piątek, 3 grudnia 2010

Lingwistyka stosowana czyli rzecz o standardach PO

Pisać o sprawie senatora Ludwiczuka, reprezentującego do wczoraj Platforme Obywatelską, zamiaru absolutnie nie miałem bo sprawa ani tego warta ani w naszej rzeczywistości politycznej jakaś wyjątkowa. Jeśli ktoś się zbulwersował to znaczy, że mało w tym świecie obeznany. To, że jednak nad pewnym aspektem sprawy zdecydowałem się pochylić sprawił pewien odprysk tekstu obserwatora z daleka zatytułowanego „Pick and roll senatora Ludwiczuka”*. Konkretnie zaś wymiana komentarzy autora i gw1990 w sprawie pominięcia w tekście przynależności partyjnej polityka i dygnitarza. I właśnie to wywołało we mnie pewna refleksję. A w zasadzie to oraz gwałtowne zerwanie pępowiny łączącej pana Ludwiczuka z PO. Ta pępowina, co to jeszcze przedwczoraj była a wczoraj uległa dezintegracji jest w tym wszystkim najbardziej interesująca. Zważywszy oczywiście na to, co zostało zarejestrowane i co potem z takim hukiem ujrzało światło dzienne.

Nikogo chyba nie muszę ani nie mam zamiaru przekonywać, że swą specyficzną kulturą bycia pan senator nie zaskoczył mnie za bardzo ale zdumiał za to jej skondensowaniem. Uczciwie przyznam iż za nic nie mogę sobie przypomnieć żebym w świecie bardziej dla mnie realnym niż telewizyjne transmisje słyszał takie zmasowanie słowa „qrwa” w jednym ciągu wypowiedzi konkretnej osoby. I powinno to być uznane za coś w rodzaju najwyższej rekomendacji w dziedzinie sprawnego posługiwania się wspomnianym słowem zważywszy na to, że mieszkam w dość podejrzanej dzielnicy a moja ulica jest w niej podejrzana najbardziej. Tak więc, qrwa, szacun,qrwa, panie, qurwa, Senatorze!

I tu dochodzimy do sedna sprawy, w której to mistrzostwo pana Ludwiczuka odgrywa sprawę niebagatelną. Ale zanim ją skonkretyzuję warto chwilkę poświęcić ogłoszonemu wczoraj finałowi owego pępowinowego związku Ludwiczuk-PO. Jak można było usłyszeć w oświadczeniu, wygłoszonym przez pana Senatora odchodzi on gdyż „- Utrzymując standardy, które obowiązują w Platformie, nie chcąc, żeby to, co się wydarzyło miało jakikolwiek wpływ na tę partię, rezygnuję z członkostwa w PO do czasu wyjaśnienia tej sprawy”**. Przyznam tak na marginesie, że ten sam koniec, czyli „do czasu” trochę zaskakuje. Zaskakuje choćby w zestawieniu z opiniami byłych już czy też chwilowo partyjnych kolegów pana Senatora którz wieścili „złamanie kariery” wspomnianego***. Zaskakuje ale nie dziwi. Nie dziwi jeśli spróbuje się ogarnąć rozumem ten niespodziewany coming out pana Ludwiczuka jako najświeższego wcielenia politycznego mr.Hyde’a. Jeśli chcieć próbować wyjaśnić skąd się wziął w polityce a bardziej konkretnie w Platformie Obywatelskiej taki ktoś jak ten pan Ludwiczuk, który wyłania się z tych „prywatnych rozmów” upublicznionych w ostatnich dniach.
Zanim przedstawię możliwe wyjaśnienia tego objawienia jedna uwaga, odnosząca się zresztą do podniesionego przez głównego aktora zdarzenia „prywatnego charakteru” prowadzonej konwersacji. Na miejscu pana Ludwiczuka tak bardzo nie akcentowałbym tego aspektu sprawy. Jak wiadomo prywatnie jesteśmy bardziej otwarci, bardziej szczerzy i bardziej skłonni ujawniać naszą prawdziwą twarz. Dając więc wiarę tej uwadze pana Senatora o „prywatnym charakterze” przyjmuję, że właśnie na tej taśmie ujawnił się nam pan Ludwiczuk takim, jakim naprawdę jest.

Ale wróćmy do zasadniczego pytania czyli do tego skąd ciskający „qrwami” jak ruski pulimiot kulami polityk wziął się w PO. Oczywiście wziął się stąd że go PO sobie przygarnęła z jakichś powodów. Bez wątpienia nie zrobiła tego z uwagi na lingwistyczne zdolności pana Senatora (choć na dobrą sprawę kto wie…). Ale zrobiła to mimo tych zdolności. Bo chyba taka kulturę bycia, która wedle samego pana Senatora nijak nie przystaje do „standardów PO”, prezentował pan Ludwiczuk jeszcze przed tą polityczną adopcja. Trudno wszak założyć, że dorosły chłop, wchodząc do polityki jako istny okaz nieskalanej niczym, wrodzonej grzeczności dopiero po tym fakcie stał się TYM Ludwiczukiem z nagrania. Ale do końca wykluczyć nie możemy. I to byłoby dopiero ciekawe a nawet zabawne. Może faktycznie wchodzący do polityki i do PO pan obecny Senator na dźwięk tak teraz lubianego przez siebie słowa rumienił się zawstydzony. I dopiero „standardy PO” ten jego stosunek zmieniły?

Jak by nie było i tak w tym wszystkim nie można nie zadać partii, która tak szybko i tak bezboleśnie z problemem się rozliczyła pytania następującego: Szanowni politycy Platformy Obywatelskiej. Czy pozwalając panu Ludwiczukowi na karierę w waszej partii zakończoną osiągnięciem zaszczytnej godności Senatora RP wiedzieliście, że prezentuje on kulturę bycia pasującą bardziej niż do Senatu RP do jakiejś obskurnej meliny? Czy może takiej kultury nabrał on dopiero po tym gdy zaczął wspinać się w waszej partii po szczeblach kariery?

Nie ukrywam i uczciwie przyznaję, że casus senatora PO Ludwiczuka uważam za przypadek wynikający z faktu, że to akurat on dał się złapać. Nie mam też złudzeń, że podobne pytania byłyby zapewne nie od rzeczy pod adresem każdej z funkcjonujących w głównym nurcie naszej politycznej sceny partii.

* http://lubczasopismo.salon24.pl/infobloger/post/255928,pick-and-roll-senatora-ludwiczuka
** http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/senator-ludwiczuk-odchodzi-z-po,68805,1
*** http://www.tvn24.pl/0,1684633,0,1,miodowicz-senator-zlamal-sobie-kariere,wiadomosc.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz