wtorek, 29 stycznia 2013

Cały (realny) Naród buduje związki partnerskie



Nie, nie będzie to głos za albo przeciw związkom takim czy innym. Formalnym lub nieformalnym, partnerskim albo też nacechowanym dominacja lub uległością. Przyznam, ze w tej kwestii zdania za bardzo nie mam wyrobionego. A raczej mam ale się z nim nie zgadzam.
Sprawa, jeśli społeczeństwo, a raczej, ja przystało na demokrację jego większość, naprawdę jej będzie chciało, zostanie wcześniej lub później  załatwiona. Poprzednie zdanie napisałem w zasadzie jako taki łącznik między powyższym wstępem a tym, o czym tak naprawdę miałem zamiar pisać. I właśnie uświadomiłem, że pisać miałem zamiar dokładnie o tym. Natchnął mnie pan Marek Beylin publikując w swojej Gazecie tekst pod tytułem „Na kogo głosować bez wstydu”*
Istotę tej publikacji stanowi fragment „Oburzenie na Platformę, jakie od piątku wylewa się wielką falą w sieci, tym razem nie zamrze. […] Bo dzisiejszy gniew przeciw Platformie obejmuje szerokie jak nigdy dotąd kręgi społeczne  wzmocnione na dodatek stwierdzeniami „Stało się więc to, co Donalda Tuska i kierownictwo PO powinno wprawić w prawdziwą trwogę: wielu młodych, aktywnych i wykształconych Polaków uznało, że Platforma nie reprezentuje ich oczekiwań ani wartości. Więcej - że takim reprezentantem nie jest Sejm” i „Rzeczywiście, czwartkowa debata w Sejmie, obfitująca w jawne uprzedzenia i nonsensy, oraz piątkowe głosowanie pokazały, że większość posłów nie dostrzega realnego społeczeństwa.
Gdyby wziąć poważnie ostre i kategoryczne stwierdzenia publicysty „Wyborczej” można by sądzić, że przez Polskę przetacza się w związku z decyzją sejmu jakaś fala protestów. Na miasto nie wyjeżdżają autobusy, pierwsza zmiana nie wyjechała z kopalni a ulicami ciągną tysięczne demonstracje.
Starczy wyjrzeć przez okno by zobaczyć, ze wcale tak nie jest. Oczywiście można uznać, że widać górnicy czy motorniczowie to akurat nie są „młodzi aktywni i wykształceni Polacy” albo też z jakiegoś powodu stanowią akurat nierealną część społeczeństwa. Jak zwał tak zwał.
Niemniej jednak pytanie skąd pan Beylin wie co chodzi po głowie „szerokim jak nigdy dotąd (sic!) kręgom społecznym”?  Wie, i pisze o tym, na podstawie „oburzenia, jakie od piątku wylewa się wielką falą w sieci”  oraz temu, że „szerokość” rozciąga się „Od lewicy do liberalnego centrum. "Polski parlament przyprawia o mdłości" - pisze Łukasz Pawłowski z "Kultury Liberalnej"; "Frakcja dyskryminacyjna w PO" - komentuje Leszek Jażdżewski z "Liberte.”
Przyznam szczerze, że szerokość wyznaczana przez Pawłowskiego i Jażdżewskiego jakoś mnie nie przytłacza zaś udziału tego, co rozciąga się „od lewicy do liberalnego centrum” w społeczeństwie (nawet tym „realnym”) raczej bym nie przeceniał ale to jeszcze jakoś tam brzmi. Natomiast powoływanie się na to, co akurat „rozlewa się w sieci” uważam za dowód na to, że od realnego społeczeństwa  i naszego systemu politycznego bardziej niż Platforma Obywatelska oderwany jest akurat Marek Beylin. I to z dwóch powodów.
Raz, że niejako rewolucjonizuje politykę traktując to, co „się rozlewa w sieci” niemal jak wykładnię dokonaną przez co najmniej Trybunał Konstytucyjny. Skoro owo „rozlanie” niejako unieważnia Sejm jako organ stanowiący polityczną reprezentację społeczeństwa. To tak na marginesie nowość bo z tej strony, po której stoi pan Beylin nie raz padała riposta pod adresem publicznie manifestujących swoje niezadowolenie z władzy, sugerująca, by sobie wygrać następne wybory a nie tak czy inaczej artykułować swoje niezadowolenie. W każdym razie można odnieść wrażenie, że wedle Beylina prawdziwą reprezentacją „realnego społeczeństwa”, składającego się w dodatku wyłącznie z „młodych, aktywnych i wykształconych Polaków” są internetowe fora. I tu dopiero mnie pan Beylin zadziwia. Bo albo on nie wie co się przeważnie „rozlewa” na forach skupiając się na przestrzeni „od lewicy do liberalnego centrum” reprezentowanych wyłącznie przez wspomnianych Pawłowskiego i Jażdżewskiego albo też ma dość osobliwą wizję tego kogo można uznać za „młodych, aktywnych i wykształconych Polaków”.
Przekonanie Beylina, że starczy przeglądnąć co się „rozlewa w sieci” by nadawać kierunki rozwoju społecznego obejmującego także i to jakby mniej realne bo nieobecne w sieci społeczeństwo to kolejny przyczynek do dyskusji o tym kto, w jakich sytuacjach i w jaki sposób ma prawo decydować o kształcie i rozmiarze kolejnych fundamentów wylewanych pod „nowe społeczeństwo”. Pamiętam kiedyś reakcję jednego z obecnych senatorów PO, zapytanego czemu w sprawie tak fundamentalnej jak kara śmierci nie zapyta się całego społeczeństwa. Odpowiedział że to zbyt poważna sprawa by każdy miał się w niej wypowiadać. Sądzę, że wedle pana Beylina podobnie jest i w tej sprawie. Ty powinno mieć coś do powiedzenia tylko „realne społeczeństwo”. A że za takie uważa on akurat tych w sieci czyli „wirtualu” a nie tych z „reala” to już inna sprawa. Odnosząca się do całkiem innych fundamentów. Mianowicie do definiowania pojęć.
I tu akurat trudno powiedzieć, że chodzi o coś innego. Chodzi właśnie o redefinicję. Taką, w której realni będą tylko ci, co są w sieci a w dodatku będą „młodzi, aktywni i wykształceni” choć akurat jedyne, co o nich można powiedzieć to to, że są w sieci i coś tam o sami sobie napiszą. Nie pozwalającego absolutnie stwierdzić, że są młodzi i że są aktywni. Nie piszę o wykształceniu bo tu odeślę do sieci z prośbą by samemu ocenić.
Tak więc z całej realności Beylina tak naprawdę pozostają Pawłowski i Jażdżewski w których istnienie przecież nie ma powodu wątpić.
Cała realną resztę mam za oknem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz