wtorek, 28 grudnia 2010

Zły duch i inni szatani.

Od jakiegoś czasu zastanawiałem się cóż sprawia, że polityka naszego Prezydenta jest tak pokraczna i pozbawiona jakiegoś widocznego sensu. Przynajmniej sensu, który da się jakoś określić kategoriami polityki. Nie jest tak, że wystarczy proste wytłumaczenie wszystkiego, czego normalnie wytłumaczyć się nie da, niezbyt wielkimi (tak właśnie uważam) kwalifikacjami intelektualnymi samego Pierwszego Obywatela. W końcu urząd, który sprawuje nie kosztuje nas miliony złotych z tego powodu, że Pierwszy Obywatel wywala te miliony cichcem w jakąś bezdenną dziurę w ziemi. Te miliony są przeznaczone na to by urząd Prezydenta działał i prezentował się bez względu na to co sobą reprezentuje sam prezydent. I tu zapewne tkwi odpowiedź na moje pytanie o jakość obecnej prezydentury. Może mylę się i krzywdzę zacnych obywateli ale w moim odczuciu obecne otoczenie pana Komorowskiego to przedziwny konglomerat bliskich mu, niezbyt obytych i lotnych dokładnie jak pryncypał biurokratów (vide sam szef kancelarii) i wyobcowanych i z polityki i z rzeczywistości chyba „legendarnych staruszków”, którzy jak najszczerzej chyba wierzą, że świat działa wedle zasady: „hej chwyćmy się za ręce i usiądźmy w koło, zaklaszczmy wspólnie a będzie wesoło”. Ta druga grupa to przecież ci, którym powinno się wystawić rachunek za te wszystkie zaniedbania, przez które dla wielu III RP będzie zawsze tylko PRL-bis.

Ja oczywiście nie wątpiłem prawie nigdy, że źródłem tego stanu, w którym patrzenie na obecną Polskę jest zawsze połączone z dostrzeganiem refleksów minionego ustroju, była ich dobra chęć. Że przetrącili zdrowy kręgosłup Narodu bo im wyszło, że tak okaleczeni wszyscy będziemy jedno. Oczywiście uznać można za absolutną aberrację przekonanie, że da się stworzyć równowagę, w której obok siebie na tych samych prawach funkcjonować mogą jako dobrzy sąsiedzi autentyczni kaci i autentyczne ofiary. Ale chcieli dobrze. Tak, jak chcieli dobrze idioci z długimi włosami wierzący, że jak Wuj Sam rozwali swoje spluwy i rakiety to wzruszeni wujkowie Soso i Mao z miejsca zrobią to samo zalani łzami radości.

To oczywiście były moje przekonania, które, nie ukrywam, opierałem na faktach z przeszłości a nie na tym, co dałoby się zauważyć obecnie. Ale, jak to mówią, prawda zawsze wyjdzie na wierzch. Nawet jeśli wyjść ma bokiem.

Czytam, sobie wywiad z „drugą twarzą Prezydenta”, panem Nałęczem i zastanawiam się czy ktokolwiek kiedykolwiek przed powołaniem go na obecne stanowisko zechciał posłuchać go ze zrozumieniem. Czy tylko też pomyślano, że „będzie fajnie”. Wywiad, o którym pisze to wynurzenia Nałęcza na temat relacji polsko- rosyjskich w kontekście sprawy Chodorkowskiego i przestrzegania w Rosji praw człowieka. Uzasadniając, jak przynajmniej ja to rozumiem, to, że nasz Prezydent nie zabierze głosu w sprawie osobistego więźnia politycznego rosyjskiego wielkorządcy doradca głowy państwa wygłasza takie oto kuriozalne słowa:

Prezydent przez wiele lat walczył o wolność, ceni sobie wolność, więc trudno, żeby nie myślał krytycznie o takiej sytuacji. Nawet jak nic nie powie, to krytyczny osąd prezydenta w oczywisty sposób wynika z życiorysu prezydenta i jego systemu wartości – powiedział profesor.”

Z tego bełkotu złożonego na okrągło przez pana profesora najoczywistsze jest chyba stwierdzenie, że Prezydent „ceni sobie wolność”. Sobie i tyle starczy.
Jak słyszeliśmy nie tak dawno, po stronie Prezydenta Rzeczpospolitej zbyt wielka władza nie spoczywa. Urząd ten w zasadzie jest więc raczej czymś w rodzaju naszego narodowego relikwiarza zawierającego czy też powinnego zawierać nasza zbiorową godność i wzorzec honoru. O Realpolitik dbać powinien rząd a szczególności w przypadku relacji z sąsiadami Premier i szef MSZ. Prezydent zaś szczególnie powinien być w swych działaniach skupiony na prezentowaniu wizerunku państwa w sposób, w jaki chcieliby go widzieć nasi i obcy obywatele gdyby zażyczyli sobie „bajki i III Rzeczpospolitej”.

A bajka ta powinna w sobie zawierać i ten epizod, w którym to myśmy mieli swoich, takich MegaChodorkowskich a ci, co na to patrzyli raczej nie „cenili sobie” naszej wolności tylko mniej lub bardziej wprost potrafili wyartykułować co sądzą o odmianie wolności serwowanej przez naszych MegaPutinków.

Jeśli miałbym wskazać sposób, w jaki o takich sprawach miałby mówić ktoś usytuowany tak, jak nasz Prezydent to do głowy mi przychodzi replika, która wygłosił pod adresem tokującego Chugo Chaveza król Hiszpanii Juan Carlos. „Chavez, zamknij się w końcu!” powiedział. Nie ważne było, że ówczesny (i obecny) premier kraju, którego głową jest król, nawiązywał właśnie był „przyjacielskie stosunki” z dyktatorem Wenezueli.

Z czego wynika ta amnezja „ceniącego sobie wolność” Prezydenta, który jeśli coś tam i powie o swym stosunku do sytuacji w Rosji to pewnie powie to pani Prezydentowej przy kolacji. To efekt doboru otoczenia. Otoczenia, któremu Komorowski oddał całkowicie władzę nad swoim wizerunkiem. Czemu zresztą trudno się dziwić zważywszy że sam tej władzy pewnie by wykorzystać nie potrafił. Ale dał się komuś nakłonić by zbudować swe otoczenie w myśl znanej na wszystkich podwórkach świata zasady „będzie fajnie”. I jest. Z każdym kolejnym epizodem coraz bardziej.

Jeśli obecna prezydentura zakończy… Miałem zamiar napisać „zakończy się porażka ale zmitygowałem się. Porażka to ona jest od początku mym skromnym zdaniem. Jeśli więc ta Prezydentura zapisze się w powszechnej opinii jako zła Prezydentura to winę za to ponosić będą nie media, nie „szczujni” dziennikarze ani nikt inny z zewnątrz. Jakby nie był wrogo do pana Komorowskiego nastawiony. Inni szatani będą tam czynni. Ci sami, co to ich wynajęto, by „było fajnie”. Z ciągle rozradowanym „pierwszym złym duchem” na czele.

http://www.tvn24.pl/-1,1687530,0,1,nie-mozemy-uzalezniac-relacji-od-polityki-wewnetrznej-rosji,wiadomosc.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz