Jeszcze jeden czy dwa autorytety prawnicze czy tam
profesorowie etyki wyrażą przekonanie, że łapówki doktorowi G za „ratowanie
życia” należały się nieomal jak przysłowiowa „psu mucha” a nie pozostanie nam
nic innego tylko zacząć się pakować i
sposobić do 40-letniej wędrówki przez pustynie póki nie wymrą ci wszyscy,
którym we łbach kołaczą się większe, mniejsze lub choćby mikre pokłady
komuszego relatywizmu, który nakazuje gadać oczywiste bzdury tylko dlatego, że
gada się je za „nami” albo przeciw „tamtym”. Nie jest istotne kto są „my” a kto
są „tamci”.
Jeśli miałbym podać najjaskrawszy najodleglejszy
znany mi chronologicznie przykład takiego właśnie przechodzenia do porządku nad
rzeczywistością w imię grupowej solidarności do głowy przychodzi mi opis
zamieszczony w znanym eseju „Chamy i Żydy” przez Witolda Jedlickiego. Opowiada
tam on o momencie, w którym po dość szczęśliwym dla nich upadku najżarliwsi
stalinowcy rychło podnosić zaczęli głowy skupiając się w grupie „Puławian”
wokół Romana Zambrowskiego i opowiadając po ówczesnej warszawce, że ówże Zambrowski
bardzo się zmienił, że to już inny człowiek. Anioł prawie. Zrozumiał to i owo,
tego i owego żałuje… W odróżnieniu od takiego na przykład „natolinczyka”
Zawadzkiego z którego to wyjątkowa świnia była.
Ja wiem, że choć tekst Jedlickiego niczym proroctwo
Nostradamusa przewidział ładnych parę lat szybciej konflikt w komuszej rodzinie
w 1968, wielu traktuje tę relację mało poważnie. Przytaczam ją bez żadnego
innego związku z obecną sytuacją jako dowód na to, że z każdego da się zrobić
bohatera. Nawet ze stalinowskiego betona Zambrowskiego reformatora,
rewizjonistę i liberała. Zabawne, nie?
Będąc powoli znudzonym „idąca bokiem” nawałnicą,
związaną z wyrokiem na G (tak, tam bije główny nurt sprawy) z prawdziwym
ubawieniem słucham i oglądam jak różni etycy
czy prawnicze autorytety hołdując czemuś tam innemu niż wierność sztuce,
której kiedyś oddali się na służbę, usiłując przekonywać, że Zambr… znaczy
doktor G to tak naprawdę zuch chłopak i w sumie co tam, że miał kiedyś taką
drobniuchną przypadłość. Jak jaka myszka niewielka z boku twarzy, która tylko
zwraca uwagę ale nic a nic nie szpeci.
Choć doktor G to żaden tam drugi Polański ani też w
niczym prawie (w każdym razie zewnętrznie) nie przypomina pani Kory, w jego
przypadku działa podobny mechanizm. W zasadzie nawet słowa Hartmana mocno
zmierzają ku unifikacji zjawiska i zrównania wielkości doktora G z wymienionymi
wynosząc pod niebiosa jego „dorobek” zerujący z miejsca ten osiągnięty przez
niego „urobek”. A za nim idą inni starający się sugerować, że nic to, bo albo
ten G taki wybitny albo taki przydatny, że oko oczywiście należy przymknąć. W
efekcie cała sprawa zmierza ku uczynieniu z zawartości kopert zrzuty na karmę
dla jakiejś drugiej Ramonki.
W całej tej paplaninie pro et contra etyce i
praworządności spod znaku prawno-etycznej trójcy Hartman - G – Rzepliński czy
też pro et contra stalinowsko- gestapowskim metodom spod znaku Ziobry –
Kamińskiego zastanawiające jest to, że jak dotąd mało kto czy zgoła nikt nie
wpadł na pomysł, by rzecz cala rozstrzygnąć u źródła, czyli w mateczniku
sędziego Tulei. Starczy zwrócić się do Sądu Okręgowego w Warszawie, gdzie
rzecznikuje i orzeka ów sędzia, z kilkoma pytaniami. Na ten przykład takimi:
1. Czy
przypadki nocnych przesłuchań i zatrzymań w sprawach, które trafiły na wokandę
sądu, w którym orzeka sędzia Igor Tuleya nie zdarzyły się w czasach jego pracy
do momentu wpłynięcia sprawy dr. Garlickiego?
2. Czy
w sprawach, w których wcześniej orzekał sędzia Tuleya nigdy nie zdarzył się
przypadek zeznań uzyskanych w trakcie kilkugodzinnych, nocnych przesłuchań?
Jeśli tak to czy sędzia zaznaczył swój negatywny stosunek w uzasadnieniu
wyroku?
3. Czy
jeśli były takie przypadki, sąd lub poszczególni sędziowie składali zawiadomienia
odnośnie tych przypadków do prokuratury. Jeśli tak to ile takich zgłoszeń
zawiadomień zostało złożonych?
4. Czy
przesłuchanie podejrzanych trwające 2-3 godziny swą długością wybiega w
znaczący bądź nawet rażący sposób poza średnią długość trwania tego rodzaju
procedur?
5. Jeśli
zatrzymywanie i przesłuchiwanie podejrzanych w porze nocnej jest naruszeniem
prawa to jaki konkretnie przepis został złamany?
Jeśli
otrzymamy odpowiedź, cała sprawa będzie prosta. Jaka by ta odpowiedź nie była.
Jeśli okaże się, że w historii tego sądu a
szczególnie w historii orzekania przez sędziego Tuleyę nigdy nie zdarzyło się
by jakiekolwiek zeznanie uzyskane w trakcie rzecz będzie jasna. Jeśli wyjdzie,
ze były ale zaraz szły wnioski do prokuratury, podobnie. Jasnym będzie, że ten
podły zwyczaj nękania zawożonych nocą „konwejer” (jak proceder nazywa następny
znawca „stalinizmu” Stępień) to zarazem gwałt na Temidzie i dowód na w istocie
stalinowskie ciągoty Ziobry, Kamińskiego i ich siepaczy z prokuratur i CBA.
Jeśli natomiast okaże się coś przeciwnego to… To też mamy jasną sprawę. Okaże się, że to, co dotąd (a może i już po rozpoczęciu procesu dr. G bo trwała on dość długo) nikomu, łącznie z sędzią Tuleyą, nie przeszkadzało, nagle, w tej jednej jedynej sprawie stało się czymś w rodzaju zbrodni przeciwko ludzkości. W tej jednej. Będziemy mieli dowód na to, że cnota Tulei jest dość wątpliwa a Hartmana i Rzeplińskiego żadna. Choć już za ich wypowiedziane, durne słowa można swobodnie tę ich cnotę podważać.
Jeśli natomiast okaże się coś przeciwnego to… To też mamy jasną sprawę. Okaże się, że to, co dotąd (a może i już po rozpoczęciu procesu dr. G bo trwała on dość długo) nikomu, łącznie z sędzią Tuleyą, nie przeszkadzało, nagle, w tej jednej jedynej sprawie stało się czymś w rodzaju zbrodni przeciwko ludzkości. W tej jednej. Będziemy mieli dowód na to, że cnota Tulei jest dość wątpliwa a Hartmana i Rzeplińskiego żadna. Choć już za ich wypowiedziane, durne słowa można swobodnie tę ich cnotę podważać.
Dziwię
się, że jeszcze nikt nie pospieszył z realizacją tego dość prostego i
oczywistego pomysłu.
I
tak mnie w tym zdziwieniu nachodzi myśl, że
w zasadzie nikomu nie zależy na takiej wiedzy. Że w tej sprawie doktor G
jest taką Ramonką która różnym prawnikom i etykom i politykom z obu stron daje
szanse do woli i przyjemnie się zaciągać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz