
Jedno,
może nie najważniejsze ani nawet nie drugie i nie trzecie w hierarchii
ważności oczywiście pojmuję. I sprawia mi to autentyczną choć może źle o
mnie świadczącą radość. Bo jak się domyślam i z miejsca publikacji i z
tytułu, nie do mnie i nie do podzielających moje przekonania jest ten
tekst i ta inwokacja z tytułu. Ale żarty żartami.
Kiedy
usiłuję pojąc do kogo i o co apeluje publicysta, w pewnym miejscu się
gubię. Bo bez wątpienia istotę wspomnianego tekstu stanowi klamra upięta
z umieszczonej mniej więcej w połowie uwagi, że „Dlatego takie ważne
staje się właśnie teraz, żeby polityka sama założyła sobie kaganiec.” i
kończącej przemyślenia Żakowskiego uwagi, że „ich (wymienionych zdanie wcześniej przez publicystę „problemów gospodarki ani trwających kłopotów praworządności”)sens,
skala i cena zależą od polityki. Nie od polityki ministra finansów albo
gospodarki, ale od tej, która się wyraża w jakości, konwencji i stylu
debaty publicznej. Bo to z niej wyrastają powracające upiory demokracji.”
Natomiast
to, co owa klamra spina zastanawia. Początkowo sądziłem, że „kaganiec”
zakładany polityce, sugerowanie poprawy jakości i stylu „debaty
politycznej” oraz te „upiory demokracji” uosabiane przez Giertycha i
J.M. Rokitę (sić!) to jakieś nawoływanie do budowy jakiegoś czegoś
pomiędzy „Frontem Ludowym” a BBWR-em. Tyle, że pomiędzy przywołanymi
przez mnie sugestiami szanowny publicysta jedzie po obecnym stylu
uprawiania polityki przez aktualną ekipę na tyle ostro, że ów BBWR
musiałby powstać bez ostatniej litery. I tu pojawia się znak zapytania. O
konsekwencję publicysty.
Dość
długim wstępem, który poprzedza tę wspomnianą wyżej mało czytelną
inicjatywę programową czy nawet zjednoczeniową jest jakże sensowne
przywołanie nadchodzącego kryzysu, który wspomniane upiory może
odrodzić. I tam Żakowski wspomina, że „Wszyscy
jesteśmy i dłuższy czas będziemy stąpać po coraz cieńszym lodzie
polityki kryzysowych emocji. Nikt z obozu władzy ani z opozycji nie wie,
kto jaką cenę zapłaci, jeśli ten lód pęknie. I nikt nie wie, od którego
kamienia ten lód może pęknąć ani w którym miejscu. A mamy za sobą
doświadczenie takiego pęknięcia w postaci IV RP. Wiemy, ile to
kosztowało, ile wciąż kosztuje i ile mogło jeszcze kosztować.”
Gdyby
nie przywołane przez niego „pęknięcia w postaci IV RP” sądziłbym, że
wspomniani przez Żakowskiego „Wszyscy” to faktycznie wszyscy. Ale
najwidoczniej pęknięcie musiało pochłonąć jakąś część wszystkich i
„wszyscy” w rozumieniu Żakowskiego to tylko ich jakaś część. I tu
właśnie zaczyna się ta zagadka, którą z taka podziwu godną
niekonsekwencją rozwija Żakowski w dalszej części. Kim są ci wszyscy,
którym Żakowski z takim zapałem, wymachując w jednej ręce nadchodzącym
kryzysem a w drugiej „IV RP” stara się obrzydzić styl uprawiania
polityki przez obecną władzę. Jednym słowem kim są ci tytułowi „głupcy”?
Oczywiście
to, co ja sadze to tylko moja teoria, która z intencjami Żakowskiego
może nie mieć nic wspólnego. Dla mnie punktem wyjścia w identyfikacji
wspomnianych „głupców” Żakowskiego jest ów silnie zaznaczony na początku
tekstu wątek ekonomicznego bezpieczeństwa, stawianego dotąd na
pierwszym miejscu. Tak ważnego przede wszystkim dla rozbijających się
białymi toyotami auris mieszkańców Miasteczka Wilanów i podobnych im
mieszkańców wszelkich Miasteczek Wilanów. To oni, jak sądzę, mają
przejrzeć na oczy i zamiast dbać o stan lakieru swych toyot powinni
zając się wreszcie troską o „styl debaty politycznej”. Zatem mamy tu coś
na kształt „lekcji stylu” w wykonaniu nie kryjącego swych lewicowych
sympatii Jacka Żakowskiego. Stylu, który najpewniej miałby pięknie, by
nie rzec aksamitnie ruszyć polityczne wahadło w inna stronę niż ta, po
której kotłuje się od kilku lat jakby z jakiegoś powodu tam się zacięło.
Ku tym, którzy mają styl. O jaki styl chodzi to już inna sprawa. Dla
jednych będzie to świetnie dobrany krawat przez Millera czy tam Palikota
a dla innych stylisko od szpadla, którym obaj znakomicie od lat
fechtują.
By
to zacięcie usunąć, wspomniani „jeźdźcy toyot auris” są niezbędni.
Oczywiście nie sami, musi być też jakiś superjeźdźiec, który przyjedzie
czerwoną supertoyotą i powie „Za mną!”
I
to byłby sensowny i całkiem spójny polityczny manifest. Pewnie bez
większych szans na realizację ale zawsze. Problem w tym, że publikuje go
Żakowski tam, gdzie ostatnio najbardziej jechanym politykiem był jedyny
„Mojżesz” i od lata ta sama „ostatnia deska ratunku” lewicy. A to
sprawia, że ci „Wszyscy” Jacka Żakowskiego znów stają się jakby bardziej
tajemniczy.
ps.
Ja wiem, że pewnie ktoś tam zarzuci mi, że czytam a na dodatek
komentuję Żakowskiego i to jeszcze z „Wyborczej”. Ale po pierwsze
przeciwnika nie spuszcza się z oczu a po drugie o coś Żakowskiemu a tym
bardziej „Wyborczej”, która go drukuje, musi chodzić. I o to mi chodzi,
by trzymać rękę na pulsie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz