wtorek, 4 lutego 2014

Józef Wisarionowicz, ojciec naszej wolności



Kiedyś, kiedy niezawodny Andrzej Romanowski przy okazji ubiegłorocznych urodzin Wojciecha Jaruzelskiego, nie pierwszy raz starał się uświadamiać Polakom dramatyczne wybory i heroiczne przewagi naszego bohatera narodowego, napisałem tekst „Pomnik Feldmarszałka Keitela”* (forma nazwiska jak w tamtym tekście, wiem, że powinno być inaczej). Zasugerowałem w nim, że zanim będziemy Jaruzelskiemu, w podzięce za to, że siadł do okrągłego stołu, stawiać pomniki, powinniśmy pomyśleć o monumentach dla niemieckiego feldmarszałka, który też kiedyś usiadł do stołu, kończąc swoim podpisem koszmar znacznie większy niż nasza sowiecka niewola. Analogia ta była w mojej ocenie bardzo celna, gdyż tak samo Keitel miał wybór jak Jaruzelski. Gdyby go mieli bez ograniczeń, krew pewnie lałaby się, lała, lała jeszcze długo.

Przypomniałem sobie ten tekst, gdy przeczytałem o kontrowersjach, jakie wywołał projekt uchwały, przygotowanej przez SLD na okoliczność jutrzejszej rocznicy uruchomienia naszego „mebla wolności”**. Po sławetnej „czerwonej książeczce” autorstwa SLD przyznam, że zaproponowana treść jakoś szczególnie nie szokuje. Oczywiście nie szokuje a nawet zaskakuje pozytywnie ale  jako treść autorstwa SLD. Kontrowersje w ocenie przeciwników takiej treści uchwały wzbudziła część, w której dziękuje się „wszystkim, którzy przyczynili się do koncepcji porozumienia narodowego” i podkreśla się „mądrość i patriotyzm” jego twórców. Myślę, że problem głownie w tym, kto był twórcą oraz w odgadnięciu czy kierowała nim mądrość czy raczej patriotyzm. Ale porzućmy żarciki.
Kontrakt ów nigdy chyba nie przestanie budzić kontrowersji. Po latach w ocenach tego zdarzenia równie często jak wspomniany „patriotyzm” pojawia się też „oszustwo”. Tylko mądrości nikt nie neguje. Mądrości tej strony, która za ten mebel została zawleczona.

Gdyby literalnie, choć mniej poważnie podejść do treści uchwały i do umieszczenia w niej wszystkich, bez wskazania,  wyraźnego wyróżnienia którzy z nich chcieli a którzy musieli, można zaryzykować dołączenie do tego grona także i postaci umieszczonej w tytule. Wszak nie da się zaprzeczyć, że żadne „porozumienie narodowe” nie byłoby absolutnie możliwe, gdyby „wujek Soso” wcześniej nie zafundował nam „narodowego nieporozumienia”. W pakiecie z tymi, którzy w przyszłości mieli się „przyczyniać”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz