Nie,
nie będzie to głos za albo przeciw związkom takim czy innym. Formalnym lub nieformalnym,
partnerskim albo też nacechowanym dominacja lub uległością. Przyznam, ze w tej
kwestii zdania za bardzo nie mam wyrobionego. A raczej mam ale się z nim nie
zgadzam.
Sprawa,
jeśli społeczeństwo, a raczej, ja przystało na demokrację jego większość,
naprawdę jej będzie chciało, zostanie wcześniej lub później załatwiona. Poprzednie zdanie napisałem w
zasadzie jako taki łącznik między powyższym wstępem a tym, o czym tak naprawdę miałem
zamiar pisać. I właśnie uświadomiłem, że pisać miałem zamiar dokładnie o tym. Natchnął
mnie pan Marek Beylin publikując w swojej Gazecie tekst pod tytułem „Na kogo głosować bez wstydu”*
Istotę
tej publikacji stanowi fragment „Oburzenie na Platformę, jakie od piątku wylewa się
wielką falą w sieci, tym razem nie zamrze. […] Bo dzisiejszy gniew przeciw
Platformie obejmuje szerokie jak nigdy dotąd kręgi społeczne” wzmocnione na dodatek stwierdzeniami „Stało
się więc to, co Donalda Tuska i kierownictwo PO powinno wprawić w prawdziwą
trwogę: wielu młodych, aktywnych i wykształconych Polaków uznało, że Platforma
nie reprezentuje ich oczekiwań ani wartości. Więcej - że takim reprezentantem
nie jest Sejm” i „Rzeczywiście, czwartkowa debata w Sejmie,
obfitująca w jawne uprzedzenia i nonsensy, oraz piątkowe głosowanie pokazały,
że większość posłów nie dostrzega realnego społeczeństwa.”
Gdyby wziąć poważnie
ostre i kategoryczne stwierdzenia publicysty „Wyborczej” można by sądzić, że
przez Polskę przetacza się w związku z decyzją sejmu jakaś fala protestów. Na
miasto nie wyjeżdżają autobusy, pierwsza zmiana nie wyjechała z kopalni a
ulicami ciągną tysięczne demonstracje.
Starczy
wyjrzeć przez okno by zobaczyć, ze wcale tak nie jest. Oczywiście można uznać,
że widać górnicy czy motorniczowie to akurat nie są „młodzi aktywni i wykształceni
Polacy” albo też z jakiegoś powodu stanowią akurat nierealną część społeczeństwa.
Jak zwał tak zwał.
Niemniej
jednak pytanie skąd pan Beylin wie co chodzi po głowie „szerokim jak nigdy
dotąd (sic!) kręgom społecznym”? Wie, i
pisze o tym, na podstawie „oburzenia, jakie od piątku wylewa się
wielką falą w sieci” oraz temu,
że „szerokość” rozciąga się „Od lewicy do liberalnego centrum.
"Polski parlament przyprawia o mdłości" - pisze Łukasz Pawłowski z
"Kultury Liberalnej"; "Frakcja dyskryminacyjna w PO" -
komentuje Leszek Jażdżewski z "Liberte.”
Przyznam
szczerze, że szerokość wyznaczana przez Pawłowskiego i Jażdżewskiego jakoś mnie
nie przytłacza zaś udziału tego, co rozciąga się „od lewicy do liberalnego
centrum” w społeczeństwie (nawet tym „realnym”) raczej bym nie przeceniał ale
to jeszcze jakoś tam brzmi. Natomiast powoływanie się na to, co akurat „rozlewa
się w sieci” uważam za dowód na to, że od realnego społeczeństwa i naszego systemu politycznego bardziej niż
Platforma Obywatelska oderwany jest akurat Marek Beylin. I to z dwóch powodów.
Raz, że
niejako rewolucjonizuje politykę traktując to, co „się rozlewa w sieci” niemal
jak wykładnię dokonaną przez co najmniej Trybunał Konstytucyjny. Skoro owo „rozlanie”
niejako unieważnia Sejm jako organ stanowiący polityczną reprezentację społeczeństwa.
To tak na marginesie nowość bo z tej strony, po której stoi pan Beylin nie raz
padała riposta pod adresem publicznie manifestujących swoje niezadowolenie z
władzy, sugerująca, by sobie wygrać następne wybory a nie tak czy inaczej artykułować
swoje niezadowolenie. W każdym razie można odnieść wrażenie, że wedle Beylina
prawdziwą reprezentacją „realnego społeczeństwa”, składającego się w dodatku wyłącznie
z „młodych, aktywnych i wykształconych Polaków” są internetowe fora. I tu
dopiero mnie pan Beylin zadziwia. Bo albo on nie wie co się przeważnie „rozlewa”
na forach skupiając się na przestrzeni „od lewicy do liberalnego centrum”
reprezentowanych wyłącznie przez wspomnianych Pawłowskiego i Jażdżewskiego albo
też ma dość osobliwą wizję tego kogo można uznać za „młodych, aktywnych i
wykształconych Polaków”.
Przekonanie
Beylina, że starczy przeglądnąć co się „rozlewa w sieci” by nadawać kierunki
rozwoju społecznego obejmującego także i to jakby mniej realne bo nieobecne w
sieci społeczeństwo to kolejny przyczynek do dyskusji o tym kto, w jakich
sytuacjach i w jaki sposób ma prawo decydować o kształcie i rozmiarze kolejnych
fundamentów wylewanych pod „nowe społeczeństwo”. Pamiętam kiedyś reakcję
jednego z obecnych senatorów PO, zapytanego czemu w sprawie tak fundamentalnej
jak kara śmierci nie zapyta się całego społeczeństwa. Odpowiedział że to zbyt
poważna sprawa by każdy miał się w niej wypowiadać. Sądzę, że wedle pana
Beylina podobnie jest i w tej sprawie. Ty powinno mieć coś do powiedzenia tylko
„realne społeczeństwo”. A że za takie uważa on akurat tych w sieci czyli „wirtualu”
a nie tych z „reala” to już inna sprawa. Odnosząca się do całkiem innych fundamentów.
Mianowicie do definiowania pojęć.
I tu akurat trudno
powiedzieć, że chodzi o coś innego. Chodzi właśnie o redefinicję. Taką, w
której realni będą tylko ci, co są w sieci a w dodatku będą „młodzi, aktywni i
wykształceni” choć akurat jedyne, co o nich można powiedzieć to to, że są w
sieci i coś tam o sami sobie napiszą. Nie pozwalającego absolutnie stwierdzić,
że są młodzi i że są aktywni. Nie piszę o wykształceniu bo tu odeślę do sieci z
prośbą by samemu ocenić.
Tak więc z całej
realności Beylina tak naprawdę pozostają Pawłowski i Jażdżewski w których
istnienie przecież nie ma powodu wątpić.
Cała realną
resztę mam za oknem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz