niedziela, 5 grudnia 2010

Szczerzy demokraci we wnyku Rymkiewicza

Gdzieś kiedyś obiecałem, że jak tylko skończę „Samuela Zborowskiego” to o tym napiszę. Oczywiście nie o fakcie skończenia przez mnie lektury tylko o tym jak odebrałem kolejne starcie Rymkiewicza z rzeczywistością. A wiem już, że było brutalne…

Rzecz jest o tyle skomplikowana, że zanim książkę skończyłem natknąłem się na dwa obszerne jej omówienia autorstwa Piotra Skwiecińskiego w Rzeczpospolitej* oraz Zbigniewa Mikołejki z Tygodnika Powszechnego**. Na tyle istotne, że niejako wyznaczające pole do dyskusji o książce. Próbując odświeżyć sobie ich argumenty pogrzebałem w ich poszukiwaniu w sieci i doszukałem się jeszcze kilku głosów na temat i Rymkiewicza i tej jego książki. Nie tak szerokich i poważnych jak dwa wspomniane ale jeszcze ciekawiej ukazujących kwestię, o której chciałbym napisać.
Prześlizgnę się tylko nad uwagami Pilcha*** i Szostkiewicza**** zwracając co najwyżej im uwagę na to, że nikt poważny, a i nie do końca poważny jak choćby ja, nie recenzuje niczego w oparciu o jakiś przeczytany w gazecie fragment. Szostkiewiczowi nadto warto wytknąć zupełną śmieszność gdy na podstawie pożyczonego od Pilcha cytatu zastanawia się nawet czy, jak to było w zwyczaju czasu Wojny Wroniej, nie odnieść Rymkiewiczowi posiadanych książek jego autorstwa. To taka facecja. O ton tylko strawniejsza niż uwagi „gwiazdy” naszej „młodej literatury” i „nowej lewicy” Tomasza Piątka***** któremu szczerze radziłbym aby raczej z równą wnikliwością przyjrzał się swemu pisaniu.

Ciekawsze są opinie Macieja Nowickiego******, Elizy Szybowicz******* i wreszcie Krzysztofa Lubczyńskiego********.

O ile Skwieciński i Mikołejko błędnie choć świadomie zdają się umykać przed odniesieniem tej książki do współczesności, co w przypadku Skwiecińskiego jest o tyle ciekawe że w samym tekście z umieszczania Rymkiewicza w kontekście współczesności i polityki nie rezygnuje ale szuka dla tego innych uzasadnień, to wspomniani na końcu autorzy lokują „Samuela Zborowskiego” jak najbardziej jako dzieło polityczne odniesione do współczesności. I popełniają błąd znacznie poważniejszy niż tamta ostrożność Skwiecińskiego i Mikołejki wolących wypominać Rymkiewiczowi historyczne nieścisłości.

O sporze o historyczną prawdę i dokładność pisać nie będę bo ją można zamknąć prostym odesłaniem Mikołejki i Skwiecińskiego do początku książki w którym sam autor ostrzega przed taki sposobem patrzenia na jego wizję losów Samuela. Błąd popełniony przez Nowickiego, Szybowicz i Lubczyńskiego jest o wiele ciekawszy a w swej istocie nawet dający się nazwać zabawnym. Od razu uprzedzę, że nie chodzi mi o dość prymitywne odniesienie współczesnego odczytania książki Rymkiewicza do konkretnego, dzisiejszego sporu politycznego.

Pisząc:

">„Samuel Zborowski” jest utworem głęboko politycznym, niemal na tej samej zasadzie co słowa „Jebał was pies” w jednym z wywiadów skierowane do wyborców Donalda Tuska.”

myli się Nowicki a sekunduje mu myląc się jeszcze bardziej Szybowicz gdy stwierdza:

Nie chodzi nawet o trudną do usunięcia świadomość, że Rymkiewicz kieruje się motywami prostymi i doraźnymi, że mówiąc o Samuelu Zborowskim, myśli o Jarosławie Kaczyńskim, a kanclerz Zamojski to dla niego Donald Tusk.”.

To bardzo płytkie widzenie tego, co o współczesności ma do powiedzenia Rymkiewicz. Przede wszystkim z tego powodu, ze , jak sądzę oczywiście z pokorą podkreślając ten mój subiektywizm postrzegania i sądu, Rymkiewicz pisząc o rzeczpospolitej nie za bardzo w ogóle dostrzega „wyborców Donalda Tuska” a już z cała pewnością nie napisałby dzieła o Jarosławie Kaczyńskim i Donaldzie Tusku. O ile jeszcze pewnie wcielenie Kaczyńskiego w skórę Zborowskiego przez głowę by mu przeleciało zresztą dokładnie tak samo jak wcielenie w nią choćby rosemanna i każdego innego (wynika to, o czym jeszcze powiem, z tego, co Samuel u Rymkiewicza uosabia) to Donalda Tuska jako złowrogiego Kanclerza przewracającego Polskę na pewno by nie pokazał. Myślę, że nie chciałoby mu się dla Tuska nie tylko pisać całej książki ale nawet jednego słowa. Zresztą i Tusk i Kaczyński przy rozważaniach o przyszłości ziem polskich zasiedlanych w przyszłości przez polskie lub niepolskie inteligentne ślimaki to perspektywa czasowa nie do zauważenia w ogóle.

Najciekawszą rzecz, wskazującą właśnie najwyraźniej istotę popełnionego błędu, powiedział (napisał) Krzysztof Lubczyński. Stwierdzając:

„Jakoś nie czuje się, by Rymkiewicz naprawdę wierzył, że magnacki watażka i niepohamowany, lekkomyślny gwałtownik może być wiarygodnym wolnościowym emblematem. Trochę to odbiera książce – by posłużyć się językiem młodzieży – power, energię tak dla Rymkiewicza charakterystyczną. Wyraża się to nawet w dość oszczędnym udzielaniu tytułowemu bohaterowi miejsca na kartach książki.”

przyznaje, nie zdając sobie zapewne wcale sporawy z tego, że wpadł w ten wnyk, który na niego i myślących podobnie zastawił Rymkiewicz.

„[…]że magnacki watażka i niepohamowany, lekkomyślny gwałtownik może być wiarygodnym wolnościowym emblematem”

Przenieśmy to na grunt dzisiejszy bo o dzisiaj wszak pisze Rymkiewicz ubierając aktorów w kostium wieku XVI. Kto może wedle dzisiejszych wzorców i reguł dzisiaj panujących być „wolnościowym emblematem”? Czy w ogóle w systemie, który opiera się na wpajanym nam przekonaniu, że „wszyscy równi” może być ktoś, kto będzie „emblematem wolnościowym” albo, tym bardziej, kto nie będzie? Czy jest ktoś, kto dziś symbolizuje bardziej wolność i demokrację niż na przykład rosemann? Albo hipotetyczny pan Janek z Pacanowa? Albo ktokolwiek inny tutaj? W tym Samuel Zborowski - watażka i niepohamowany, lekkomyślny gwałtownik, gdyby dziś żył? Wszak pojawienie się takiej ikony, która bardziej niż inni byłaby emblematem to oczywiste zaprzeczenie podnoszonego z czasem coraz bardziej (aż do granic karykatury chwilami) egalitaryzmu tej rzeczywistości, którą konstruuje demokracja jako system.

Ale nie za bardzo dziwi mnie, choć przyznam, że bawi, to wpadanie szczerych demokratów we wnyk który na nich zastawił Rymkiewicz ze swym watażką Samuelem. Nie w takie wnyki oni już przecież wpadali. Ot wspomnieć wystarczy nam przejściowy epizod zatrzęsienia naszym fundamentem demokracji gdy okazało się na przykład, ze z jej reguł, za jakieś tam zasługi i jakichś tam powodów zwolniony jest Bronisław Geremek lekceważący powszechne w Rzeczpospolitej reguły prawne i wzbudzający tym podziw szczerych demokratów. Bo demokracja demokracją ale są wszyscy równi i paru równiejszych. Samuel się widocznie nie łapie ale jakby się starał to kto wie?

Na chwilę wróćmy do XVI wieku oraz do uwag Skwiecińskiego i Mikołejki. Choć to taki wybieg by za chwilę tryumfalnie wrócić do współczesności. Obaj autorzy nie mogą darować Rymkiewiczowi tego, że wolność tamtych obywateli utożsamia on z czymś, co oni nazywają „anarchią”. Nie przypadkiem napisałem w cudzysłowie choć obaj panowie taką interpunkcję z całym przekonaniem sobie darowali. Ja darować nie mogłem bo i tu dostrzegam błąd obu panów. Wskazujący na to chyba, że umknął obu panom ten rozdział, w którym Rymkiewicz podaje prawną podstawę tego, co panowie (przynajmniej w przypadku sporu Zborowskich z królem) nazywają anarchią. Chodzi mi o XVII artykuł henrycjański. Pisałem już o nim ale napisze jeszcze raz. On, tak jak i cała reszta zapisów, zasługujące na by je traktować łącznie jako nasz powód do dumy raczej niż wstydu, był zaprzysiężonym przez króla prawem. I jeśli monarcha (Walezy albo każdy następny po nim) nie zadbał o to by uściślić reguły jego stosowania to znaczy, że był durniem albo od razu zamierzał nic sobie z niego nie robić. A w takiej postaci sprawiał, że w ogóle trudno jakiekolwiek wystąpienie szlachcica przeciwko królowi mieć za coś bezprawnego!

Ta wierność stanowionemu prawu przewrotnie sprawia, ze Rymkiewicz z miejsca przestaje nam jawić się jako postać anachroniczna. Anachroniczni zaczynają być jego adwersarze. I nie o słowa, w tym te o Rymkiewiczu mi tylko chodzi. Wróćmy więc do obecnej rzeczywistości i przespacerujmy się warszawską ulicą 11 listopada 2010 r. Nie da się za bardzo… Nie da się bo trwa na niej walka o wolność, niepodległość, demokrację i internacjonalizm. A między walczącymi przemykają grupki stróżów prawa walczące o to by prawo zaczęło być przestrzegane. I czym różni się ta warszawska ulica od Polski wieku XVI. Tym, że na te rozróby żadnego „artykułu XVII” nie ma. I nic nie zmieni chór „szczerych demokratów”, który uważa, że nic to bo na „pogrobowców ONR-u” żadne prawo im nie jest potrzebne. Czym się ta banda „dzielnych chłopców” różni od Samuela Zborowskiego? Tym, że on miał ten cholerny XVII artykuł i był w prawie! Inaczej niż wy „szczerzy demokraci”. I na tym wnyk Rymkiewicza właśnie polega.

* Piotr Skwieciński „Trumna z szybką”, „Rzeczpospolita”, 30.10 – 1.11.2010 r., str. P8-P9 (tekst na stronie gazety dostępny tylko za opłatą: http://stara.rp.pl/artykul/556360,556434.html

**Zbigniew Mikołejko, Martwa natura ze ściętą głową” / 16.11.2010 Tygodnik powszechny, http://tygodnik.onet.pl/1,55669,druk.html

*** http://www.przekroj.pl/publicystyka_pilch_artykul,7162.html?print=1


**** http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=687

***** http://www.krytykapolityczna.pl/TomaszPiatek/Goraczkowytreatmentfilmowy/menuid-215.html

****** http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/newsweek_kultura/samuel-zborowski-kontra-tusk,67960,1

******* http://www.dwutygodnik.com.pl/artykul/1587-rokosz-rymkiewicza.html

******** http://www.pisarze.pl/index.php/recenzje/59-krzysztof-lubczyski-zoty-wiek-postmodernistycznie-widziany.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz