„Nie ma mięsa,
nie ma serka
Nie lubimy wujcia
Gierka
I kaszanka, i
pasztecik
Podpalimy
komitecik
Raz, dwa, trzy
Po zapałki
idziesz ty.”
Gdyby chcieć jakimś kolorem oznaczyć przełom 2012 i 2013 musiałby być to bez wątpienia kolor czerwony. I nie dlatego, że komuna ma coś tam ciekawego do zaproponowania. Starczyło, że Tusk zapadł był na grypę a Kaczyński usiadł przy szpitalnym łóżku mamy a nasza polityka wyglądać zaczęła jak wymarła niemal planeta na której nieśmiało majaczy rozkrok Piechocińskiego chcącego łączyć mariaż z Tuskiem i romans z Ziobrą i Kowalem a najbardziej widoczne są rozhasanie bezczelnie komuchy.
Oczywiście
nie jest tak, że nam się nagle byli albo też ‘byli” totalitaryści na
jakąś bezczelność zdobyli. Chyba nigdy „zdobywać się” nie przestali co
najlepiej dowodzi, że wychowanie bezstresowe, pozbawione klapsów owocuje
niczym innym jak brakiem sumienia i wstydu w takim kondensacie, że aż
się wylewa. I pachnie niepięknie. Na tę bezczelność pracowali różni tacy
przez lata. Pracowali i pracowali i teraz mamy. Taką kumulację co
jednych ubawi a innych zbrzydzi.
I
w tej kumulacji właśnie rzecz. Rozpoczętej oblaniem szampanem rocznicy
wprowadzenia Stanu przez tych, dla których wtedy faktycznie
wypowiedzenie wojny Narodowi było wydarzeniem godnym toastu (kitu mi nie
wciskać prosze, że to o co innego szło bo to "co inne"...). Przez
ułamek sekundy ręka mi się zawahała i omal nie napisałem „własnemu
Narodowi”. Nie napisałem bo nie mam pojęcia jaki naród jest „własny” dla
takiego sekretarza Millera łykającego szampan w rocznicę tamtego 13. I
nie mam zamiaru zgadywać choć miałbym ochotę spróbować takiej choćby
sugestii że pamiętną kasę to od rodziny po prostu pożyczył. Kilka dni
później totalitaryści, co to zdążyli być więcej niż tylko mentalnie po
tej stronie co mordowała, spróbowali dać nam lekcję demokracji i
antytotalitaryzmu. Jakby nie pojmowali, że w ich przypadku jedynym
przejawem antytotalitaryzmu byłoby więzienie dla niektórych z nich a dla
reszty życie poza politycznym marginesem, zza którego nie mieliby prawa
się ruszać.
Na
koniec przyszło komuchom zasugerować by jednego z oberkomuchów uczcić
rokiem jego imienia. Po prawdzie dziwię się, ze im od stężenia
bezczelności na tyle się we łbach nie zagotowało by sugerować te obchody
za lat trzy, gdy będzie bardziej okrągła rocznica najgłośniejszego
wyczynu oberkomucha, kiedy to miast chleba zaproponował osobliwą
odmianę igrzysk w postaci niewątpliwie rozwijających kulturę fizyczną
jego bandytów ale i niechcący kulturę polityczna niektórych obywateli w
formie sławetnych „ścieżek zdrowia”.
To
jego wyczyn najgłośniejszy ale jak się prześledzi jego „siwi” to się go
znajdzie na szczytach władzy dużo wcześniej. I jeśli wierzyć przekazom
historycznym, znalazł się tam później niż mógł, bo ponoć przekonał
przestraszony towarzyszy, że z czytaniem ma niejakie kłopoty.
Obserwując
ten komuszy taniec Millera i spółki zastanawiam się, czy bardziej
zdumiewa mnie bezczelność bezpośrednich politycznych spadkobierców bandy
katów i morderców czy ich upór by się z tym dziedzictwem i
pokrewieństwem obnosić. Mnie tam do tego nic bo dla mnie taki Miller i
tak nigdy nie pozbędzie się piętna sekretarzowania PeZetPeeRowi choćby i
po pięć razy dziennie mył ręce ale żeby przypominać to, że się było
sekretarzem partii, która ma na sumieniu mordy i cała masę innych,
mniejszych i większych świństw i niegodziwości. Tu nie ma innego
wytłumaczenia jak to tylko, że ma się we łbie nie tak, jak się mieć
powinno. Nikt normalny pokrewieństwem z mordercami się nie chwali i z
nim nie obnosi.
Tak
naprawdę problem w tym, że coraz mniej jest takich, których to
millerowskie obnoszenie się z „czerwoną książeczką” przeszkadza. To już
nie powód do sarkazmów i ironii lecz do najgłębszego smutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz