O
najnowszej aferze obyczajowej, którą bez przesady żadnej nazwać można
seksaferą słyszeli pewnie wszyscy, którzy choćby trochę interesują się
tym, co się w szerokim świecie dzieje. No chyba że są ślepi. Inaczej się
nie dało bo od jakiegoś czasu wspomniana sprawa to temat, który skalą
swego „gorąca” ustępuje (choć przyznaję, że o wiele stopni) tylko „mamie
Madzi”. To, co wcześniej napisałem o „szerokim świecie” to wcale nie
przesada jeśli zważyć, że mamy do czynienia z osobliwą reprezentacją
naszego Narodu i naszej Ojczyzny na dworach, salonach oraz jachtach choć
głownie w sypialniach świata, w miejscu w którym jest on faktycznie
najgrubszy. Choćby jeśli chodzi o wymiar portfeli. Początkowo temat
zajmował mnie o tyle tylko, ze kiedy po raz któryś czytałem na portalach
tytuł „Czy Iwona Węgrowska była zamieszana w seksaferę” zadawałem sobie
w duchu pytanie „Kim do jasnej cholery jest Iwona Węgrowska?” Pewnie to
brak nadmiernej dociekliwości w tej sprawie, że dotąd nie znam
przekonującej odpowiedzi na moje pytanie. Zresztą w pewnym momencie
przestała mnie ono zbytnio zajmować a cała sprawa przestała mi wyglądać
jedynie na wyciskany niczym wspomniana wcześniej „mama Madzi” tabloidowy
samograj. Dokładnie przestała mi tak wyglądać gdy we wspomnianych
tabloidach pojawiły się sugestie (dla bezpieczeństwa pewnie obleczone w
formę pytań), że obok wspomnianej Iwony Węgrowskiej mogą się w obiegu
pojawić inne znane nazwiska. Tym razem jednak znane ze świata polityki.
Najbardziej bezpośrednio zadane pytanie brzmiało „SEKSAFERA – Czy politycy byli zamieszani?”.
Wtedy
uznałem, że, jak się kiedyś miał wyrazić Wienawa – Długoszowski na
piętrze w „Adrii”, skończyli się żarty, zaczęli się schody. To, co
dotychczas rodziło jedynie nieistotną ciekawość kim jest jakaś tam pani
Iwona nagle zaczęło podążać w kierunku, który pewnie dalej bazowałby
głownie na niezdrowej ciekawości gawiedzi ale tym razem mogącej być
wykorzystywaną już wcale nie tylko przez dociekliwych i sprawnych
paparazzi z obiektywami ćwiczącymi ostrość na dekolcie wspomnianej pani
Iwony.
Takie
historyjki to znakomita mętna woda, w której świetnie czują się ryby
zapuszczane choćby przez rózne służby specjalne. I inne grupy
zorganizowane. Sfera obyczajowa a szczególnie prowadzenie się polityków
to gruba choć najpewniej nigdy nie pozwalająca się zapisać do końca
księga, w której najczęściej roi się od opowieści o definitywnych
upadkach. I jeśli wśród współczesnych polityków (w tym naszych) są tacy,
którzy nigdy o takich historiach nie słyszeli, są oczywistymi idiotami,
którzy dla własnego bezpieczeństwa powinni jak najszybciej dać sobie
spokój z polityką. Oczywiście jeszcze większymi idiotami są ci, którzy
owszem, słyszeli tylko nie wyciągnęli z nich właściwych wniosków.
Wiedząc
więc że jeśli faktycznie „politycy byli zamieszani” to najpewniej
prędzej czy później się o tym dowiemy a kilka karier będzie miało szansę
zapikować niczym Felix Baumgartner jednak niestety bez żadnego
spadochronu.
Kiedy
wreszcie pojawiło się pierwsze nazwisko, połączone z cała sprawą,
odetchnąłem z ulgą. Choć jest to nazwisko prominentnego posła rządzącej
obecnie partii, w dodatku mało przeze mnie lubianego (czytaj bardzo
nielubianego) wcale nie odetchnąłem z uczuciem jakiejś tam schadenfreude. Uznałem, że jest to prawdziwe zrządzenie losu jeśli chodzi o społeczny
odbiór naszej polityki. I tak na dobrą sprawę tragiczny. Wątek,
nazwijmy go „burdelowym”, bez wątpienia szacunku obywateli dla demokraci
by nie zwiększył. Czemu mnie ten akurat poseł tak ucieszył, jeśli nie z
mało chwalebnej satysfakcji? Uważam, że podobne informacje, choćby ta z
Piesiewiczem w roli głównej, znaczenie dla polityki same z siebie mają
tysiąc razy mniejsze niż hipotetyczna sprawa tysiąca złotych wręczonego w
kopercie. Zaczynają być, gdy za rozrywanie nieszczęśników biorą się
właśnie media. W efekcie mamy do czynienia z taką samonapędzjącą się
machiną, w której media niszczą jak mogą złapanych na rozwiązłości
polityków a ci jeszcze nie złapani… A ci nie złapani, patrzący jak się
ich kolegów, mających mniej szczęścia, przerabia się na szmaty, dostają
stracha i… I stają się wdzięcznym materiałem dla ludzi mających
nieczyste intencje. Szemranych biznesmenów, zwykłych gangsterów czy
agentów służb wszelakich.
I
pomyślałem sobie, że jeśli pierwszy pojawia się poseł z partii, która
jest raczej mile widziana w gazetach lub czasopismach a z telewizjami
wręcz się przyjaźni, to nie będzie takiego parcia, by s nieszczęśnika
zrobić w oczach widzów i czytelników wyuzdaną szmatę. Może nawet w ogóle
cala historia, na wszelki wypadek, zostanie przez mainstream
odpuszczona. Tak na wszelki wypadek. A zajmą się tym jedynie media takie
jak „Pudelek” czy inne „Na temat”*
Dawno,
dawno temu, gdy na informacyjnym topie była sprawa odejścia od rodziny
Kazimierza, którzy znalazł sobie piękną Isabell napisałem w jego obronie
tekst „Wszyscy jesteśmy palantami”. Pozwoliłem sobie zasugerować, że
ci, których tak surowo osądzani nie są ani lepsi ani też gorsi od nas
wszystkich. Z tego prozaicznego powodu, że są po prostu
przedstawicielami naszego gatunku a nie jakąś wyhodowaną w warunkach
laboratoryjnych rasą. I nasze szczęście! A jak ktoś ma inne zdanie to
przypomnę, ze jedynym chyba znanym politykiem, który, jeśli chodzi o
obyczaje, bez wątpienia dobrze się prowadził był Maximilien Robespierre.
I nic dobrego z tego nie wynikło.
Mam
zatem nadzieję, że osoba posła, o którym wspominam, zagwarantuje, że
się tę sprawę zostawi w spokoju a nie zechce wykorzystać do kolejnej
wzajemnej chłosty na zasady.
Oczywiście
mam też jednak nadzieję, że jeśli w tej sprawie jakakolwiek osoba
publiczna w tym co robiła nie ograniczyła się wyłącznie do
nieobyczajności, konsekwencje tego dotkną ją w takim zakresie, jakiego
wymaga sprawiedliwość. Bez względu na to czy był z koalicji czy też z
opozycji.
*
Jakby kto chciał zasugerować, że podle insynuuję zwyczajnie uprzedzony
informuję, że właśnie te miejsca wyświetliły się pierwsze gdy
sprawdzałem na jakim etapie jest teraz sprawa „polityków w
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz