Przyznam
szczerze, że najnowszego pomysłu politycznego pana Romana Giertycha nie
pojmuję. To znaczy tak jak inni konstatuję, że przymierza się on do
czegoś sytuującego się ponoć na prawym skrzydle a może koło centrum
Platformy Obywatelskiej i że miejsce to swym niemałym odwłokiem ponoć
mości mu przyjaciel wielkiej nadziei Platformy, której na imię Radek,
pan Michał Kamiński. Nie pojmuję zaś wiary pana Romana, że istnieje taki
gatunek leminga, który jest w stanie zapałać do niego choćby śladową
sympatią. Jak wiadomo jednym z głównych elementów zaczynu, z którego
został ulepiony leming ze swą nienawiścią do Kaczyńskiego i PiS-u była
pretensja o splugawienie polityki i naszego parlamentarnego systemu
koalicją z „postpezetpeerowską” (sic! tak to widzą ponoć nawet głupki
popierające sekretarza Millera) „wiochą” Leppera oraz z „faszystami”
Giertycha. Możliwość zaakceptowania dawnego symbolu „faszyzmu” jako
sojusznika Tuska przerasta możliwości i parametry każdego leminżego
móżdżka ale Giertych nie traci chyba nadziei.
Nie
jest z niego chłop głupi więc musiał wydedukować jakoś, że owa mission
impossible wymaga działań niekonwencjonalnych. A nawet super ekstra
specyficznych. I tak właśnie tłumaczę sobie to, co zrobił mecenas Roman
Giertych wysyłając list do prowincjała Redemptorystów. W liście tym
naskarżył pan Roman wspomnianemu zakonnemu hierarsze, że dawno dawno
temu podwładny prowincjała, ojciec Tadeusz Rydzyk miał jakoby dać się
skusić PiS-owi i Kaczyńskiemu zapowiedziami wielomilionowych,
państwowych dotacji co zaowocowało, mówiąc kolokwialnie „obrobieniem
tyłka” panu Romanowi oraz jego formacji (co na jedno wychodzi gdyż
tyłkiem LPR-u był bez wątpienia tyłek Giertycha). Wyszło to panu
Romanowi w oparciu o czasową korelację owych rozmów o dotacjach z „brutalnymi atakami na mnie (znaczy pana Romana) i na moją ( a nie mówiłem)formację organizowanymi w mediach mu (ojcu T. Rydzykowi)podległych”.
* To w nawiasie pochodzi ode mnie. Oczywiście sprawa jest ciekawa a
nawet bardziej jeśli do tego wziąć wynurzenia pana Kamińskiego Michała,
który, jak napisałem, mości panu Romanowi.
Ale
akurat mnie co innego z miejsca zainteresowało. Zacznę od przypomnienia
przywoływanej już nie raz a jakże tematycznie nawet adekwatnej. Tej o
antysemicie, co to wpadł we Lwowie przeze Druga Wielką Wojną do tramwaju
i pierwszemu zastanemu starozakonnemu strzelił w zęby.
- Za co mnie bijesz? – pyta tamten
- Bo Żydzi zabili Pana Jezusa!
- Ale to było dwa tysiące lat temu!
- Ale ja się o tym dzisiaj dowiedziałem!
Przypomniała
mi się ta opowiastka nie przypadkiem. Jak mi się wydaje, list ów
panagiertychowy, wysłany ostatnio odzwierciedla wiedzę wspomnianego
polityka pozyskaną raczej przed laty niż w ostatnim czasie. Tak mniemam
zważywszy na to, że nie wydaje mi się by przez lata, które nastąpiły po
2007 a szczególnie w ostatnim czasie miał pan Roman Giertych jakąś
szczególną okazję czy okoliczność by dowiadywać się czegokolwiek z
niedostępnej niewtajemniczonym kuchni politycznej.
Zatem
jeśli nagle pan Giertych poczuł potrzebę doniesienia na Ojca (niechby i
Rydzyka) to, jak mniemam, nie dlatego, że czegoś tam dopiero się
dowiedział. Dowiedział się już dawno tylko teraz najwidoczniej nagle
wylazł z niego taki Pawka Morozow.
Lata,
które minęły od wspomnianej „korelacji”, którą widział lub właśnie
zauważył pan Giertych do donosu, który pan Giertych wysłał można
oczywiście wyjaśnić tym, że starał się zrozumieć albo wręcz dramatycznie
nie mógł się z tym pogodzić. Ja jednak mniemam, że po prostu nie
rezygnował z prób uzyskania czy raczej odzyskania wsparcia „Kościoła
Toruńskiego”. Nie wiem tylko, czy przyjął właśnie do wiadomości, że to
mrzonka czy faktycznie stal się taki Obywatelski a może nawet Europejski
że cznia teraz „mohery” i gdzieś ma ich preferencje.
W każdym razie nie da się ukryć, ze Romek został… A Michał mu dzielnie sekunduje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz