wtorek, 8 stycznia 2013

Ramonki III RP (etyka i sprawiedliwość czasu zarazy)



Jeszcze jeden czy dwa autorytety prawnicze czy tam profesorowie etyki wyrażą przekonanie, że łapówki doktorowi G za „ratowanie życia” należały się nieomal jak przysłowiowa „psu mucha” a nie pozostanie nam nic innego tylko zacząć się  pakować i sposobić do 40-letniej wędrówki przez pustynie póki nie wymrą ci wszyscy, którym we łbach kołaczą się większe, mniejsze lub choćby mikre pokłady komuszego relatywizmu, który nakazuje gadać oczywiste bzdury tylko dlatego, że gada się je za „nami” albo przeciw „tamtym”. Nie jest istotne kto są „my” a kto są „tamci”.
Jeśli miałbym podać najjaskrawszy najodleglejszy znany mi chronologicznie przykład takiego właśnie przechodzenia do porządku nad rzeczywistością w imię grupowej solidarności do głowy przychodzi mi opis zamieszczony w znanym eseju „Chamy i Żydy” przez Witolda Jedlickiego. Opowiada tam on o momencie, w którym po dość szczęśliwym dla nich upadku najżarliwsi stalinowcy rychło podnosić zaczęli głowy skupiając się w grupie „Puławian” wokół Romana Zambrowskiego i opowiadając po ówczesnej warszawce, że ówże Zambrowski bardzo się zmienił, że to już inny człowiek. Anioł prawie. Zrozumiał to i owo, tego i owego żałuje… W odróżnieniu od takiego na przykład „natolinczyka” Zawadzkiego z którego to wyjątkowa świnia była.
Ja wiem, że choć tekst Jedlickiego niczym proroctwo Nostradamusa przewidział ładnych parę lat szybciej konflikt w komuszej rodzinie w 1968, wielu traktuje tę relację mało poważnie. Przytaczam ją bez żadnego innego związku z obecną sytuacją jako dowód na to, że z każdego da się zrobić bohatera. Nawet ze stalinowskiego betona Zambrowskiego reformatora, rewizjonistę i liberała. Zabawne, nie?
Będąc powoli znudzonym „idąca bokiem” nawałnicą, związaną z wyrokiem na G (tak, tam bije główny nurt sprawy) z prawdziwym ubawieniem słucham i oglądam jak różni etycy  czy prawnicze autorytety hołdując czemuś tam innemu niż wierność sztuce, której kiedyś oddali się na służbę, usiłując przekonywać, że Zambr… znaczy doktor G to tak naprawdę zuch chłopak i w sumie co tam, że miał kiedyś taką drobniuchną przypadłość. Jak jaka myszka niewielka z boku twarzy, która tylko zwraca uwagę ale nic a nic nie szpeci.
Choć doktor G to żaden tam drugi Polański ani też w niczym prawie (w każdym razie zewnętrznie) nie przypomina pani Kory, w jego przypadku działa podobny mechanizm. W zasadzie nawet słowa Hartmana mocno zmierzają ku unifikacji zjawiska i zrównania wielkości doktora G z wymienionymi wynosząc pod niebiosa jego „dorobek” zerujący z miejsca ten osiągnięty przez niego „urobek”. A za nim idą inni starający się sugerować, że nic to, bo albo ten G taki wybitny albo taki przydatny, że oko oczywiście należy przymknąć. W efekcie cała sprawa zmierza ku uczynieniu z zawartości kopert zrzuty na karmę dla jakiejś drugiej Ramonki.
W całej tej paplaninie pro et contra etyce i praworządności spod znaku prawno-etycznej trójcy Hartman - G – Rzepliński czy też pro et contra stalinowsko- gestapowskim metodom spod znaku Ziobry – Kamińskiego zastanawiające jest to, że jak dotąd mało kto czy zgoła nikt nie wpadł na pomysł, by rzecz cala rozstrzygnąć u źródła, czyli w mateczniku sędziego Tulei. Starczy zwrócić się do Sądu Okręgowego w Warszawie, gdzie rzecznikuje i orzeka ów sędzia, z kilkoma pytaniami. Na ten przykład takimi:
1.      Czy przypadki nocnych przesłuchań i zatrzymań w sprawach, które trafiły na wokandę sądu, w którym orzeka sędzia Igor Tuleya nie zdarzyły się w czasach jego pracy do momentu wpłynięcia sprawy dr. Garlickiego?
2.      Czy w sprawach, w których wcześniej orzekał sędzia Tuleya nigdy nie zdarzył się przypadek zeznań uzyskanych w trakcie kilkugodzinnych, nocnych przesłuchań? Jeśli tak to czy sędzia zaznaczył swój negatywny stosunek w uzasadnieniu wyroku?
3.      Czy jeśli były takie przypadki, sąd lub poszczególni sędziowie składali zawiadomienia odnośnie tych przypadków do prokuratury. Jeśli tak to ile takich zgłoszeń zawiadomień zostało złożonych?
4.      Czy przesłuchanie podejrzanych trwające 2-3 godziny swą długością wybiega w znaczący bądź nawet rażący sposób poza średnią długość trwania tego rodzaju procedur?
5.      Jeśli zatrzymywanie i przesłuchiwanie podejrzanych w porze nocnej jest naruszeniem prawa to jaki konkretnie przepis został złamany?
Jeśli otrzymamy odpowiedź, cała sprawa będzie prosta. Jaka by ta odpowiedź nie była.
 Jeśli okaże się, że w historii tego sądu a szczególnie w historii orzekania przez sędziego Tuleyę nigdy nie zdarzyło się by jakiekolwiek zeznanie uzyskane w trakcie rzecz będzie jasna. Jeśli wyjdzie, ze były ale zaraz szły wnioski do prokuratury, podobnie. Jasnym będzie, że ten podły zwyczaj nękania zawożonych nocą „konwejer” (jak proceder nazywa następny znawca „stalinizmu” Stępień) to zarazem gwałt na Temidzie i dowód na w istocie stalinowskie ciągoty Ziobry, Kamińskiego i ich siepaczy z prokuratur i CBA.
Jeśli natomiast okaże się coś przeciwnego to… To też mamy jasną sprawę. Okaże się, że to, co dotąd (a może i już po rozpoczęciu procesu dr. G bo trwała on dość długo) nikomu, łącznie z sędzią Tuleyą,  nie przeszkadzało, nagle, w tej jednej jedynej sprawie stało się czymś w rodzaju zbrodni przeciwko ludzkości. W tej jednej. Będziemy mieli dowód na to, że cnota Tulei jest dość wątpliwa a Hartmana i Rzeplińskiego żadna. Choć już za ich wypowiedziane,  durne słowa można swobodnie tę ich cnotę podważać.
Dziwię się, że jeszcze nikt nie pospieszył z realizacją tego dość prostego i oczywistego pomysłu.
I tak mnie w tym zdziwieniu nachodzi myśl, że  w zasadzie nikomu nie zależy na takiej wiedzy. Że w tej sprawie doktor G jest taką Ramonką która różnym prawnikom i etykom i politykom z obu stron daje szanse do woli i przyjemnie się zaciągać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz