poniedziałek, 28 stycznia 2013

Pan Rodzynek majta autorytetem



W delikatnych sprawach najgorzej jest, gdy znajdzie się jakiś w gorącej wodzie kąpany. Bo z takim trudno powoli budować napięcie a na nim budować jakąś długofalową strategię.
Weźmy choćby ostatnie głosowanie nad projektami ustaw o związkach partnerskich. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że oto tradycyjna Polska zwyciężyła a relatywiście, jak to się mówi niekiedy nie tylko w tak adekwatnej akurat sytuacji jak ta, zwyczajnie wzięli w d***
Ale jest to ocena mocno nietrafna by nie rzec całkowicie błędna. Słuchając publikatorów i pani Edyty Górniak trudno oprzeć się wrażeniu, że wynik głosowania to jakiś trudny do wytłumaczenia wypadek. Bo cała polska o niczym innym nie marzy tylko o tym, by wejść w związek partnerski i ochoczo go zalegalizować. Oczywiście przesadzam bo tak naprawdę nie cała tylko ta rozumna i mająca coś sensownego do powiedzenia. To oczywiście jeszcze zbyt mało do pełnego sukcesu.
Do pełnego sukcesu potrzebne jest aktualnie, by znów ktoś braci sodomitów przed kamerami dotkliwie pokrzywdził i sponiewierał. I tak do momentu, w którym ostatecznie runą mury Jerycha. Do tego czasu powinni oni, dla własnego dobra i we własnym interesie, pozostawać w stanie permanentnej krzywdy za którym przyjdzie permanentne współczucie. Tak długo mają patrzeć w oczy zatwardzialców smutnymi oczami aż tamtym serca zmiękną (a co inne być może w końcu stwardnieje- taki żarcik…).
I na to wszystko, niczym słoń w składzie porcelany pojawia się pan poseł Ruchu (by nie powtórzyć przypadkiem błędu TVN-u) Palikota, Rozenek. Rzec by można naczelny gej honoris causa III RP. I nie zważając na widoczne choć powolne pęcznienie atmosfery tolerancji, przyjaźni a może nawet i miłości wobec kochających niekonwencjonalnie robi coś, co z tego zaczynu może zrobić zwyczajny zakalec.
Oto pan Rozenek zademonstrował w praktyce że amsterdamskie getta dla homofobów to perspektywa wcale nie tak bardzo odległa jakbyśmy mogli sądzić omamieni epicką siwizną Gowina na sejmowej trybunie, ściskającego pod pachą konstytucję niczym mojżeszowe tablice. Oczywiście nie zesłał jeszcze ów poseł z liściem kasztana w klapie nikogo do żadnego kontenera na peryferiach. W ogóle jeszcze nikogo nigdzie nie zesłał ale przynajmniej się starał. Na razie na zieloną (nomen omen) trawę. Wzburzony wypowiedziami pani poseł PiS Krystyny Pawłowicz zwrócił się do jej pracodawcy z zapytaniem jak może ją jeszcze trzymać w robicie i sugestią, że nie godzi się by dalej u niego pracowała. Wedle Rozenka Pawłowicz, propagująca homofobię, szowinizm oraz dyskryminująca mniejszości nie może być autorytetem przekazującym cokolwiek ludziom, których uczy. I powinna wylecieć na zbity pysk.
Pominę dyskusję z Rozenkiem o autorytetach bo wymiana poglądów na ten temat z viceUrbanem sensu żadnego nie ma. Zauważę tylko, że taki sposób walki o prawa gejów i lesbijek to oczywiste wyrządzanie im niedźwiedziej przysługi. Nie wiem czy on nie pojmuje, że każda sugestia jakoby miano nas w końcu ogniem i mieczem nauczyć tej „trudnej miłości” sprawia, że na naukę mamy jakby mniejsza ochotę. A nam naprawdę jeszcze wiele brakuje do przekroczenia „cienkiej czerwonej linii” za którą „wszyscy Polacy to jedna rodzina, chłopak z chłopakiem, z dziewczyną dziewczyna”.
Zaś pan Rozenek akurat, z racji swych wcześniejszych obowiązków a raczej związanych z nimi towarzyskich kontaktów powinien całkiem nieźle wiedzieć kto i w jakim systemie specjalizował się w wywalaniu z pracy za odmienne poglądy. A jak  nie wie to niech zapyta swego czerwonego Maharishi Maheshi. Tego swojego autorytetu co to jest taki, że ho ho. Nie to co Pawłowicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz