poniedziałek, 21 stycznia 2013

Świat wg Jacka czyli rewolta głupców

Z Jackiem Żakowskim, jak prawie nigdy dotąd, coś mnie dziś bez wątpienia łączy. On bez powodzenia stara się usilnie zrozumieć co się wokół niego dzieje a ja, przyznaję, chyba nie rozumiem do czego on zmierza. Chodzi mi o opublikowany, a jakże, w „Wyborczej” tekst programowy pod tytułem „Polityka, głupcze!”*
Jedno, może nie najważniejsze ani nawet nie drugie i nie trzecie w hierarchii ważności oczywiście pojmuję. I sprawia mi to autentyczną choć może źle o mnie świadczącą radość. Bo jak się domyślam i z miejsca publikacji i z tytułu, nie do mnie i nie do podzielających moje przekonania jest ten tekst i ta inwokacja z tytułu. Ale żarty żartami.
Kiedy usiłuję pojąc do kogo i o co apeluje publicysta, w pewnym miejscu się gubię. Bo bez wątpienia istotę wspomnianego tekstu stanowi klamra upięta z umieszczonej mniej więcej w połowie uwagi, że „Dlatego takie ważne staje się właśnie teraz, żeby polityka sama założyła sobie kaganiec.” i kończącej przemyślenia Żakowskiego uwagi, że „ich (wymienionych zdanie wcześniej przez publicystę „problemów gospodarki ani trwających kłopotów praworządności”)sens, skala i cena zależą od polityki. Nie od polityki ministra finansów albo gospodarki, ale od tej, która się wyraża w jakości, konwencji i stylu debaty publicznej. Bo to z niej wyrastają powracające upiory demokracji.”
Natomiast to, co owa klamra spina zastanawia. Początkowo sądziłem, że „kaganiec” zakładany polityce, sugerowanie poprawy jakości i stylu „debaty politycznej” oraz te „upiory demokracji” uosabiane przez Giertycha i J.M. Rokitę (sić!) to jakieś nawoływanie do budowy jakiegoś czegoś pomiędzy „Frontem Ludowym” a BBWR-em. Tyle, że pomiędzy przywołanymi przez mnie sugestiami szanowny publicysta jedzie po obecnym stylu uprawiania polityki przez aktualną ekipę na tyle ostro, że ów BBWR musiałby powstać bez ostatniej litery. I tu pojawia się znak zapytania. O konsekwencję publicysty.
Dość długim wstępem, który poprzedza tę wspomnianą wyżej mało czytelną inicjatywę programową czy nawet zjednoczeniową jest jakże sensowne przywołanie nadchodzącego kryzysu, który wspomniane upiory może odrodzić. I tam Żakowski wspomina, że „Wszyscy jesteśmy i dłuższy czas będziemy stąpać po coraz cieńszym lodzie polityki kryzysowych emocji. Nikt z obozu władzy ani z opozycji nie wie, kto jaką cenę zapłaci, jeśli ten lód pęknie. I nikt nie wie, od którego kamienia ten lód może pęknąć ani w którym miejscu. A mamy za sobą doświadczenie takiego pęknięcia w postaci IV RP. Wiemy, ile to kosztowało, ile wciąż kosztuje i ile mogło jeszcze kosztować.”
Gdyby nie przywołane przez niego „pęknięcia w postaci IV RP” sądziłbym, że wspomniani przez Żakowskiego „Wszyscy” to faktycznie wszyscy. Ale najwidoczniej pęknięcie musiało pochłonąć jakąś część wszystkich i „wszyscy” w rozumieniu Żakowskiego to tylko ich jakaś część. I tu właśnie zaczyna się ta zagadka, którą z taka podziwu godną niekonsekwencją rozwija Żakowski w dalszej części. Kim są ci wszyscy, którym Żakowski z takim zapałem, wymachując w jednej ręce nadchodzącym kryzysem a w drugiej „IV RP” stara się obrzydzić styl uprawiania polityki przez obecną władzę. Jednym słowem kim są ci tytułowi „głupcy”?
Oczywiście to, co ja sadze to tylko moja teoria, która z intencjami Żakowskiego może nie mieć nic wspólnego. Dla mnie punktem wyjścia w identyfikacji wspomnianych „głupców” Żakowskiego jest ów silnie zaznaczony na początku tekstu wątek ekonomicznego bezpieczeństwa, stawianego dotąd na pierwszym miejscu. Tak ważnego przede wszystkim dla rozbijających się białymi toyotami auris mieszkańców Miasteczka Wilanów i podobnych im mieszkańców wszelkich Miasteczek Wilanów. To oni, jak sądzę, mają przejrzeć na oczy i zamiast dbać o stan lakieru swych toyot powinni zając się wreszcie troską o „styl debaty politycznej”. Zatem mamy tu coś na kształt „lekcji stylu” w wykonaniu nie kryjącego swych lewicowych sympatii Jacka Żakowskiego. Stylu, który najpewniej miałby pięknie, by nie rzec aksamitnie ruszyć polityczne wahadło w inna stronę niż ta, po której kotłuje się od kilku lat jakby z jakiegoś powodu tam się zacięło. Ku tym, którzy mają styl. O jaki styl chodzi to już inna sprawa. Dla jednych będzie to świetnie dobrany krawat przez Millera czy tam Palikota a dla innych stylisko od szpadla, którym obaj znakomicie od lat fechtują.
By to zacięcie usunąć, wspomniani „jeźdźcy toyot auris” są niezbędni. Oczywiście nie sami, musi być też jakiś superjeźdźiec, który przyjedzie czerwoną supertoyotą i powie „Za mną!”
I to byłby sensowny i całkiem spójny polityczny manifest. Pewnie bez większych szans na realizację ale zawsze. Problem w tym, że publikuje go Żakowski tam, gdzie ostatnio najbardziej jechanym politykiem był jedyny „Mojżesz” i od lata ta sama „ostatnia deska ratunku” lewicy. A to sprawia, że ci „Wszyscy” Jacka Żakowskiego znów stają się jakby bardziej tajemniczy.
ps. Ja wiem, że pewnie ktoś tam zarzuci mi, że czytam a na dodatek komentuję Żakowskiego i to jeszcze z „Wyborczej”. Ale po pierwsze przeciwnika nie spuszcza się z oczu a po drugie o coś Żakowskiemu a tym bardziej „Wyborczej”, która go drukuje, musi chodzić. I o to mi chodzi, by trzymać rękę na pulsie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz