sobota, 26 stycznia 2013

Poseł i panny wszeteczne

O najnowszej aferze obyczajowej, którą bez przesady żadnej nazwać można seksaferą słyszeli pewnie wszyscy, którzy choćby trochę interesują się tym, co się w szerokim świecie dzieje. No chyba że są ślepi. Inaczej się nie dało bo od jakiegoś czasu wspomniana sprawa to temat, który skalą swego „gorąca” ustępuje (choć przyznaję, że o wiele stopni) tylko „mamie Madzi”. To, co wcześniej napisałem o „szerokim świecie” to wcale nie przesada jeśli zważyć, że mamy do czynienia z osobliwą reprezentacją naszego Narodu i naszej Ojczyzny na dworach, salonach oraz jachtach choć głownie w sypialniach świata, w miejscu w którym jest on faktycznie najgrubszy. Choćby jeśli chodzi o wymiar portfeli. Początkowo temat zajmował mnie o tyle tylko, ze kiedy po raz któryś czytałem na portalach tytuł „Czy Iwona Węgrowska była zamieszana w seksaferę” zadawałem sobie w duchu pytanie „Kim do jasnej cholery jest Iwona Węgrowska?” Pewnie to brak nadmiernej dociekliwości w tej sprawie, że dotąd nie znam przekonującej odpowiedzi na moje pytanie. Zresztą w pewnym momencie przestała mnie ono zbytnio zajmować a cała sprawa przestała mi wyglądać jedynie na wyciskany niczym wspomniana wcześniej „mama Madzi” tabloidowy samograj. Dokładnie przestała mi tak wyglądać gdy we wspomnianych tabloidach pojawiły się sugestie (dla bezpieczeństwa pewnie obleczone w formę pytań), że obok wspomnianej Iwony Węgrowskiej mogą się w obiegu pojawić inne znane nazwiska. Tym razem jednak znane ze świata polityki. Najbardziej bezpośrednio zadane pytanie brzmiało „SEKSAFERA – Czy politycy byli zamieszani?”.
Wtedy uznałem, że, jak się kiedyś miał wyrazić Wienawa – Długoszowski na piętrze w „Adrii”, skończyli się żarty, zaczęli się schody. To, co dotychczas rodziło jedynie nieistotną ciekawość kim jest jakaś tam pani Iwona nagle zaczęło podążać w kierunku, który pewnie dalej bazowałby głownie na niezdrowej ciekawości gawiedzi ale tym razem mogącej być wykorzystywaną już wcale nie tylko przez dociekliwych i sprawnych paparazzi z obiektywami ćwiczącymi ostrość na dekolcie wspomnianej pani Iwony.
Takie historyjki to znakomita mętna woda, w której świetnie czują się ryby zapuszczane choćby przez rózne służby specjalne. I inne grupy zorganizowane. Sfera obyczajowa a szczególnie prowadzenie się polityków to gruba choć najpewniej nigdy nie pozwalająca się zapisać do końca księga, w której najczęściej roi się od opowieści o definitywnych upadkach. I jeśli wśród współczesnych polityków (w tym naszych) są tacy, którzy nigdy o takich historiach nie słyszeli, są oczywistymi idiotami, którzy dla własnego bezpieczeństwa powinni jak najszybciej dać sobie spokój z polityką. Oczywiście jeszcze większymi idiotami są ci, którzy owszem, słyszeli tylko nie wyciągnęli z nich właściwych wniosków.
Wiedząc więc że jeśli faktycznie „politycy byli zamieszani” to najpewniej prędzej czy później się o tym dowiemy a kilka karier będzie miało szansę zapikować niczym Felix Baumgartner jednak niestety bez żadnego spadochronu.
Kiedy wreszcie pojawiło się pierwsze nazwisko, połączone z cała sprawą, odetchnąłem z ulgą. Choć jest to nazwisko prominentnego posła rządzącej obecnie partii, w dodatku mało przeze mnie lubianego (czytaj bardzo nielubianego)  wcale nie odetchnąłem z uczuciem jakiejś tam schadenfreude. Uznałem, że jest to prawdziwe zrządzenie losu jeśli chodzi o  społeczny odbiór naszej polityki. I tak na dobrą sprawę tragiczny. Wątek, nazwijmy go „burdelowym”, bez wątpienia szacunku obywateli dla demokraci by nie zwiększył. Czemu mnie ten akurat poseł tak ucieszył, jeśli nie z mało chwalebnej satysfakcji? Uważam, że podobne informacje, choćby ta z Piesiewiczem w roli głównej, znaczenie dla polityki same z siebie mają tysiąc razy mniejsze niż hipotetyczna sprawa tysiąca złotych wręczonego w kopercie. Zaczynają być, gdy za rozrywanie nieszczęśników biorą się właśnie media. W efekcie mamy do czynienia z taką samonapędzjącą się machiną, w której media niszczą jak mogą złapanych na rozwiązłości polityków a ci jeszcze nie złapani… A ci nie złapani, patrzący jak się ich kolegów, mających mniej szczęścia, przerabia się na szmaty, dostają stracha i… I stają się wdzięcznym materiałem dla ludzi mających nieczyste intencje. Szemranych biznesmenów, zwykłych gangsterów czy agentów służb wszelakich.
 I pomyślałem sobie, że jeśli pierwszy pojawia się poseł z partii, która jest raczej mile widziana w gazetach lub czasopismach a z telewizjami wręcz się przyjaźni, to nie będzie takiego parcia, by s nieszczęśnika zrobić w oczach widzów i czytelników wyuzdaną szmatę. Może nawet w ogóle cala historia, na wszelki wypadek, zostanie przez mainstream odpuszczona. Tak na wszelki wypadek. A zajmą się tym jedynie media takie jak „Pudelek” czy inne „Na temat”*
Dawno, dawno temu, gdy na informacyjnym topie była sprawa odejścia od rodziny Kazimierza, którzy znalazł sobie piękną Isabell napisałem w jego obronie tekst „Wszyscy jesteśmy palantami”. Pozwoliłem sobie zasugerować, że ci, których tak surowo osądzani nie są ani lepsi ani też gorsi od nas wszystkich. Z tego prozaicznego powodu, że są po prostu przedstawicielami naszego gatunku a nie jakąś wyhodowaną w warunkach laboratoryjnych rasą. I nasze szczęście! A jak ktoś ma inne zdanie to przypomnę, ze jedynym chyba znanym politykiem, który, jeśli chodzi o obyczaje, bez wątpienia dobrze się prowadził był Maximilien Robespierre. I nic dobrego z tego nie wynikło.
Mam zatem nadzieję, że osoba posła, o którym wspominam, zagwarantuje, że się tę sprawę zostawi w spokoju a nie zechce wykorzystać do kolejnej wzajemnej chłosty na zasady.
Oczywiście mam też jednak nadzieję, że jeśli w tej sprawie jakakolwiek osoba publiczna w tym co robiła nie ograniczyła się wyłącznie do nieobyczajności, konsekwencje tego dotkną ją w takim zakresie, jakiego wymaga sprawiedliwość. Bez względu na to czy był z koalicji czy też z opozycji.

* Jakby kto chciał zasugerować, że podle insynuuję zwyczajnie uprzedzony informuję, że właśnie te miejsca wyświetliły się pierwsze gdy sprawdzałem na jakim etapie jest teraz sprawa „polityków w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz